W walce o środowisko i świeże powietrze władze Stuttgartu oraz Dusseldorfu wprowadziły zakaz wjazdu do centrów samochodów z silnikami diesla, które nie spełniały najnowszej normy Euro 6. Niemiecki rząd wniósł apelację przeciwko tej decyzji, ale Federalny Sąd Administracyjny ją odrzucił. Uznał, że duże miasta mają pełne prawo do wprowadzania zakazów.
ZOBACZ: Na przystanku sprawdzisz stan powietrza
Przeciwnikami takich rozwiązań jest rząd i niemiecki rynek motoryzacyjny, który jest największym w Europie - zatrudniania około 800 tys. osób. Zakaz wjazdu do centrów miast dotknąć może około 12 milionów aut, które zarejestrowane są w Niemczech. Ich wartość teraz znacząco spadnie, mimo, że to wciąż stosunkowo „nowe" samochody - normę Euro 6 wprowadzono dopiero w 2015 roku, a więc nawet pojazd z 2014 roku może już jej nie spełniać.
Wprowadzenie zakazu nie dziwi zwolenników świeżego powietrza. Limity zanieczyszczeń w kraju nad Renem przekroczone zostały w 70 miastach, z czego w 20 w stopniu znaczącym. Decyzje władz Stuttgartu i Dusseldorfu mogą wywołać lawinę kolejnych zakazów, a tego prawdopodobnie obawia się motoryzacyjne lobby. Z pomocą przychodzi niemiecki rząd. Pracuje on nad wprowadzeniem w życie przepisów pozwalających na awaryjny wjazd do centrum i na niektóre drogi dla samochodów niespełniających norm. Angela Merkel twierdzi, że zakazy mogą wywołać niezadowolenie kierowców. Zamiast nich lepiej pracować nad elektryfikacją środków komunikacji miejskiej, jak autobusy czy taksówki.
ZOBACZ: Ustawa o elektromobilności z podpisem prezydenta
Walka o czyste powietrze w niemieckich miastach może odbić się czkawką dla Polaków. Zachodnie diesle staną się tańsze, więc dla przeciętnego Kowalskiego będzie to świetna okazja na zakup kilkuletniego auta w konkurencyjnej cenie... które teraz będzie zanieczyszczało nadwiślańskie miasta. Jest jednak też światełko w tunelu - zalew tanich „ropniaków" może przyspieszyć decyzje naszych samorządów do wprowadzenia podobnych jak w Niemczech zakazów jeszcze w tym roku.
Źródło: Reuters