Prezes NPP powiedział, bez problemu zgodzi się na ustawę o jawności wynagrodzeń w NBP, ale żeby ujawniać jakiekolwiek pensje, najpierw potrzebne jest odpowiednie prawo. - Ja w tej chwili mogę jednym naciśnięciem klawisza ujawnić państwu zarobki 3300 pracowników, ale prawo na to nie pozwala - wyjaśnił. Dodał, że żaden znany mu bank centralny nie stosuje takiej zasady, a we wszystkich bankach prezes zarabia więcej niż prezydent czy premier.
- Ustawa o NBP mówi, że punktem odniesienia są wynagrodzenia w systemie bankowym, a nie premiera czy prezydenta. To normalne i nie ma w tym nic bulwersującego powiedział - powiedział.
Zauważył, że najwięcej emocji wzbudziła kwestia wynagrodzeń dwóch dyrektorek.
- Haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwiema matkami i ich dziećmi, mężami i rodzicami. Wszyscy są tym zbulwersowani, kiedy się o tym prywatnie rozmawia - ocenił i dodał, że połowa dyrektorów w NBP to kobiety, a bank dba o równość płac.
- Pani Martyna Wojciechowska jest wśród 14 dyrektorów, którzy zarabiają podobnie - stwierdził.
Glapiński zwrócił uwagę, że ustawa o jawności płac byłaby fatalna w skutkach dla banku i utrudni pracę oraz nabór.