koronawirus

i

Autor: mat.prasowe

Koronawirus w Polsce. Czy relacje nawiązane w czasie pandemii przetrwają? [ROZMOWA]

2020-06-19 16:29

- Bardzo wzruszały mnie ogłoszenia, w których pojawiały się takie informacje: Jesteśmy Kasia i Janek, mieszkamy pod trójką, chętnie pomożemy komuś z zakupami. Pandemia okazała się również szansą na przedstawienie się lokalnej społeczności ludziom, którzy są w mieście trochę przejazdem, wynajmują mieszkania. Dotyczy to nie tylko Polaków z innych miast, lecz także imigrantów - przekonuje dr Magdalena Budziszewska z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.

W kontekście pandemii coraz częściej powraca pytanie, na ile relacje i interakcje międzyludzkie są możliwe bez kontaktu bezpośredniego. Jak długo jeszcze możemy w takiej sytuacji wytrzymać?
Dr Magdalena Budziszewska, Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego: Obecnie wiele osób zaczyna doceniać wartość różnego rodzaju relacji. Dotąd pozornie nieistotne rozmowy w pracy czy wieczorne wyjścia były zdarzeniami dość niezauważalnymi. Kiedy okazało się, że są mniej dostępne, ludziom zaczęło ich brakować. Pytając psychologa, jak długo człowiek jest w stanie w takiej sytuacji wytrzymać, zawsze padnie odpowiedź: to zależy. Na skutek trudniejszych warunków może dojść do pogłębienia niektórych relacji. Znamy z historii wiele sytuacji, kiedy ludzie pozostający w oddaleniu lub pogrążeni w tęsknocie przechodzili na głębsze rejestry relacji. Wiąże się z tym między innymi, istniejąca od wieków, tradycja pisania listów. Ludzie radzili sobie z tego typu sytuacjami, zanim wynaleziono internet. Z drugiej strony w kontaktach międzyludzkich istnieją też takie aspekty, których nie sposób zastąpić wirtualnie. Chodzi o wszystko to, co jest związane z dotykiem, bezpośrednią interakcją, gdzie człowiek potrzebuje niezapośredniczonej przez słowa bliskości.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Koronawirus zagląda Polakom do sypialni. W czasie kwarantanny maleje ochota na seks [ROZMOWA]

Czy nowe relacje, które zawiązują się w okresie kryzysu, mają szansę się utrwalić czy będą to raczej krótkotrwałe znajomości?
Na poziomie społecznym bardzo trudno odpowiedzieć na tego typu pytanie, ponieważ nie ma wystarczających badań i danych w tym zakresie. Sprawa wygląda inaczej, kiedy myślimy o nowych relacjach jako o okazji do nawiązania różnego rodzaju kontaktów, na które dotąd nie mieliśmy czasu. Jest to szczególnie widoczne w kontekście lokalnym, myślę tu o możliwości poznania sąsiadów. Można założyć, że tego typu relacje – w ramach codziennych kontaktów – mogą pozostać. Jeśli ktoś już raz zagadnął sąsiada, to nie ma odwrotu, będziemy się znali. Natomiast w przypadku osób, które mieszkają daleko, trudno sobie wyobrazić, żeby takie relacje były kontynuowane.

Przede wszystkim w początkowym okresie pandemii można było obserwować znaczną aktywizację w ramach małych, często lokalnych społeczności np. spółdzielni mieszkaniowych, które często oferowały pomoc najstarszym mieszkańcom.
Nie było tak wyłącznie w przypadku seniorów. Warszawa jest takim miastem, do którego przyjeżdża wielu studentów i mieszkańców z innych miast. Bardzo wzruszały mnie ogłoszenia, w których pojawiały się takie informacje: Jesteśmy Kasia i Janek, mieszkamy pod trójką, chętnie pomożemy komuś z zakupami. Pandemia okazała się również szansą na przedstawienie się lokalnej społeczności ludziom, którzy są w mieście trochę przejazdem, wynajmują mieszkania. Dotyczy to nie tylko Polaków z innych miast, lecz także imigrantów. Obecna sytuacja stała się okazją, żebyśmy mogli docenić grupy, które dotychczas pojawiały się w dyskursie jako pasywne ofiary. Teraz stały się kimś, kto nam pomaga. Cudzoziemcy mieszkający w Polsce, osoby o innym wyznaniu i kolorze skóry nagle stali się tymi lekarzami, pielęgniarkami i wolontariuszami, którzy nam pomagają.

