Przez długi okres po wprowadzeniu „kompensówek” (nauczyciele mogą z nich korzystać od 2009 r.) pedagodzy korzystali z nich raczej niechętnie. Jedną z przyczyn mogła być wysokość tego świadczenia – niższa, niż zwykła emerytura pedagoga, niższa również niż pensja w szkole. Średnia wysokość świadczenia to ok. 2 tys. zł brutto.
Teraz jednak zaczyna się to zmieniać. Jak informuje Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy ZUS w rozmowie z „Głosem nauczycielskie, świadczenia kompensacyjne pobierało w lipcu 5,5 tys. osób. Liczba wniosków zaczyna wzrastać.
Czytaj również: Będą nowe zasady wynagradzania nauczycieli?
Tygodnik „Głos nauczycielski” wskazuje, że popularność świadczeń kompensacyjnych to głównie efekt zmian demograficznych, malejącej liczby uczniów i braku pracy dla kolejnych grup nauczycieli. Świadczenie pomyślane było zresztą właśnie jako pomoc dla nauczycieli, którzy z różnych powodów (osobistych, ale też np. likwidacji szkół) tracą pracę. W tym i kolejnych latach najbardziej zagrożone bezrobociem są nauczycielki klas I-III, dla których zabraknie uczniów po tym, jak sześciolatki od września 2016 r. trafiły w większości do przedszkoli.
Kolejną przyczyną zwolnień będzie zapowiadana przez MEN likwidacja gimnazjów. Według naszych szacunków „Głosu Nauczycielskiego” w 2017 r. z tego powodu zagrożonych zwolnieniem może być ok. 35 tys. nauczycieli.
Zobacz także: Darmowy podręcznik. Czy będzie obowiązywał za rok?
Świadczenia kompensacyjne to rodzaj wcześniejszej emerytury dla nauczycieli. Pedagodzy mogą z nich korzystać do momentu osiągnięcia powszechnego wieku emerytalnego. Muszą jednak spełnić warunki związane z odpowiednim wiekiem (z roku na rok jest on wydłużany, to znaczy nauczyciele coraz później uzyskują prawo do „kompensówki”) i stażem pracy w oświacie. Osoba, która chce skorzystać z tego świadczenia musi całkowicie zrezygnować z pracy w oświacie, może jednak dorabiać w inny sposób.
MK