Liczba wykluczonych społecznie i finansowo stale wzrasta. Szacuje się, że w Polsce ponad 3 miliony osób żyje poniżej minimum socjalnego, a kolejnych kilka milionów balansuje na jego granicy. Bezrobocie wciąż nie może spaść poniżej 10 procent. W lutym tego roku wynosiło 13,2 procent, a to oznacza, że bez pracy pozostawało ponad 2 miliony osób. Mimo że na świadczenia socjalne rok rocznie wydawane są ponad dwa miliardy zł, to i tak pomoc państwa jest niewystarczająca albo po prostu nieudolna. Nie pomaga wyjść z bezrobocia i wykluczenia społecznego, a wręcz przeciwnie - utrwala je.
Spółdzielnie - recepta na wykluczenie
Bezczynne czekanie na "łaskę" urzędnika do niczego nie prowadzi. Może warto jednak spróbować stworzyć coś w grupie, z innymi, którzy także czują się odstawieni na boczny tor? Taką możliwość daje nam założenie spółdzielni socjalnej, która z zasady służy aktywizacji zawodowej osób znajdujących się na marginesie prężnego środowiska przedsiębiorczych, potrafiących wykorzystywać mechanizmy rynkowe do osiągania zysku. Spółdzielnia socjalna jest przedsiębiorstwem i jednocześnie zrzeszeniem osób, np. takich, które od dawna były bezrobotne, osób niepełnosprawnych czy bezdomnych. Z założenia pełni więc dwie funkcje: ekonomiczną, ponieważ przynosi zysk, i społeczną, ponieważ przyczynia się do rozwiązania problemu osób wykluczonych lub marginalizowanych.
Decydując się na założenie spółdzielni socjalnej, możesz liczyć na:
l zwolnienie z opłat rejestracyjnych,
l dostęp do funduszy unijnych,
l dostęp do środków z Funduszu Pracy.
Jako przedsiębiorstwo spółdzielnia społeczna podlega tym samym przepisom, którym podlegają inne firmy działające na rynku. Obowiązuje je również podstawowa zasada całej spółdzielczości - każdy jej członek ma jeden głos. Aby spółdzielnia spełniała swoje zadanie, wypracowany zysk musi być przeznaczony między innymi na społeczną i zawodową reintegrację jej członków.
... i na sukces
Na świecie zarówno w rolnictwie, jak i w finansach spółdzielcze formy działania sprawdzają się znakomicie. W Kanadzie, Japonii, Korei Południowej, w Niemczech czy Australii spółdzielnie stały się realną alternatywą dla prywatnych spółek w wielu obszarach gospodarki, a rządy tych państw dokładają starań, aby pomóc im w dalszym rozwoju. Dzięki konserwatywnemu podejściu do inwestycji okazały się bardziej odporne na kryzys. Światowym gigantem spółdzielczym jest południowokoreańska Krajowa Federacja Spółdzielni Rolniczych Nonghyup. Federacja prowadzi też działalność w Stanach Zjednoczonych. Jej obroty liczone są w setkach miliardów dolarów. Polska również ma się czym pochwalić. W rankingu 300 największych spółdzielni świata przygotowanym przez Międzynarodowy Związek Spółdzielczy znalazła się Kasa Stefczyka.
Wciąż jest dużo do zrobienia
Profesor Henryk Cioch, ekspert prawa spółdzielczego, Katolicki Uniwersytet Lubelski
Działalność spółdzielni socjalnych jest regulowana w odrębnej ustawie, to odmiana spółdzielni pracy. Mają one szczególny status, mogą zatrudniać wyłącznie osoby, które są w jakimś sensie wykluczone społecznie czy finansowo. Obecnie spółdzielnie socjalne rozwijają się głównie przy spółdzielniach mieszkaniowych, dla których pracują osoby świadczące różnego rodzaju funkcje użyteczne w spółdzielni, czyli tzw. fachowcy, złote rączki.
Według obowiązującej ustawy są traktowane jak organizacje pożytku publicznego, dlatego mogą i powinny korzystać z ulg, preferencji, przywilejów prawnych i podatkowych. Niestety, polskie prawo spółdzielcze jest w stanie rozkładu. Tempo prac nad ustawami spółdzielczymi wzrasta tylko wtedy, kiedy zbliżają się wybory. Państwo kompletnie nie jest zainteresowane rozwojem spółdzielczości. Tendencja jest taka, że dąży się do ich "uspółkowienia". W Polsce, tak jak i innych krajach, powinno być miejsce nie tylko dla spółek, ale także dla spółdzielni.
Rozmowa z Grzegorzem Biereckim, prezesem Krajowej SKOK
Samoorganizacja obywateli to wielka korzyść dla państwa
- Panie prezesie, wydawałoby się, że Polacy są dość zaradnym narodem. Czy w takim razie potrafiliby sobie poradzić bez świadczeń socjalnych?
