Według ostatnich danych opublikowanych przez Główny Urząd Statystyczny, w sierpniu tego roku przeciętne miesięczne wynagrodzenie w Polsce wynosiło 4492,6 zł brutto. Ci, którzy czytając to myślą, że to liczba wzięta „z sufitu", w sumie mają rację. I wcale nie chodzi tu tylko o to, że średnią zawyżają pensje prezesów.
Zobacz również: Pensja minimalna 2018. Rząd PiS podjął decyzję. O ile zmieni się wysokość świadczeń?
- To pewna średnia, która rzeczywiście często wydaje się ludziom wartością niemiarodajną – przyznaje Hanna Strzelecka, dyrektor Departamentu Badań Demograficznych i Rynku Pracy w GUS.
Po pierwsze, są to wyłącznie osoby zatrudnione na umowę o pracę. Dodatkowo, do ogólnej średniej wliczana jest też spora część dodatków do pensji. – Przepisy stanowią, że mamy w nią wliczać m.in. wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych, premie i nagrody regulaminowe, premie uznaniowe, deputaty – wylicza Hanna Strzelecka. Kolejny „haczyk" – przeciętna miesięczna płaca w Polsce to tak naprawdę płaca osób zatrudnionych sektorze przedsiębiorstw. Na dodatek nie wszystkich, bo tylko takich, które mają więcej niż 9 pracowników. W praktyce oznacza to, że do średniej nie są wliczane pensje pracowników 2 milionów firm. Dodatkowo GUS bierze pod uwagę pensje brutto, czyli taką którą widzimy jedynie na umowie, a nie co miesiąc na swoim koncie.
Dużym pracodawcą są także wszystkie małe firmy, które znacznie rzadziej widnieją w oficjalnych raportach, a zatrudniają łącznie prawie 4 mln osób - wynika z najnowszego opracowania GUS na temat właśnie mikroprzedsiębiorstw. Okazuje się, że w ich przypadku średni poziom płac jest nieporównywalnie niższy niż w dużych firmach.
Miesięczne wynagrodzenie brutto na jednego zatrudnionego kształtowało się w ubiegłym roku na poziomie zaledwie 2577,2 zł. Na rękę daje to - przy normalnej umowie o pracę - około 1861 zł. W porównaniu do średniej, co miesiąc publikowanej przez GUS, jest to w tej chwili o blisko 1340 zł netto mniej - wylicza Money.pl.
Czy dane dotyczące przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia mają jakiekolwiek przełożenie na codzienne życie przeciętnego Kowalskiego (oprócz tego, że od czasu do czasu może się on zdenerwować faktem, że choć jest „przeciętny", to „przeciętnie" wcale nie zarabia)? Przykładem takiego związku może być na przykład wysokość składki na ubezpieczenie zdrowotne, którą opłacają osoby samodzielnie ubezpieczające się w NFZ. Zależy ona od poziomu przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w danym okresie, w przeliczeniu kwartalnym.
Paradoks polega na tym, że na takie ubezpieczenie decydują się najczęściej osoby na „śmieciówkach". Czyli ci, których zarobki przy wyliczaniu przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia nie są brane pod uwagę.
Sprawdź też: Krótsza emerytura równa się głodówka? Organizacja Leszka Balcerowicza tłumaczy
Czytaj koniecznie: Obniżony wiek emerytalny. Wiemy, kiedy ruszą wypłaty nowych emerytur
Źródło: Money.pl, Superbiz.pl