Alternatywny sposób na ogrzewanie zimą, ale czy tani?
Wielu Polaków z pewnością długo w tym roku odwlekało rozpoczęcie sezonu grzewczego. Przyczyniły się do tego oczywiście wysokie ceny za węgiel i energię elektryczną. Jednak minusowe temperatury w listopadzie zmuszają do ogrzewania pomieszczeń. Polacy szukają na to różnych, alternatywnych rozwiązań. Jeszcze niedawno sam prezes partii PiS Jarosław Kaczyński namawiał, by grzać czymkolwiek. Spora część obywateli prawdopodobnie tak właśnie zrobi, co może mocno przyczynić się do pogorszenia jakości powietrza.
Jeszcze niedawno, bo 21 października br. Anna Moskwa, minister klimatu przyznała, że ok. 600 - 700 rodzin nie jest zaopatrzonych w węgiel. Obecnie ta liczba może być mniejsza, jednak wciąż wielu Polaków pozostaje bez źródła ogrzewania, a zima zbliża się nieubłaganie.
Polacy wykupują farelki. Nie chcą marznąć w zimę
W obawie przed marznięciem Polacy decydują się na doraźne ogrzewanie elektryczne, choćby tymczasowe. Wykupują farelki czy grzejniki olejowe. Coraz szybciej znikają one ze sklepów stacjonarnych i internetowych. Polacy zdają sobie sprawę, że każda forma ogrzania mieszkania tudzież domu jednorodzinnego w tym roku mocno podrożała. Ratują się tym, czym mogą i tym, co na rynku jest względnie tanie i o ile farelka to koszt minimum kilkudziesięciu złotych, to podłączona cały czas do gniazdka elektrycznego wygeneruje wysokie rachunki, a przecież tego Polacy właśnie chcą uniknąć. Takie rozwiązanie dobrze się sprawdzi w przypadku małego pomieszczenia np. pokoju, w którym obecnie przebywamy. Posłuży do tymczasowego ogrzania. Farelkę warto więc włączać tylko wtedy, gdy rzeczywiście odczujemy taką potrzebę.