Google, Facebook, a także np. Amazon to firmy żyjące m.in. z reklam i/lub sprzedaży towarów w internecie. Unia zaproponowały, by właśnie takie „sieciowe molochy" objęte zostały dodatkowym, 3 proc. podatkiem. Dokładnie mowa o firmach, których łączne, globalne przychody z tytułu sprzedaży internetowej przekraczają 750 mln euro rocznie, zaś w skali unijnej 50 mln euro.
ZOBACZ: Polska będzie więcej dopłacać do budżetu UE niż z niego dostaje!
Pierre Moscovic, unijny komisarz ds. gospodarki i finansów, twierdzi, że podatek od zysku ze sprzedaży w internecie i reklam w sieciach społecznościowych byłby korzystny dla wszystkich obywateli UE. Na razie jednak z oceną, jak bardzo, trzeba poczekać. Po dwudniowym posiedzeniu ministrów finansów Unii Europejskiej w Sofii sprawa „internetowego" podatku pozostaje otwarta.
- Niektóre kraje nie chcą podejmować decyzji w ostatniej chwili – powiedział na konferencji prasowej Władisław Goranow, minister finansów Bułgarii.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Czarna lista Facebooka. Lepiej nie używaj tych wyrazów
Skąd pomysł, by objąć np. Google'a dodatkowym, 3 proc. podatkiem? Komisja Europejska tłumaczy, że takie firmy oszczędzają, bowiem w wielu krajach nie mają swoich przedstawicielstw w ogóle, albo lokują je w państwach, gdzie są korzystne warunki podatkowe. Unia chce, by teraz spółki płaciły podatki tam, gdzie dostarczają usługi. Największymi zwolennikami nowych przepisów mają być Niemcy i Francja. To jednak za mało, bowiem decyzja w sprawie internetowych gigantów musi zostać podjęta jednogłośnie przez wszystkie kraje UE.