Rosyjska ruletka - zalanie czy odkręcony gaz?
Mieszkanie w bloku jest jak jeden organizm. Choć każdy z mieszkańców żyje w swoim świecie, wszyscy są zależni od siebie. Wypadki w naszym M4 mogą dotkliwie odczuć pozostali lokatorzy. Nie wyłączony gaz czy zalanie to nie jedyne problemy, które mogą nas spotkać. Często kłopotem są także ich sprawcy, który choć odpowiadają za wypadek - nie chcą współpracować. Czy w spornych sytuacjach spółdzielnie i wspólnoty mają prawo interweniować?
"Mam mieszkanie w bloku, sąsiedzi nade mną to małżeństwo starszych osób, którzy mieszkają sami. Notorycznie zdarzają się wszelakie wypadki z ich strony. Dzwonienie po nocach do naszych drzwi, bo Państwo pomylili piętra czy nieprzyjemny zapach ich kotów to tylko najłatwiejsze przypadki. Wraz z mężem zastanawiamy się co będzie gdy któreś nie wyłączy kuchenki i dojdzie do wypadku. Ostatnio na suficie w kuchni pojawiła sie plama od zalania. Ewidentnie coś się u nich stało. Zalanie było małe także nie było potrzeby robić afery, ale co bedzie gdy następnym razem stanie się coś poważniejszego. Niestety wszelkie próby dogadania sie z nimi kończą się fiaskiem. Oni w ciągu dna śpią, budzą się nocą. Szuranie i przestawianie mebli to norma. Zastanawiam sie skąd w straszych ludziach tyle siły i co oni tam robią? Wspólnota nie jest w stanie nic zadziałać, mimo że na problemy z nimi uskarżają się wszyscy mieszkańcy pionu" - mówi jedna z mieszkanek gdańskiego osiedla.
Zobacz też: Inflacja niższa niż się spodziewano. Dlaczego?
Śmierdzący składzik za ścianą
Zdarza się, że nasi sąsiedzi są na bakier z porządkiem lub cierpią na zbieractwo. Za ich sprawą na klatce schodowej i w mieszkaniach panoszy się robactwo. Zdarza się, że wspólnota czy spółdzielnia finansuje dezynsekcje zarówno wszystkich lokali mieszkalnych jak i użytkowych. Na jakiś czas jest spokój, ale z czasem problem wraca. - "Mieszka nade mną kobieta, która zbiera wszelkie rzeczy ze śmetników, nie wpuszcza obcych do mieszkania więc tak naprawde nawet nie wiadomo co tam się dzieje. Na prośby i groźby mieszkańców syn kobiety obiecuje, że się tym zajmie. Niestety na obietnicach sie kończy, a my jako mieszkańcy jesteśmy bezsilni. W czasie dezynfekcji kobieta nie chciała wpuścić pracowników do środka. Udało się to dopiero po ingerencji pozostałych sąsiadów. Jak dowiedziałam się od Panów dezynfekujących lokale, na samych drzwiach wejściowych kobiety siedziało kilkadziesiąt prusaków. Z przerażeniem myślę, że to wszystko chodzi po mieszkaniu nade mną" - żali się Pani Małgorzata z warszawskiego Bemowa.
Niestety właściciel mieszkania nie ma obowiązku wpuszczenia nas do siebie. Według polskich przepisów nawet funkcjonariusze policji nie mogą wejść do środka w przypadkach naruszenia ciszy nocnej czy dziennym hałasowaniu. Mają natomiast takie prawo, gdy istnieje uzasadnione podejrzenie, że w środku znajduje się ścigana przez prawo osoba lub rzecz pochodząca z kradzieży. Potrzebne jest wtedy jednak postanowienie o przeszukaniu wydane przez prokuratora lub sąd. Przeszukiwania mogą być prowadzone tylko w godzinach 6 - 22. Straż miejsca czy gminna ma prawo wejść do lokalu bez żadnego nakazu między innymi w celu sprawdzenia, co spalanie jest w piecu. Prawo wdarcia się do mieszkania ma oczywiście także straż pożarna w przypadku zagrożenia ludzkiego życia, zdrowia czy mienia.
