Hubert Biskupski: - Trwają negocjacje w sprawie rekonstrukcji rządu. Pozostanie pan na stanowisku?
Minister Jan Krzysztof Ardanowski: - Póki co rozmowy dotyczą nie stanowisk, ale relacji między Prawem i Sprawiedliwością a koalicjantami. To one zdecydują o liczbie resortów, ile z nich zostanie. Ministerstwo Rolnictwa jest jednym z kluczowych, może zostać nawet rozbudowane do takich rozmiarów, jak w innych krajach UE, czyli powiększone o np. rybołówstwo, łowiectwo. Samą rekonstrukcją zaś tak bardzo się nie ekscytuję.To nie jest tak, że nie śpię po nocach, zagryzając zęby. Bycie ministrem to zawsze jakieś wyzwanie, ale i czasowa przygoda, wynikająca z układów politycznych, szukania nowych koalicjantów oraz samej konstrukcji, której autorem jest premier. Ja jestem ministrem już dwa lata i patrząc po szefach resortu rolnictwa po 1989 roku, to staję się jednym z najdłużej funkcjonującym ministrem. Mi przede wszystkim zależy, by dalej realizowany był wiejski program rolny Prawa i Sprawiedliwości, którego jestem współautorem.
- Istnieje zagrożenie dla realizacji tego programu, jeżeli nie pozostanie pan na stanowisku?
- Rolnicy muszą mieć przekonanie, że minister jest ich sojusznikiem. Jeżeli nie będą tego czuli, to mogą reagować niechętnie na przemiany na wsi, a one muszą zachodzić. Wieś się zmienia, rolnictwo w całej Europie ma coraz więcej wyzwań, jak przyrodnicze, rynkowe. Konsumenci stawiają coraz więcej żądań rolnikom. Ba! Pojawiła się nawet jakaś nadaktywność organizacji ekologicznych, które wręcz kwestionują rolę funkcjonowania rolnictwa, zwłaszcza hodowli zwierząt. Unia Europejska przygotowała strategię Zielonego Ładu ładu dla całej gospodarki, w tym rolnictwa. Nakłada ona szereg nowych obowiązków na rolników. To będą trudne czasy, pełne napięć i wieś musi rozumieć, że ci którzy nią operują, są jej sojusznikami.
CZYTAJ TAKŻE: Jadwiga Emilewicz: Polska gospodarka nie potrzebuje respiratora, ale sterydów
- Jesteśmy w trakcie pandemii COVID-u. W jaki sposób wirus uderzył w sektor rolniczy, szczególnie w czasie tych pierwszych miesięcy, w czasie lockdownu?
- Wieś wyszła obronną ręką z COVIDu w sensie zdrowotnym. Nie wiadomo, jakie będą kolejne reemisje, ale ze względu na to, że na wsi żyjemy w mniejszych skupiskach ludzi, w większej odległości od siebie, to przypadków choroby było i jest dużo mniej. Jestem też wdzięczny ministrowi Szumowskiemu, bo tylko w rolnictwie zezwolił na kwarantannę w gospodarstwie połączoną z pracą. Natomiast są sektory, które są silnie uzależnione od eksportu, który w marcu, kwietniu i części maja się wstrzymał lub wręcz ustał. Firmy, które eksportowały towar z tego powodu albo wstrzymały dostawy od rolników, albo skupowały produkty po dużo niższych cenach. Dlatego spadły dochody producentów mięsa czy mleka . W przypadku produkcji roślinnej ucierpieli producenci kwiatów, bo ludzie spędzali czas w domach, a nie kupowali kwiaty. Dlatego starałem się zdobyć środki na to, aby tym rolnikom pomóc. Unia żadnych nowych środków nie dała. My dokonaliśmy przesunięcia oszczędności na kwotę 1,2 mld złotych. Ja postulowałem w Komisji Europejskiej o kwotę czterokrotnie wyższą, bo chciałem objąć większą grupę rolników wsparciem, ale dostaliśmy co dostaliśmy. Wsparcie na gospodarstwo to maksymalnie 7 tys. euro. Znacząca kwota dla mniejszych gospodarstw, dla dużych może nie tak zauważalna.
