W wywiadzie z "Gazetą Polską" Michał Kurtyka powiedział, że Czechom zaproponowano "dobrą ofertę". Według słów ministra, skorzystaliby z niej przede wszystkim mieszkańcy regionu, gdzie istnieje poczucie zagrożenia i gdzie brakuje inwestycji w infrastrukturę wodociągową. Podkreślił, że choć strona polska postawiła "na pełną transparentność" i chciała stworzyć warunki do porozumienia się, jej oferta nie została przyjęta, a na końcu negocjacji doszło do "eskalacji żądań" ze strony czeskiej. Zaznaczył, że odbyło się 17 tur rozmów w tej sprawie.
Minister przekonywał, że strona polska wykazywała, że środek tymczasowy w postaci zamknięcia kopalni jest "absolutnie nieproporcjonalny w stosunku do sytuacji".
- W historii Trybunału mieliśmy takie przypadki. Wspomnę o elektrowniach jądrowych w Belgii, które zostały zaskarżone przez organizacje pozarządowe. Wtedy jednak TSUE nie zażądało wygaszenia działalności elektrowni, mówiąc, że istnieje wyższy interes w postaci bezpieczeństwa publicznego. Dziwi nas i nie rozumiemy, dlaczego nasze argumenty nie zostały wzięte pod uwagę przez panią wiceprezes TSUE – powiedział Kurtyka.
Ocenił, że zastosowano środek, który jest "nieproporcjonalnie większy niż wyrok możliwy". Stwierdził, że na 560 stron ekspertyz i 57 stron wniosku strona polska uzyskała "11-stronicową lakoniczną odpowiedź, w której stwierdzono, że pani sędzia się z nami nie zgadza"