Sejm, głosami PiS, zdecydował, że podwyższony VAT pozostanie z nami na dłużej. Bo, jak przekonują rządzący, obniżki Polacy nie odczuliby w portfelach, odczułby ją za to budżet państwa. Czy ktoś wyszedł na ulice? Czy opozycja przypuściła atak na rządzących i dzień w dzień tłukła na konferencjach prasowych, jak to PiS sprzeniewierzył się swoim przedwyborczym obietnicom?
Oczywiście, że nie. I nie mam wątpliwości, że nie robiła tego nie dlatego, że to ona nam ten VAT podwyższyła, ale ze zwyczajnego lenistwa. Zresztą dlaczego mam oczekiwać ulicznych protestów przy okazji niedotrzymanej obietnicy obniżenia VAT, skoro nie wywołały ich, ani podniesienie wieku
emerytalnego przez PO-PSL, ani demontaż OFE i gangsterskie, choć zaaprobowane przez Trybunał Konstytucyjny, zabranie nam naszych emerytalnych oszczędności, których zapewne już nigdy nie zobaczymy.
Ten nasz polski tumiwisizm, ten brak aktywności społecznej, ta niechęć do angażowania się w inicjatywy pozarządowe, ta bierność i apatia są przez rządzących skrupulatnie wykorzystywane. I tak zerkam sobie kątem oka na Francję, na protesty ludzi wściekły, bo im rząd podniósł cenę ropy i benzyny, żeby w imię zielonej ideologii przesiedli się na jakieś elektryki. I im trochę zazdroszczę. Nie burd i plądrowania sklepów, bo to akurat dzieło grupek chuliganów, którzy się pod protest podłączyli. Zazdroszczę im tej świadomości własnych praw i pogardy dla władzy – każdej władzy, która te prawa próbuje bezceremonialnie odbierać.