Spis treści
- Władza chciała inaczej
- Zarzewie wolności
- Porozumienie było, czy nie było?
- Czy to był spisek?
- Zdrada, czy patriotyzm?
Przy okrągłym stole negocjatorzy zasiedli dwa razy: na początku i na zakończenie pertraktacji. Wcześniej, gdy wydawało się, że nie dojdzie do rozmów z opozycją, stół odesłano do producenta. A potem sytuacja rządzących i ich strach przed strajkiem generalnym spowodowały, że mebel wrócił i zatoczył krąg w Sali Kolumnowej Pałacu Namiestnikowskiego.
6 lutego 1989 r. zasiadło przy nim 58 osób – reprezentantów koalicji rządzącej (PZPR, ZSL, SD i katolicy świeccy), oficjalnych związków zawodowych (OPZZ), Solidarności, niezależnych autorytetów i trzech obserwatorów z ramienia Kościoła.
W rozmowach Okrągłego Stołu brało udział w sumie 592 uczestników, ale najważniejszą rolę pełniło kilkanaście osób z obu stron. Po stronie rządowo-koalicyjnej: Czesław Kiszczak, Stanisław Ciosek, Andrzej Gdula, Janusz Reykowski, Aleksander Kwaśniewski, Władysław Baka. Po opozycyjnej: Lech Wałęsa, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki, Adam Michnik, Władysław Frasyniuk, Jacek Kuroń, Lech Kaczyński.
Władza chciała inaczej
„Na pewno nie chcieliśmy oddać władzy. Sądziliśmy, że jeszcze cztery lata porządzimy do kolejnych, już wolnych wyborów. Chcieliśmy wciągnąć opozycję do współrządzenia i współodpowiedzialności za kraj”. Tak mówił „Polityce” o celu okrągłego stołu z punktu widzenia komunistycznej władzy ówczesny minister spraw wewnętrznych, członek Biura Politycznego KC PZPR oraz WRON Czesław Kiszczak. I dalej: „Mieliśmy się posunąć trochę na ławce, żeby się nauczyli rządzenia. Gwarancje rządzenia dla nas polegały na tym, że opozycja miała mieć 35 proc. miejsc w Sejmie, a my 65 proc. A za cztery lata wolne wybory”.
Józef Oleksy, minister ds. współpracy ze związkami zawodowymi, stwierdził: „Nie spodziewałem się tak piorunującej przegranej obozu władzy. W PZPR uważano, że kontrakt Okrągłego Stołu to sposób na przedłużenie władzy i trochę ogranie Solidarności”.
Według Leszka Millera: „Umowa Okrągłego Stołu to był czteroletni okres przejściowy, w którym przede wszystkim chcieliśmy się uporać z gospodarką, mając lojalną opozycję w postaci OKP (przyp. red. Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego)”.
Strona rządowa forsowała swoją wizję kompetencji prezydenta – bardzo rozległych, ponieważ miał nim być Wojciech Jaruzelski. Lech Wałęsa zakpił z ich projektu, mówiąc, że taki prezydent byłby dożywotni i mógłby odejść tylko przez rozstrzelanie. Opozycji zależało na tym, aby przyszły prezydent nie mógł zagrozić Sejmowi, więc pomysł komunistów, że mógłby on go rozwiązać, był dla niej nie do przyjęcia.
Przyszły prezydent Wojciech Jaruzelski utrzymywał, że dla władzy podczas negocjacji będą tylko dwie sprawy: jeden związek zawodowy w jednym zakładzie pracy i niezgoda na utworzenie antykomunistycznej partii opozycyjnej.
Kiszczak, którego do zgody na rozmowy z opozycją zmusiły strajki, zaznaczył, że (przy Okrągłym Stole) nie może być mowy o legalizacji Solidarności. Powiedział: „Do Okrągłego Stołu zapraszamy ludzi Solidarności, ale bez Solidarności”.
