W lutym tego roku PiS zrobił czytki wśród kierowników biur powiatowych ARiMR. 304 na 314 otrzymało wypowiedzenia. W zdecydowanej większości byli to ludzie z PSL.
Do sądów zwrócili się Ci spośród odwołanych kierowników, którzy pełnili jednocześnie funkcję radnych. Podkreślali oni, że władze ARiMR, podczas zwolnień, nie dopełniły obowiązkowych procedur. Chodzi tu o specjalną ochronę prawną, którą zapewnia samorządowcom Prawo pracy – aby zwolnić radnego, należy wystąpić napierw o zajęcie w tej sprawie stanowiska przez radę powiatu lub gminy. Zwolnieni twierdzą, że w tym przypadku tego nie zrobiono.
Czytaj też: PiS zmienia szefa ARiMR. Nowy prezes jest oskarżony... o korupcję
Wymiar sprawiedliwości przyznał ostatnio rację kolejnym z nich. Jacek Kurowski i Andrzej Żóraw, byli szefowie placówek w Wieluniu i Wieruszowie, wygrali w pierwszej instancji sprawy przeciwko ARiMR. Sąd pracy orzekł, że zostali zwolnieni z naruszeniem procedur oraz przyznał im odszkodowanie w wysokości trzech pencji.
Powód czytek w ARiMR
Zwolnienia w ARiMR, które miały miejsce na początku roku, były mocnym ciosem dla PSL ze strony partii rządzącej. Ludowcy piastowali kierownicze stanowiska w większości agencji i istytucji państwowych, działających w obszarze rolnictwa. Jak wynika z badania CBA przeprowadzonego, jeszcze za rządów Donalda Tuska, połowa wicepezesów ARiMR miała powiązania rodzinne z jej innymi pracownikami. To samo tyczy się także jednej trzeciej dyrektorów pracujących w centrali i jednej czwartej dyrektorów i ich zastępców w oddziałach regionalnych.
Źródła: "Dziennik Łódzki", "Wprost"