- Polskie rolnictwo, można tak ująć, toczy się od kryzysu do kryzysu. Spowodowane są one różnymi czynnikami. Rolnicy wtedy domagają się interwencji państwa na zasadzie interwencyjnego skupu albo zagwarantowania cen minimalnych. Reszta społeczeństwa patrzy i pyta „dlaczego to rolnicy mają się znaleźć w uprzywilejowanej sytuacji? W mojej branży, jak mi się noga powinie, to nikt mi nie pomoże”. Dlaczego państwo tak silnie angażuje się we wspieranie rolnictwa?
- Szczególna troska o rolnictwo nie jest działaniem widocznym tylko w Polsce. Podstawową, najważniejszą polityką Unii Europejskiej jest wspólna polityka rolna. Politycy i społeczeństwo doszli bowiem do wniosku, że bez wielu rzeczy możemy się obyć, ale bez jedzenia nie jesteśmy w stanie żyć. Bezpieczeństwo żywnościowe jest najważniejszym celem. Obecnie ponad 1/3 budżetu Unii Europejskiej, a dawniej połowa, to wsparcie dla rolnictwa. Oczywiście rolnicy chcieliby pomocy właśnie w postaci gwarancji cen skupu interwencyjnego. Czegoś takiego nie ma – nie ma możliwości wprowadzenia cen minimalnych ani przeprowadzenia skupu interwencyjnego w przypadku krótkotrwałych problemów. Mogą być chwilowe dopłaty do tzw. przechowalnictwa, może być ogłoszony skup interwencyjny zbóż, ale musi go ogłosić Unia Europejska i będzie on przeprowadzony po cenach tak niskich, że nie będą one żadnego rolnika satysfakcjonowały. Siła rolników w łańcuchu „od pola do stołu”, która w Polsce jest bardzo słaba, nie bierze się z jakiejś ogólnej ochrony państwa. Rolnicy na zachodzie są po prostu zorganizowani – prowadzoną wspólną produkcję, korzystają ze wspólnych maszyn, przygotowują wspólnie produkty do sprzedaży, mają wspólne oferty. To oni trzymają cały łańcuch od produkcji surowca do sklepu i konsumenta. W Polsce tego zorganizowania nie ma.
CZYTAJ TAKŻE: Drożyzna w sklepach. Ceny mięsa, wędlin i ryb ostro w górę. Gdzie jest najtaniej?
- To jak to zmienić?
- Kwestia mentalności, efekt komunizmu. Przed wojną spółdzielczość była czymś pięknym. To z zachodu przyjeżdżali do Polski uczyć się spółdzielczości. Komuna to wszystko zniszczyła. Spółdzielczość stała się przejawem patologii, złodziejstwa. To pokutuje do tej pory. Ci ludzie, którzy pamiętają wady spółdzielczości socjalistycznej, stanowią w rolnictwie mniejszość. Młodzi, którzy przychodzą, nie pamiętają tego. Niechęć do organizowania się wynika też z naszej indywidualności. To musi się zmienić, bo inaczej będziemy przegrywali, nie ma cudów. Rolnicy, którzy działają razem, są silniejsi, lepiej zarabiają. Może warto, by te pieniądze z Unii Europejskiej, wynegocjowane przez premiera Mateusza Morawieckiego, nie trafiały bezpośrednio do danego rolnika, ale na wspólne cele. Są przecież maszyny, które używane są przez rolnika tylko kilka godzin w roku, a tak stoją nieużywane. To przecież kwestia zorganizowania się i ustalenia, jak wspólnie użyć tej maszyny. Pomysły są, tylko problem jest w głowach Polaków, bo my wszyscy jesteśmy indywidualistami.
Rozmawiał Hubert Biskupski