Które zachodzące obecnie zjawiska w sferze psyche szczególnie bacznie Pani obserwowała?
Jednym z takich zjawisk jest różnica między procesami zachodzącymi w rzeczywistości realnej a tymi występującymi w rzeczywistości wirtualnej. W przypadku tych pierwszych chodzi o interakcje odbywające się na poziomie fizycznym, kiedy ktoś komuś zrobił zakupy albo uszył maseczkę. Z perspektywy teoretycznej w psychologii są to sytuacje kontaktu między grupami, które na co dzień nie mają ze sobą wiele styczności np. na osi starsi – młodsi, warszawiacy – przyjezdni. W psychologii uważa się, że takie realne doświadczenie może łączyć poszczególnych ludzi oraz prowadzić do zmniejszenia uprzedzeń. Z drugiej strony mamy do czynienia ze sferą opowieści o pandemii, która pozostaje wirtualna i rozgrywa się głównie w internecie, w mediach społecznościowych. W tym przypadku fakt, że przebiega w sferze wirtualnej wzmaga występowanie różnych negatywnych zjawisk, na przykład niezwykle amplifikuje lęk. Ludzie zaczynają utwierdzać się w często radykalnych przekonaniach. Są to działania wymierzone przeciwko innym, dochodzi do powstawania antagonizmów pomiędzy poszczególnymi grupami np. młodzi vs. starzy, przedsiębiorcy vs. nieprzedsiębiorcy. Ciekawe, że to, co się dzieje w świecie realnym, jest o wiele bardziej pozytywne niż to, co obserwujemy w dyskursie internetu. Pojawia się zatem pytanie, co obecnie bardziej kształtuje rzeczywistość. Niestety wpływ internetu pozostaje bardzo znaczący, a on sam pozostaje narzędziem uprawiania polityki i konfliktów. Zapewne będziemy mieli do czynienia z falą wzajemnych oskarżeń i poszukiwania winnych.

Prócz pracy badawczej pełni Pani również obowiązki przewodniczącej zespołu doradczego ds. kryzysu klimatyczno-ekologicznego powołanego przez Rektora Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Marcina Pałysa w listopadzie 2019 roku. Jak, Pani zdaniem, pandemia wpłynie na dalszy rozwój polityki klimatycznej?
Wiele osób, które są uświadomione w tym temacie, zastanawia się nad dalszym rozwojem sytuacji. Co zrobić, kiedy uwaga została przekierowana na coś zupełnie innego? Jest to niezwykle istotny problem, ponieważ sprawa klimatu jest kwestią o kilka rzędów wielkości poważniejszą niż koronawirus. Zachodzące zmiany klimatyczne mają potencjał stać się siłą o wiele bardziej niszczycielską i o wiele bardziej nieodwracalnych skutkach, choć jednocześnie rozgrywającą się wolniej niż postępująca pandemia. Stąd też kryzysy, którymi się trzeba zająć tu i teraz, odwracają od niej uwagę. Dużo zależy od sposobu rządzenia naszym światem. Odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy sprawują władzę, ponieważ kwestie klimatu to nie jest problem, którym można się zająć na zasadzie spontanicznego zrywu, wymaga on długofalowego planowania, zasadniczej restrukturyzacji różnych dziedzin życia, sektorów gospodarki, słowem, prawie wszystkiego. Jest to chyba największy makroproblem, który stoi przed człowiekiem. Jest to sprawa niezwykle pilna, choć jej pilność pozostaje mniej widoczna. Po części jest to efekt tego, w jaki sposób myślą ludzie. Są tacy, którzy lubią mieć nadzieję, mówią sobie: jeśli już trzeba wprowadzać jakieś zmiany społeczne, to czasem jedna zmiana ułatwi wdrożenie kolejnej, reform nie unikniemy. Istnieje również grupa ludzi, którzy wolą bardziej pesymistyczną perspektywę, myślą głównie o tym, co trzeba będzie poświęcić w ramach najbardziej doraźnych potrzeb. Zmiany klimatu to tak naprawdę kwestia światowej umowy na temat tego, czy chcemy się uratować czy nie.

