Électricité de France jest największym zagranicznym graczem na polskim rynku energetycznym. Firma inwestuje w Polsce od 1998 r. Pod jej kontrolą są m.in. elektrociepłownie w Gdańsku, Krakowie, Gdyni, Zielonej Górze, Toruniu, Rybniku i we Włocławku. Chęć ich sprzedaży wynika ze zmiany strategii koncernu – pozbywa się on powoli ze swojego portfela wszystkich spółek, które zlokalizowane są poza Francją.
Sprawdź także: Największy przetarg na dostawę energii elektrycznej w Polsce rozstrzygnięty
Ministerstwo Energii chciało wykorzystać tę okazję, aby zrepolonizować polskie elektrociepłownie. Enea, PGE, Energa i PGNiG, czyli cztery koncerny energetyczne kontrolowane przez skarb państwa, ogłosiły we wrześniu, że chcą je odkupić od EdF. Koncern nie przyjął jednak polskiej oferty tłumacząc, że nie mógł tego zrobić z powodów proceduralnych. W tym tygodniu poinformował z kolei, że prowadzi już negocjacje na wyłączność z dwoma inwestorami: Energetickym a Prumyslovym Holdingiem z Czech i australijskim funduszem IFM Investors.
Czytaj też: Setki tysięcy zł dla prywatnej kancelarii od Enei
Mimo odrzucenia przez francuską spółkę oferty polskiego rządu, będzie miał on spory wpływ na ostateczny rezultat negocjacji. Aktywa Grupy EdF są na liście spółek strategicznych, w związku z czym rząd ma prawo zawetowania sprzedaży, jeśli inwestor, który chce je nabyć, nie zapewni odpowiednich gwarancji rozwoju spółce.
Jak powiedział w rozmowie z „Wyborczą" Krzysztof Pawlisz z kancelarii Kawecki & Szlęzak, niektóre przesłanki, umożliwiające odmówienie zgody na dokonanie transakcji są niejasne i pozwalają na naciąganie ich interpretacji.
Stanowi to dla potencjalnych nabywców elektrociepłowni pewne zagrożenie, ponieważ inwestorowi, który mimo zawetowania transakcji wejdzie do Polski, grozi kara pozbawienia wolności do pięciu lat oraz grzywna, która może wynieść nawet 100 mln zł.
Źródło: wyborcza.biz