Unijne przepisy są zbyt ambitne?
Dyrektywa w swoim głównym założeniu ma walczyć m.in. z ubóstwem energetycznym i emisją gazów cieplarnianych - budynki mieszkalne odpowiadają za 40 proc. emisji. Zgodnie z przyjętymi przepisami do 2040 r. z mieszkań mają zniknąć piece gazowe i węglowe, a zastąpić je mają pompy ciepła i fotowoltaika.
Zgodnie z przyjętymi zapisami, budynki mieszkalne w UE mają zmniejszyć średnie zużycie energii o 16 proc. do 2030 r. i o 20-22 proc. do 2035 r. Od 2030 r. zeroemisyjne powinny być wszystkie nowe budynki, a od 2028 r. - wszystkie nowe budynki użyteczności publicznej (szkoły, szpitale, urzędy). W związku z nowym prawem już w tym roku ruszą audyty, które przydzielą budynki do poszczególnych klas energetycznych.
Tymczasem w ocenie eksperta cytowanego przez Business Insider realizacja tych planów może być niezwykle trudna zwłaszcza w przypadku kamienic czy w starych blokach. Zdaniem Łubińskiego, "dyrektywa budynkowa spowoduje kolejny skokowy wzrost kosztów. Zwiększy się wysokość opłat na fundusz remontowy, i to nawet trzykrotnie". Jak dodaje, "już ubiegłoroczne podwyżki mediów, doprowadziły do dramatów.
"Emeryci mówią wprost, że nie są w stanie pokryć kosztów bieżącego funkcjonowania, a cóż dopiero gdy przyjdzie im ponieść koszty wymiany okien", bo jak twierdzi prezes firmy Admus, "okna nie należą do części wspólnych budynków, a więc ich wymiana spadnie na barki właścicieli mieszkań".
Przypomnijmy, że od 1 lipca 2024 r. ceny gazu, ciepła i prądu. Najubożsi będą mogli liczyć na pomoc w postaci tzw. bonu energetycznego. Jak już informowaliśmy, Polacy mają 290 mln zł długu wg. danych KRD, wobec spółdzielni mieszkaniowych właśnie z tytułu czynszu, wywozu śmieci itp.