O wtorkowym zajściu na lotnisku im. Fryderyka Chopina, poinformowała w środę Komenda Stołecznej Policji. W czasie odprawy lotu z Warszawy do Londynu, jeden z pasażerów "zażartował", że może mieć bombę.
Zobacz również: Warszawska policja poszukuje... mistrza Yody! Wartość lalki to 6 tys. zł
"Pozostawiając go, zapytał obsługę: :co będzie, jak w bagażu będzie bomba?". Na pytanie pracownika, czy jest coś, co może stwarzać zagrożenie, odpowiedział, że "chyba raczej nie ma", i oddalił się, nie udzielając wyjaśnień obsłudze" - wyjaśniła w rozmowie z PAP Edyta Adamus z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.
- Takie zachowanie pasażera zaniepokoiło pracowników lotniska, którzy poinformowali o zdarzeniu policjantów. Ci szybko ustalili właściciela bagażu, a następnie pirotechnicy Straży Granicznej sprawdzili, czy w torbie nie znajdują się przedmioty czy urządzenia, mogące stwarzać zagrożenie" - dodała. Jak podkreśliła, mężczyzna widząc, że sytuacja jest bardzo poważna, zaczął tłumaczyć, że to był głupi żart.
"Żart" zakończył się wypisaniem dwóch mandatów po 500 złotych. Jeden nałożono na mocy ustawy Prawo Lotnicze, która reguluje podstawowe przepisy porządkowe związane z bezpieczeństwem i ochroną lotów i lotnisk. Drugi mandat mężczyzna dostał za złamanie przepisów kodeksu wykroczeń. Dodatkowo przedstawiciel linii lotniczych, którymi miał lecieć mężczyzna, zadecydował o wycofaniu tego pasażera z lotu i nie wpuszczeniu go na pokład samolotu.
Sprawdź koniecznie: Policja z Niemiec szuka Polaka, który... co miesiąc robi im przelew na 30 euro
Policja przypomina, że za fałszywe alarmy grozi nawet do ośmiu lat więzienia. W ostatnich miesiącach doszło do kilku sytuacji, w których z powodów tego typu "żartów" ewakuowano lotniska - m.in. w Warszawie i w podwarszawskim Modlinie.
Źródło: policja.waw.pl