- Eksperci rynku wskazują, że rządowa strategia biznesowa ignoruje fundamentalne problemy modelu finansowania ochrony zdrowia, skupiając się na pozornej optymalizacji kosztów
- Ograniczenie zarobków specjalistów bezpośrednio uderza w płynność finansową szpitali, uniemożliwiając zarządzanie ryzykiem i finansowanie mniej rentownych oddziałów
- Analiza danych Agencji Oceny Technologii Medycznych z 2024 roku ujawnia, jak proponowana zmiana zaburza efektywny model biznesowy oparty na kontraktach
- Wprowadzenie limitu płac stanowi realne zagrożenie dla łańcucha dostaw usług medycznych, co pogorszy doświadczenie klienta (pacjenta) przez wydłużenie kolejek
- Sztywna regulacja płac podważa długoterminową rentowność szpitali powiatowych i blokuje skalowanie biznesu w regionalnym sektorze ochrony zdrowia
Sposób na dziurę w NFZ? Rząd szykuje lekarzom finansowy kaganiec
Finanse publicznej służby zdrowia znalazły się na krawędzi kryzysu. Narodowy Fundusz Zdrowia prognozuje, że w przyszłym roku dziura w jego budżecie sięgnie 14 mld zł, a za dwa lata urośnie do alarmujących 23 mld zł. W odpowiedzi Ministerstwo Zdrowia proponuje rozwiązanie, które budzi ogromne kontrowersje: od 1 stycznia 2027 roku chce wprowadzić górny limit zarobków dla lekarzy. Zgodnie z projektem, lekarz pracujący na kontrakcie, czyli w ramach umowy cywilnoprawnej, nie mógłby zarobić więcej niż 40 tys. zł brutto miesięcznie. W wyjątkowych sytuacjach kwota ta mogłaby wzrosnąć do 48 tys. zł. Rząd argumentuje, że taki krok jest niezbędny, aby ustabilizować finanse systemu i ukrócić zarobki wąskiej grupy najlepiej opłacanych specjalistów.
Aby zrozumieć, kogo dotknęłyby te zmiany, warto przyjrzeć się danym. Zgodnie z analizą Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji z września 2024 roku, w Polsce jest ponad 430 lekarzy, których miesięczne przychody mieszczą się w przedziale od 100 do 300 tys. zł, a kolejna grupa 670 medyków zarabia od 80 do 100 tys. zł. To jednak finansowa elita, a nie obraz całego środowiska. Połowa specjalistów na kontraktach zarabia mniej niż 24,6 tys. zł brutto miesięcznie. Kluczem do zrozumienia tych dysproporcji jest forma zatrudnienia. Aż 73% kosztów wynagrodzeń lekarskich generują umowy cywilnoprawne, które działają na zasadach biznesowych. Pozwalają one na elastyczne wynagradzanie lekarza w zależności od liczby i rodzaju wykonanych zabiegów, co proponowany limit całkowicie by uniemożliwił.
Zarobki lekarzy to tylko objaw. Prawdziwa choroba to niedofinansowanie
Skąd jednak biorą się tak wysokie zarobki u nielicznych? Ich źródłem nie jest zła wola dyrektorów szpitali, a wadliwie skonstruowany system wyceny świadczeń medycznych przez NFZ. Można to porównać do sklepu, w którym sprzedaż luksusowych produktów pozwala utrzymać w ofercie tanie, podstawowe artykuły, na których sklep nie zarabia. W szpitalach rolę takich „luksusowych produktów” pełnią wysoko wycenione procedury, na przykład w kardiologii czy ortopedii. Zyski z nich pozwalają dyrektorom finansować oddziały, które przynoszą straty, ale są absolutnie niezbędne dla pacjentów, jak pediatria czy interna. W rezultacie wynagrodzenie lekarza jest dziś ściśle powiązane nie tyle ze złożonością jego pracy, co z rentownością procedur, które wykonuje. Rządowy limit płac nie naprawia tej patologii, a jedynie odcina szpitalom jedno ze źródeł łatania dziur budżetowych.
Zdaniem ekspertów, skupianie się na zarobkach lekarzy to odwracanie uwagi od fundamentalnego problemu, jakim jest chroniczne niedofinansowanie ochrony zdrowia w Polsce. Choć wydatki na ten cel wzrosły do 8,1% PKB, wciąż jesteśmy poniżej średniej dla krajów rozwiniętych (OECD), która wynosi 9,2%. Wyprzedzają nas nawet kraje o podobnym poziomie rozwoju, jak Czechy (8,5%) czy Słowenia (10%). Co więcej, jak wynika z analizy Federacji Przedsiębiorców Polskich, jeśli weźmiemy pod uwagę siłę nabywczą pieniądza, czyli to, co realnie można kupić za pensję, zarobki polskich specjalistów są porównywalne z płacami ich kolegów w Europie Zachodniej. To podważa argument, że główną przyczyną problemów NFZ są nadmierne płace lekarzy.
Mniejszy zarobek lekarza, dłuższa kolejka dla pacjenta. Kto straci na nowej ustawie?
Proponowane zmiany to nie tylko kwestia zarobków lekarzy, ale przede wszystkim potencjalne zagrożenie dla pacjentów. Wprowadzenie sztywnego limitu płac może pogłębić kryzys kadrowy i ograniczyć dostęp do leczenia, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Związek Powiatów Polskich alarmował, że już w 2024 roku aż 82% podległych mu szpitali przynosiło straty, a ich działalność często opiera się na zaledwie kilku specjalistach pracujących na elastycznych kontraktach. Odebranie dyrektorom możliwości negocjowania stawek może sprawić, że lekarze odejdą, a to grozi zamykaniem całych oddziałów. Ryzyko jest tym większe, że według badania z lipca bieżącego roku, aż 79% młodych lekarzy poważnie rozważa emigrację, szukając za granicą nie tylko wyższych zarobków, ale i stabilniejszych warunków pracy.
Pomysł Ministerstwa Zdrowia wywołał falę krytyki ze strony środowiska medycznego, które zarzuca mu niezgodność z Konstytucją. Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy wskazuje, że regulacje uderzają w zapisaną w artykule 22 Konstytucji RP zasadę wolności działalności gospodarczej, ponieważ lekarze na kontraktach działają jak przedsiębiorcy. Zdaniem związkowców, sama chęć poczynienia oszczędności w budżecie nie jest „ważnym interesem publicznym”, który jako jedyny mógłby usprawiedliwiać tak daleko idącą ingerencję. Co więcej, zniechęcając specjalistów do pracy w publicznym systemie, rząd może naruszyć inne fundamentalne prawo, tym razem obywateli, czyli zapisane w artykule 68 prawo do ochrony zdrowia. W praktyce może to bowiem oznaczać jeszcze dłuższe kolejki do specjalistów i dalsze pogorszenie dostępu do leczenia.
Polecany artykuł:
