Jak pisze "Rzeczpospolita" samorządowcy czują się zaskoczeni decyzją Jarosława Kaczyńskiego. Szczególnie, że padła ona tuż przed lokalnymi wyborami. Oczekują oni od rządu debaty na ten temat, chcą wiedzieć kto i ile straci po zmianiach.
Czytaj także: Jacek Sasin odda nagrodę, ale nadal uważa, że "się należały"
Zgodnie z danymi Państwowej Komisji Wyborczej lokalnych włodarzy (wojewodów, burmistrzów, prezydentów miast), którym mają zostać obniżone pensje jest w Polsce 2 477, do tego każdy z nich ma jednego, a czasem więcej, zastępców. Ich także ma dotyczyć cięcie wynagrodzeń. Do tego trzeba doliczyć 312 starostów wybieranych przez lokalnych radnych i co najmniej drugie tyle ich zastępców.
Jeśli, tak jak przewidują eksperci, obniżka pensji ma dotyczyć wszystkich samorządowców pełniących swoje funkcje z wyboru, to należy dodać jeszcze 39 536 radnych rad gmin, 6 276 radnych rad powiatów, 555 radnych sejmików województw i 423 radnych rad dzielnic m.st. Warszawy. Maksymalne wynagrodzenie na jakie mogą liczyć włodarze dużych miast, takich jak Warszawa, Kraków czy Poznań, to 8,5 tysiąca złotych na rękę.
Tymczasem jak czytamy w "Rzeczpospolitej" dla przedstawicieli władz lokalnych, przepisy samorządowe to absurd. Już teraz niektórzy dyrektorzy zatrudnieni w urzędzie zarabiają więcej od przedstawicieli władz.
Sprawdź również: PiS sam sobie zaprzecza. Jednak będzie nowy kodeks pracy?
Zainteresowani dowodzą, że w porównaniu z ministrami mają więcej ograniczeń. Obowiązuje ich ustawowy zakaz otrzymywania nagród, nie mogą także, po zakończeniu kadencji, podejmować pracy w firmach korzystających z lokalnych dotacji czy zarabiających na świadczeniu usług dla lokalnych władz.
Źródło: "Rzeczpospolita"