Władza dopuszczała jedynie udział działaczy niezależnego związku w radach zakładowych. Chciała zachować wszystkie instrumenty władzy sprzed Okrągłego Stołu i tylko dopuścić przedstawicieli opozycji do zreformowanego systemu sprawowania władzy, która nadal należałaby do PZPR. Mówiono o dogadaniu się z różnymi siłami, nie zmieniając ustroju. Zdaniem komunistów opozycja powinna móc zakładać kluby i mieć swoje pismo, ale pluralizm? Wykluczone!
Przedstawiciele władz i OPZZ nie chcieli żadnych ustępstw w kwestii rejestracji Solidarności. Nie zgadzali się nawet na użycie w komunikacie słowa „Solidarność”.
Zarzewie wolności
W procesie dochodzenia do porozumienia przy Okrągłym Stole bardzo istotną rolę odegrali duchowni, wspierając umiarkowaną linię Lecha Wałęsy, który był niekwestionowanym przywódcą opozycji. Episkopat Polski postulował uznanie Solidarności i nawoływał obie strony do dialogu. Jan Paweł II w pełni aprobował porozumienie, a biskup Tadeusz Gocłowski i ks. Alojzy Orszulik zaprzeczali podejrzeniom o tajnych układach w Magdalence.
Opozycja nie chciała przystąpić do rozmów, dopóki nie uzyska od PZPR gwarancji spełnienia najważniejszego postulatu – legalizacji Solidarności.
W Magdalence, w podwarszawskim ośrodku MSW, spotkano się sześć razy. Były to rozmowy przed Okrągłym Stołem i już w trakcie jego obrad. Miały charakter poufny. Nie przysłuchiwali się im dziennikarze, ale notatki ks. Orszulika i sekretarza gen. Kiszczaka dowodzą, że nie było tam żadnego spisku, za to rozstrzygano najważniejsze kwestie sporne. Według Bronisława Geremka „do Magdalenki odwoływano się wówczas, gdy następowało zapętlenie i żadna ze stron nie wiedziała, jak z niego wybrnąć”. Po wielogodzinnych negocjacjach Kiszczak zapraszał na kolacje zakrapiane alkoholem, a właśnie tam, w innej atmosferze, dochodzono do ważnych kompromisów.
Porozumienie było, czy nie było?
Twierdzenie, że podczas negocjacji strony komunistyczna i solidarnościowa zawczasu podzieliły się władzą w ten sposób, żeby wyeliminować radykalne siły niepodległościowe, jest absolutnie fałszywa, co podkreślał Lech Kaczyński: „Ani przy podstolikach (…), ani w Magdalence nie doszło do żadnego porozumienia, w ramach którego ktoś obiecywałby w krótkim czasie władzę Solidarności. Solidarność przejęła władzę w określonych okolicznościach kilka miesięcy później. Nikt też nie obiecywał nomenklaturze własności, do niczego takiego nie doszło. Nie było rozmów na ten temat”.
Kiedy ustalano kompetencje przyszłego prezydenta i strona rządowa przedstawiła swój projekt z jego szerokimi uprawnieniami, Bronisław Geremek nazwał to obrazą dla instytucji prezydenta. Do końca trwały twarde negocjacje na ten temat, a najbardziej niedemokratyczne pomysły władzy udało się opozycji zlikwidować.
Układowi zaprzeczał Geremek, mówiąc: „W gruncie rzeczy komuniści nigdy nie ustępowali przed nami, lecz właśnie przed zniecierpliwionymi robotnikami, przed groźbą społecznego wybuchu”.
W porozumieniach dotyczących reform politycznych zawarto zasady przyszłego ustroju: pluralizm polityczny, wolność słowa, demokratyczny wybór wszystkich władz, niezawisłość sądów, pełnoprawny samorząd terytorialny. To miało nastąpić za cztery lata, po pierwszych w pełni wolnych wyborach, ale dzięki wyborczemu sukcesowi Solidarności lata zmieniły się w miesiące.
Lech Kaczyński, odpowiadając na pytanie, czy z uzurpatorem należy rozmawiać, odpowiedział: „Zdarza się, że tak. Czasem jest to konieczne. I to taktyczne porozumienie było wtedy konieczne. Taka jest moja ocena Okrągłego Stołu”.
Czy to był spisek?
