Pani Elżbieta Wieczorkiewicz zdecydowała się spędzić wakacje nad morzem w Ustce. Jak to podczas wypoczynku bywa, nie chcemy tracić czasu na gotowanie na kwaterze. Kobieta zdecydowała, że zje posiłek w jednym z punktów gastronomicznych przy tamtejszej promenadzie. Po otrzymaniu zamówienia, a przede wszystkim rachunku za nie, pani Elżbieta oniemiała. Rachunek opiewał na 172 złote i 35 goryszy. Co dostała w zamian? Bynajmniej nie posiłek z restauracji odznaczonej gwiazdką Michelin.
- Zamawiając małą porcję świeżego turbota (smakiem przypominał mrożonego) otrzymałam ZLEPEK 5 kawałków otoczonych w kilogramowej panierce mącznej – napisała oburzona pani Elżbieta na swoim profilu na Facebooku, prosząc o udostępnianie wiadomości.
Na dowód przedstawiła zdjęcia jedzenia i paragonu. Powiedzieć, że wygląd posiłku nie jest zachęcający, to jak nie powiedzieć nic. Podobnie rachunek – za pół kilo jednej porcji ryby restauracja policzyła sobie niemal 60 złotych, za 600 gram drugiej już prawie 70 złotych. Do tego na rachunku widnieją dwie porcje surówki za łącznie ponad 40 złotych.
Niezadowolona klientka złożyła reklamację, ale lokal jej nie przyjął. Zdaniem pani Elżbiety tamtejszy szef kuchni miał stwierdzić, że po prostu mają takie porcje. Czy to wyjątkowa sytuacja? Okazuje się, że na profilu restauracji na stronie gowork.pl klienci lokalu tylko potwierdzają, że pani Elżbieta nie jest jedyną, która została „nabita w butelkę” w Ustce.
- Byliśmy z rodziną na obiedzie. 2 porcje frytek, devolay, ryba, zestaw nieświeżych surówek, o których Pani zapewniała, że są świeże. Ryba owszem dobra, niestety przez nasz błąd nie byliśmy przy ważeniu. I to odbiło się bardzo po kieszeni. Rachunek do zapłacenia 187 zł – napisał jeden z internautów.
- Byłam wraz z chłopakiem na obiedzie. Zamowilismy 2x dorsza z frytkami i surowkami. Nawalili nam zepsute smierdzace surowki i na wierzchu mielismy „arcydzieła” powstale z ogorka i pomidora tylko po to aby nabic wage. Rachunek wyniosl nas 173,25 zl, hanba zamknac ta budę!! - wtóruje inna internautka (pisownia oryginalna).
- Pracowałem tam jeden dzień. Nie warto. Wyzysk to synonim tego okropnego starego miejsca. Nieprzyjemnie. Wyśmianie przy każdej chęci odpoczynku (cały czas na nogach, a usiąść gdzie nie ma). Czasu na posiłek też nie ma. Chętnie rozwaliłbym tę budę, a właścicela zlicytował i do więzienia za takie traktowanie ludzi. Nie wspominając o tym jak oszukuje klientów. Zamawiają cokolwiek gdzie napisane w menu jest cena i za ile, a on nakłada na wagę i mnoży. np za 100 gram kotleta 7zł on nałoży 350 i każe zapłacić 25zł. Bez informowania klienta. A potem wyśmiewa jak się przychodzi na skargę. Bufetowa równie niemiła – skomentowała (pisownia oryginalna) internautka, która twierdzi, że w lokalu pracowała.
Próbowaliśmy dodzwonić się do lokalu, ale telefon pozostał głuchy.