Zapowiedzi kandydata na prezydenta Francji Emmanuela Macrona, a także niektóre dotychczasowe działania francuskich władz są w rzeczywistości uderzeniem w podstawowe filary Unii Europejskiej. Są nimi: swobodny przepływ towarów, osób, usług oraz kapitału.
Zobacz również: Wybory we Francji. Młodzieniaszek Macron kontra żelazna Le Pen [ZDJĘCIA]
Jednak kwestia przepływu usług od samego początku budziła wielkie kontrowersje. Przez długie lata za wdrażanie tej swobody w życie odpowiadał unijny Trybunał Sprawiedliwości, który w swoich orzeczeniach piętnował rozmaite bariery stwarzane przez państwa członkowskie dla zagranicznej konkurencji na polu świadczenia usług.
Obecnie mamy jednak do czynienia z sytuacją, w której coraz więcej państw unijnych w sposób całkowicie jawny wprowadza regulacje dyskryminujące zagraniczną konkurencję.
– Przodują w wśród niech Niemcy, Francja i Belgia. To one bowiem w szczególny sposób działają na rzecz nieprzestrzegania traktatowej swobody przepływu usług – mówi Piotr Wołejko, ekspert Pracodawców RP. - Polskim przewoźnikom drogowym te trzy kraje kojarzą się z licznymi nowymi regulacjami prawnymi, które mają jeden cel – wyrugowanie ich z rynku – dodaje.
Przepisy o płacy minimalnej, dodatkowa biurokracja i koszty – to aktualny oręż Niemców i Francuzów przeciwko polskim firmom przewozowym, które w ciągu nieco ponad dekady członkostwa Polski w UE wyrosły na unijną potęgę w sektorze międzynarodowego transportu drogowego. Od kilkunastu miesięcy rządy tych dwóch państw prowadzą przeciwko polskim przewoźnikom wielowymiarową kampanię, która w oczywisty sposób jest sprzeczna z prawem europejskim.
Komisja Europejska nie może się pochwalić sukcesami w zwalczaniu tych niezgodnych z unijnymi zasadami działań. W dodatku sama pracuje nad dyrektywą o pracownikach delegowanych, która może stanowić gwóźdź do trumny dla firm wysyłających polskich fachowców do pracy za granicę – pod pozorem dbania o podnoszenie standardów pracy oraz wysokości wynagrodzeń. Tymczasem Polska ma w dziedzinie delegowania bardzo mocną pozycję – i ten stan rzeczy wielu krajom nie odpowiada. Zmian w obszarze pracowników delegowanych nie powstrzymał nawet sprzeciw wyrażony przez 11 państw członkowskich w ramach procedury tzw. żółtej kartki.
Sprawdź koniecznie: Bez znajomości francuskiego nie będzie pracy na budowie [PRACA WE FRANCJI]
Warto przypomnieć, że już w 2005 r., gdy Francuzi odrzucali w referendum projekt tzw. Konstytucji europejskiej, symbolem oporu wobec unijnej ustawy zasadniczej był „polski hydraulik". Wziął się on ze sprzeciwu wobec projektu liberalizującego zasady świadczenia usług w ramach Unii Europejskiej, z którym wystąpił w 2004 r. ówczesny komisarz ds. rynku wewnętrznego Frits Bolkestein. Frazę „polski hydraulik" ukuli Francuzi, lecz szybko została ona „uwspólnotowiona". Polski hydraulik stał się symbolem zagrożenia dla zachodnich, czyli droższych, fachowców ze strony tych pochodzących z nowoprzyjętych państw. Plan Bolkesteina został mocno rozwodniony zanim ostatecznie go przyjęto. Teraz z nowym pakietem ułatwień dla unijnych usługodawców występuje Elżbieta Bieńkowska, czyli wywodząca się z Polski komisarz ds. rynku wewnętrznego.
– Można mu wróżyć podobny los jak inicjatywie Bolkesteina, a przecież zawarte w nim rozwiązania trudno uznać za rewolucyjne – uważa Piotr Wołejko. – Nic się bowiem nie zmieniło jeśli chodzi o podejście do swobody przepływu usług w państwach takich jak Niemcy, Francja czy Belgia. Nadal są one na „tak, ale", przy czym po „ale" następuje tak długa litania wyjątków i wyłączeń, że na końcu „tak" przechodzi w jednoznaczne „nie". Chyba, że to niemieccy, francuscy czy belgijscy usługodawcy mieliby korzystać ze swobody przepływu usług. Wtedy wszystko byłoby w porządku – tłumaczy Wołejko.
Źródło: Pracodawcy RP