Neonem w sąsiada
Gorzej gdy naszym sąsiadem jest sklep. Zdarza się, że właściciele takiej placówki bez naszej zgody zamontują sobie baner, którego blask świeci wieczorami w naszym mieszkaniu. Wraz z rozporządzeniem w sprawie warunków technicznych użytkowania budynków mieszkalnych (DzU z 1999 r. nr 74, poz. 836 ze zm.), istnieje zakaz instalowania urządzeń i nośników reklamowych oraz innych niezwiązanych z użytkowaniem budynku bądź mieszkania, kiedy ograniczają one dzienne oświetlenie mieszkania. Nie znaczy to jednak, że nie można ich wcale montować. Jeśli wyświetlacz nie zasłania okien, wisi na ślepej ścianie czy na klatce schodowej, nie ma przeszkód by sie tam znajdowały. Niestety przepisy, jak to często bywa nie są precyzyjne, a ich obejście jest możliwe. Samo stwierdzenie, że reklama nie może ograniczać dziennego oświetlenia mieszkania jest bardzo problematyczne. Nie ma wspomniane nic na temat zasłanianiu okien nocą.
Również w przypadku małych reklam na ścianach domu czy ogrodzeniach prawo ogranicza przedsiębiorców. Niestety z uwagi na nieprzejrzystość przepisów, w różnych miejscowościach, spółdzielniach czy wspólnotach mieszkaniowych są one wielako traktowane. Jeżeli chcemy wywiesić reklamę w domu, w którym mieszkamy to nawet, gdy jesteśmy członkiem spółdzielni mieszkaniowej czy dysponujemy mieszkaniem we wspólnocie, nie możemy wywiesić tablicy bez ich zgody. Zanim lokator wywiesi reklamę musi zawrzeć stosowną umowę ze spółdzielną czy wspólnotą. Bywa jednak, że prawo sobie a przedsiębiorczy sąsiad sobie.
Czytaj także: Rodzice będą krócej pracować? Projekt PSL ponownie w Sejmie
Niech żyje bal
Kolejnym przykładem sąsiadów, którzy spędzają nam sen z powiek są wieczni balangowicze. I powiedzmy sobie szczerze, nie chodzi o przypadki gdy młodzi lokatorzy raz na jakis czas zorganizują imprezę i jedynym problemem są hałaśliwi goście. Sąsiedzi, którzy lubują się w niekończączących się zabawach to często wiele więcej problemów. Głośna muzyka grana od rana do rana, pijane, często agresywne towarzystwo to najczęściej spotykane. Wzywanie policji często nie daje oczekiwanych rezultatów, a sami narażamy się na odwet ze strony krewkiego siąsiada. Według polskiego prawa zakłócanie spokoju sąsiadom, a także naruszanie ich prawa do spokoju i wypoczynku jest wykroczeniem. Zgodnie z art. 51 § 1 Kodeksu wykroczeń kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Rażące lub uporczywe wykraczanie przeciwko porządkowi domowemu może spowodować nawet wygaśnięcie spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu, lub jego sprzedaż w drodze licytacji w przypadku spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu lub własności lokali.
Uciążliwi sąsiedzi są prawdziwym utrapieniem. I choć przepisy ustalają pewne normy "wspólnego zamieszkiwania" bloków czy kamienic, w rzeczywistości przypomina to walkę z wiatrakami. Aby nieznośny mieszkaniec został pozbawiony prawa do lokalu musi upłynąć wiele czasu, a jego sąsiadów czeka prawdziwa wojna o spokój. Jak pokazuje praktyka w rozmowach z niepokornymi lokatorami warto zawsze mieć świadków. Najczęściej przecież problemy dotykają więcej niż jedną osobę. Popularnym ostatnio przykładem walki z uciążliwościami są wywieszanie na klatkach schodowych pisemnie upomnienia czy prośby. Może to mało eleganckie, ale ...często skuteczne.