W okresie pandemii zaczynamy się ponownie otaczać plastikiem. Jeszcze w lutym niektóre sklepy zaczynały wprowadzać takie rozwiązania jak bawełniane woreczki na warzywa. Obecnie wychodząc z supermarketów, napotykamy kosze pełne jednorazowych rękawiczek. 
Plastik zdaje się posiadać cechę podobną do wirusa, choć w przeciwieństwie do patogenu pozostaje widoczny. W wymiarze społeczeństwa ludzkiego skutki obu widać niezwykle wyraźnie. Plastik to kolejna sprawa, która odwraca uwagę od klimatu. Kiedy pytamy ludzi o to, co robią na rzecz klimatu, odpowiadają, że redukują plastik i oszczędzają wodę. Są to zachowania godne pochwały, ale żadne z nich nie powstrzyma zbliżającej się katastrofy klimatycznej.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Pandemia koronawirusa w Polsce pokazała nasze luki i deficyty [ROZMOWA]

Niezwykle istotne jest to, że takie działania w kontekście adaptacji do zmian klimatu jak na przykład mała retencja, zabezpieczanie źródeł pożywienia i wody, pozostają łatwiejsze niż te działania, które są mitygacją zmiany klimatu, czyli przyczynowym zapobieganiem. Możemy się adaptować, ale jednocześnie musimy usuwać przyczyny, którymi pozostają emisje ze spalania paliw kopalnych. To jest kwestia ponoszonych kosztów. O ile adaptacja, jak sposoby na zapobieganie suszy w Polsce wszystkim się będą opłacać, o tyle mitygacja to są koszty, które po prostu trzeba będzie ponieść. To, co należy w Polsce zrobić, to przestawić właściwie cały system produkcji energii i odejść od zużycia węgla. W tej kwestii nie ma pola do negocjacji. Nie można kontynuować spalania paliw kopalnych i uratować się.

Wydaje się, że temat redukcji plastiku powraca, bo jest to taki rodzaj działań, które można wdrażać na poziomie jednostek. 
To prawda, ale wynika to również z faktu, że ludzie nie czują, że mogą mieć wpływ na polską politykę energetyczną. Może gdybyśmy jako społeczeństwo mocno wyrazili swoje zdanie w tej sprawie, można byłoby coś zrobić. Na taką plastikową torebkę mamy jakiś wpływ, jest to niezwykle kuszące, ponieważ tego typu indywidualne działania są łatwiejsze. Trudno powiedzieć, czy takie decyzje związane z plastikiem będą miały zauważalny wpływ na stan środowiska, bo właściwie produkcja wszystkiego, włącznie z bawełnianymi torbami na zakupy, pozostaje obciążająca dla środowiska. Należałoby zatem produkować wszystkiego mniej. Nie powinniśmy się zastanawiać czy używać plastikowych torebek, ale dlaczego pozwalamy je produkować w takich ilościach i jak te torebki są następnie recyklingowane? Zatem mamy tu do czynienia z poziomem ponadjednostkowym. Te pytania należy zadawać systemowo już na poziomie produkcji, by móc następnie modyfikować działania recyklingowe. Nasza uwaga pozostaje skoncentrowana na decyzjach indywidualnych, które miewają praktycznie niezauważalny wpływ na otoczenie. To ponownie efekt tego, że ludzie czują, że mają wpływ na makroprocesy.

Czy istnieją działania obywatelskie, które będą oddziaływać w sferze makro?
W tym przypadku bardzo ciekawy jest poziom mezo, który pozostaje niezwykle konstruktywny, na przykład na poziomie miasta, dzielnicy, gminy, spółdzielni mieszkaniowej, miejsc pracy, uniwersytetu. Tego typu poziomy pośrednie mają duży wpływ. Na przykład spółdzielnia czy uniwersytet wiedzą, jakie umowy na odbiór śmieci zawierają, mogą np. proponować korzystanie z odnawialnych źródeł energii w administrowanych przez siebie budynkach. Duże jednostki mogą wdrażać różne rozwiązania w ramach swojego obiegu zamkniętego. Takie próby są już podejmowane na Uniwersytecie Warszawskim. Poziom mezo pozostaje zarazem poziomem wspólnotowym.

Temat klimatu to temat ogromny, zdecydowanie jest to zadanie trochę dla każdego i trzeba zdawać sobie sprawę, że decyzje muszą być podjęte we wszystkich dziedzinach życia. W tym sensie działania na rzecz klimatu są podobne do tych podejmowanych w walce z koronawirusem. Jest to problem, którego nie rozwiążą jednostki, który zostanie rozwiązany w oparciu o współdziałanie. Zmiany klimatu, podobnie jak pandemia, stawiają pytania o rolę państwa, rolę instytucji centralnych, rolę zarządzania i planowania, zwłaszcza kiedy mówi się o potrzebie, czy też raczej deficycie koordynacji działań niezbędnych dla uratowania się przed katastrofą klimatyczną.

Super Biznes 18 VI
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze