Będąc w stolicy Podhala, Zakopanem, obowiązkową pozycją są Krupówki, pełne lokali gastronomicznych, sklepów z pamiątkami i rzecz jasna ulicznych sprzedawców. Ci przekrzykują się, oferując nam czy to lokalny przysmak w postaci oscypków, czy też typowo „góralskie” klapki w ludowe wzory i bacowskie kapelusze. Tu pojawia się problem. Oscypki bowiem są zwykle najzwyklejszą roladą serową. Za te certyfikowane zapłacić trzeba kilkukrotnie więcej.
A co z lokalnymi klapkami i kapeluszami? Może i wyglądem przypominają „góralskie”, ale produkuje się je w odległych Chinach. W końcu taniej – z jednej fabryki lecą nie tylko do Zakopanego, ale też do wszystkich turystycznych miejscowości w Polsce.
Może więc przynajmniej na Gubałówce nie będą z nas zdzierać? Nic bardziej mylnego. Od 1 lipca 2018 roku wprowadzono opłaty za wejście na szlak prowadzący z centrum Zakopanego na szczyt Gubałówki. Już na początku naszej drogi dostrzeżemy wielki napis „Kasa”. Przedstawiciele właścicieli gruntu pobierają 3 złote od każdego dorosłego i „tylko 2,50 od dzieci. Tłumaczą, że to nie jest oficjalny szlak, tylko turyści sami zrobili sobie skrót przez ich prywatne tereny, za które płacą podatki.
No to jak już tak z nas zdarli, to trzeba zjeść coś na uspokojenie i się napić. Niespodzianek jednak nie koniec. W placku po zbójnicku zamiast deklarowanej porcji 120 gram mięsa jest go prawie o 1/3 mniej – dobrze zresztą, gdy to oferowana jagnięcina a nie… wołowina czy nawet wieprzowina.
Ryby potrafią ważyć niemal połowę mniej niż porcja, za którą zapłaciliśmy. Wypicie czegoś mocniejszego też jest ryzykowne – kieliszek czystej czy wiśniówki może mieć zamiast 40 np. 20 ml, albo zostać zmieszany z wodą.
Badania Inspekcji Handlowej w zeszłym sezonie (z tego sezonu zostaną opublikowane po jego zakończeniu) wskazują, że nieprawidłowości (np. nie informowanie o wadze produktu) występują w prawie 80 proc. placówek gastronomicznych w turystycznych rejonach Polski.
W samej Małopolsce w 2017 roku aż 23,4 proc. wyrobów i napojów w gastronomii było wadliwych. To spory wzrost, bo w 2013 roku wadliwość w tamtejszej gastronomii wynosiła zaledwie 6,7 proc.
Wysokie ceny w kurortach wczasowych nie dziwią. Lokalni przedsiębiorcy powtarzają, że muszą w sezonie zarobić na cały rok. Oczywiście górale pod tym względem mają lepiej – w zimę turyści też ich odwiedzą i dutki, czyli w gwarze pieniądze, zostawią. Nie przeszkadza to jednak, by jeszcze trochę przyoszczędzić na niewiedzy turystów.