- Polacy są bardzo zaradnym narodem i potrafili sobie poradzić bez struktur państwowych i świadczeń socjalnych oferowanych przez państwo przez wiele lat dzięki samoorganizacji. W naszej historii mamy szereg przykładów instytucji dostarczających tych usług, które dziś nazywa się usługami socjalnymi, a które potrzebne były zawsze. Znakomitym przykładem mogą być maszoperie rybackie, które świadczyły przecież usługi socjalne na rzecz swoich członków. Wspólna kasa finansowała potrzeby gospodarcze społeczeństwa. Maszoperie prowadziły własne szpitale oraz domy starości. Wszystko to się działo w oparciu o organizację, którą ludzie sami stworzyli i finansowali. Dbali o to, aby była organizacją efektywną pod względem zarówno kosztów, jak i jakości usług.
- Chce pan powiedzieć przez to, że państwo trochę na siłę próbuje dać nam to, co sami byśmy lepiej sobie zorganizowali?
- Na pewnym etapie państwo pojawiło się ze swoimi usługami, zastępując samoorganizację. W chwili obecnej obserwujemy jednak tendencję do wycofywania się państw z oferowania usług socjalnych. Kryzys budżetowy przyspiesza takie działania - ludzie coraz mniej dostają w zamian za swoje podatki. Pytanie zatem, kto dostarczy usług, które niezbędne są do funkcjonowania społeczeństwa? Jeśli państwo nie chce czy nie jest w stanie tego robić, jest to znów miejsce dla samoorganizacji. W krajach Europy Zachodniej znakomicie rozwijają się spółdzielnie socjalne. Okazuje się, że są w stanie zastępować państwo w dostarczaniu usług społeczności lokalnej. Bardzo często te organizacje są w początkowej fazie wspierane przez państwo czy wręcz państwo zleca organizacjom przejmowanie funkcji, które dotychczas realizowała administracja.
- Czy możliwe jest wprowadzenie tego w praktyce?
- Jakości i kosztów funkcjonowania organizacji najlepiej pilnują sami właściciele. Jeśli sięgniemy do modelu struktur wzajemnościowych, mamy do czynienia z sytuacją, w której kontrolują zarówno jakość usług - żeby była zgodna z ich oczekiwaniami, jak i ich cenę. To jednak wiąże się z modelem, który oznaczałby dla polityków rezygnację z części kontroli nad znaczącym obszarem życia społecznego.
- Czy jest jakiś złoty środek?
- Można sięgnąć do niedawnej historii, kiedy w Polsce projektowano reformy służby zdrowia. Pojawił się wówczas pomysł kas chorych. Gdyby realizowany był faktycznie w taki sposób, jaki funkcjonuje na Zachodzie, oznaczałby samorządność kas chorych. Ludzie, którzy korzystaliby z ich usług płacąc na nie, zarządzaliby jednocześnie tą organizacją m.in. przez wybór władz. Niestety, zainteresowanie polityków kontrolą tej części życia społecznego przeważyło i kasy chorych stały się kolejnym elementem administracji publicznej, gdzie osoby finansujące kasy nie miały żadnego wpływu na ich funkcjonowanie. Gdybyśmy zdecydowali się na oddanie zarządzania kasami tym ludziom, którzy z własnych pieniędzy je utrzymują, mielibyśmy wypracowany system samokontroli, który dostosowałby się do zmieniających się warunków gospodarczych i demograficznych. To mogłoby doprowadzić do naturalnej presji na podnoszenie jakości usług.
- A dzisiaj obywatel jest dla państwa, czy państwo dla obywatela?
- Jeśli spojrzymy na mechanizmy, które w Polsce funkcjonują, to niestety obywatel ma prawo płacić podatki i ma iluzoryczne prawo do usług socjalnych, z realizacji których nie jest zadowolony.
- Ale co powiedzieć ludziom, którzy widzą to w skrajny sposób - cudowna Skandynawia z opieką zdrowotną, a z drugiej strony "trzeci świat"?
- To właśnie w Skandynawii karierę robią spółdzielnie socjalne. To ogromna korzyść dla państwa, ponieważ zwolnione zostaje z odpowiedzialności za te usługi, oddając je obywatelom. Oni sami zarządzają tymi instytucjami i sami budują oczekiwania wobec tych struktur.
- To po co państwo?
- Państwo jest potrzebne do tego, żeby taką ścieżkę nakreślić oraz pilnować prawidłowego funkcjonowania takich struktur. Powinno jedynie nadzorować prawidłowość działania organizacji społecznych, w żadnym wypadku natomiast urzęnicy nie powinni zarządzać takimi organizacjami.