Po Okrągłym Stole gen. Kiszczak upowszechnił zdjęcia zrobione w Magdalence, przedstawiające działaczy Solidarności pijących wódkę i żartujących. Wtedy część radykalnej opozycji, niezadowolona z kompromisu, zakrzyknęła, że oto mamy dowód „zaprzaństwa i zdrady”.
Przeciw kompromisom i układaniu się z władzą występowały w czasie Okrągłego Stołu wąskie grupy najradykalniejszych opozycjonistów. Dzisiaj takie poglądy są charakterystyczne dla większości prawicy.
Wyznawcy teorii spiskowej uważają, że celowo ukryto prawdziwą treść zapisów negocjacji z Magdalenki. Bywa też, że twierdzą, że zapisów negocjacji nie ma, chociaż są.
Profesor Andrzej Zybertowicz, socjolog i doradca prezydenta, stwierdził, że Okrągły Stół polegał na podzieleniu się władzą przez komunistów ze swoimi agentami.
W 1990 r. w przedwyborczej debacie telewizyjnej oponentem Jarosława Kaczyńskiego był Adam Michnik. Dlatego wielu ekspertów jest zdania, że to właśnie wtedy miał miejsce rozłam na tle politycznym w obozie postsolidarnościowym. Liczne dowody wskazują na to, że radykalna część Solidarności, jej prawe skrzydło, miała poglądy nacjonalistyczne i antyżydowskie. Stąd potem twierdzenia idące dalej niż te mówiące o układzie części opozycji z komunistami, a mianowicie, że w Magdalence dogadali się Żydzi z Żydami.
Zdrada, czy patriotyzm?
Po wyborach w 2007 r., w których zwyciężyła PO i utworzyła rząd z PSL, PiS trafił na polityczny margines, co służyło jego zradykalizowaniu. W latach 2011–2015 prowadził ostrą kampanię przeciw PO i w ogóle części byłej opozycji, która nie podzielała poglądów elektoratu PiS. Podczas miesięcznic smoleńskich Jarosław Kaczyński mówił o nich nie wprost – „ci, którzy” albo „oni”. Potem w sejmie nazwał ich „zdradzieckimi mordami”.
Polityka historyczna „dobrej zmiany” weszła do społecznego obiegu jeszcze przed wygranymi przez PiS wyborami w 2015 r. Według historii pisanej na nowo Wałęsa był agentem przywiezionym przez SB do stoczni, a Okrągły Stół był zmową komunistów z „wiadomymi” siłami (w domyśle: Mazowiecki, Modzelewski, Geremek, Michnik, Kuroń i inni). W wyniku tej zmowy miałaby powstać postkomunistyczna, „lewacka” III RP, a gruba kreska, o której mówił premier Tadeusz Mazowiecki, oznaczała, że jest on przeciwny rozliczeniu komunistycznej władzy z jej zbrodniczych niekiedy poczynań. Naprawdę „gruba kreska” polegała na tym, że III RP nie odpowiada za poprzedników.
Profesor Rafał Broda, fizyk jądrowy i publicysta m.in. Radia Maryja i „Gazety Polskiej”, powiedział: „Stan wojenny był inicjacją działań trwających przez kolejne osiem lat, które stworzyły fundament i warunki do powstania III RP, która stała się nieznośną karykaturą i zaprzeczeniem tej Polski, o jakiej marzyli uczestnicy wiosny Solidarności”. Inni prawicowi publicyści przekonywali i przekonują nadal, że dzięki Okrągłemu Stołowi komuniści zachowali wielkie wpływy w gospodarce, mediach i służbach, a największymi beneficjentami systemu politycznego powstałego po 1989 r. zostali funkcjonariusze służb specjalnych. O Okrągłym Stole można także przeczytać w prawicowej prasie, np. że „było to gorszące zjawisko pojednania się opozycji z nomenklaturą komunistyczną, a tzw. druga Solidarność została zdominowana przez takich ludzi jak Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Adam Michnik, mocno zaangażowanych w komunizm za młodu”.
Teorie o spisku w Magdalence głosił np. Janusz Korwin-Mikke: „Okrągły Stół to zdrada, a obecnie rządzący są marionetkami tych, co w Magdalence zdecydowali o przyszłości Polski”.