Politykom Zjednoczonej Prawicy nadal czkawką odbijają się ogromne nagrody, jakie przyznała im w zeszłym roku była już premier Beata Szydło. Sprawę, po której wybuchła polityczna burza i która stała się początkiem kryzysu obozu rządzącego, opisał "Super Express".
Sprawdź również: Wiceminister broni Gowina i pokazuje „jak mało" zarabia
Skandalicznie wysokie premie dla ministrów Szydło wytłumaczyła w kuriozalny sposób, wykrzykując z mównicy sejmowej, że te pieniądze się im po prostu należały. Dzieła zniszczenia dopełnił m.im. wicepremier Jarosław Gowin, który tlumaczył, że choć zarabiał w ubiegłym roku ok. 17 tys. zł brutto plus premie, to nie starcza mu do pierwszego.
Z kolei wicemarszałek Senatu i jeden z czołowych polityków Zjednoczonej Prawicy Adam Bielan (ok. 19 tys. zł brutto miesięcznie) wypalił, że gdyby w domowym budżecie zabrakło pensji jego małżonki, to już tak różowo by nie było.
Teraz swoje trzy grosze dołożył były już wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki. W rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w TVN24 polityk przyznał, że "jest rzeczą nienormalną w Polsce, że wiceminister, minister czy nawet premier zarabia znacznie mniej niż prezes spółki, którą nadzoruje".
Czytaj także: Szokujące dane GUS! Ile naprawdę zarabiają Polacy?
Dopytywany o to, jaką premię otrzymał od premier Szydło, Kownacki nie podał konkretnej kwoty. – To było ok. 15 procent do wynagrodzenia wiceministra, które na rękę jest ok. 7 tys. zł – mówił były wiceszef MON.
Problem w tym, że patrząc na oświadczenie majątkowe polityka z kwietnia 2017 roku, Kownacki w resorcie zarobił w 2016 r. 149,717,38 zł rocznie. Do tego na jego konto wpadło ponad 30 tys. zł diety poselskiej oraz uposażenia. To łącznie daje 15 tys. zł miesięcznie brutto, czyli ponad 11 tys. zł na rękę. Jeśli były już minister faktycznie otrzymał premię w wysokości 15 proc. swojej pensji, to może pozazdrościć kolegom z gabinetu Szydło, w tym szefowej rządu, która sama przyznała sobie 65 tys. zł nagrody.
Źródło: TVN24