Drożyzna nie znika. Sytuacja staje się coraz gorsza. Niestety, w górę idą ceny niemal wszystkiego. Więcej płacimy na zakupach, ale i więcej płacimy za utrzymanie domów i mieszkań. Jak podaje "Rzeczpospolita", w resorcie klimatu i środowiska przygotowywane są przepisy, które mają umożliwić firmom ciepłowniczym sprzedawanie ciepła po wyższych cenach. Pieniądze tak pozyskane mają być wykorzystane na funkcjonowanie tych przedsiębiorstw. Koszty sektora rosną, głównie przez wzrost kosztów uprawnień do emisji CO2, dlatego też potrzebne są wyższe wpływy. A kto za to zapłaci? Pan, i pani...w sumie około 6 zł miesięcznie.
Jak podaje dziennik, przedsiębiorstwa wytwarzają w naszym kraju ciepło głównie ze spalania węgla. Autorzy rozporządzenia wskazują, że w tej chwili ponad 70 proc. ciepła systemowego wytwarzane jest z węgla kamiennego, a większość systemów ciepłowniczych nie może być uznana za systemy efektywne energetycznie. W czerwcu uprawnienia do emisji CO2 kosztowały około 245 zł (55 euro/t), a w 2030 r. mogą zbliżyć się do - a według niektórych prognoz nawet przekroczyć - 80 euro. W 2020 r. średnia cena sprzedaży ciepła wytwarzanego z węgla sięgnęła 50,38 zł/GJ i była najwyższa od 11 lat.
To nie pierwsze podejście do podwyżek. W tym roku przedsiębiorstwa ciepłownicze, bazując jeszcze na starych zasadach, wnioskowały do regulatora o wzrost taryf o kilka, a nawet kilkanaście procent. Jeśli procedowane przepisy wejdą w życie, w ciągu kolejnych pięciu lat firmy z sektora ciepłowniczego będą mogły zwiększyć przychody o 1,6 mld zł. Dla gospodarstw domowych te zmiany oznaczają jednak nic innego jak wzrost rachunków – średniorocznie o 5,80 zł w miesiącu. Chodzi o lata 2021–2025