Projekt ustawy obniżającej wiek emerytalny został przygotowany przez kancelarię prezydenta Andrzeja Dudy. Z informacji „Pulsu Biznesu” wynika jednak, że rząd cały czas szuka sposobu na obniżenie kosztów reformy. Za rozbrajanie emerytalnej bomby wziął się wicepremier Mateusz Morawiecki.
— W rządzie wciąż panuje przekonanie, że wiek emerytalny musi być obniżony, ale jest też pewność, że nie stać nas na to w takim kształcie, jaki proponuje prezydent — mówi „PB” jeden z ministrów, chcący zachować anonimowość. Z wyliczeń ZUS wynika, że w pierwszym pełnym roku obniżki wieku emerytalnego deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych powiększy się o 9,5 mld zł. Ustawa ma wejść w życie od 1 października 2017 r., dlatego w przyszłym roku rachunek wyniesie ok. 2 mld zł.
Czytaj również: Mazurek: Obniżenie wieku emerytalnego będzie przegłosowane za 2 tygodnie
— Wicepremier dostał już wyliczenia, o ile wejście w życie prezydenckich pomysłów (autorem projektu obniżenia wieku emerytalnego jest Kancelaria Prezydenta – red. Superbiz.pl) uszczupli możliwości wydatkowe państwa — informuje.
Problemem jest też moment, w którym zmiany mają nastąpić. Rząd obawia się, że w czwartym kwartale mniej osób zdecyduje przejść na emeryturę. — Pod koniec roku pracownicy dostają premie, różne dodatki świąteczne i dla wielu to może być powód do zwłoki. Wówczas koszty w 2018 r. będą jeszcze wyższe — mówi nasz rozmówca.
Z informacji naszych informacji wynika, że rząd może powrócić pomysł Pawła Szałamachy, który chciał połączenia obniżki wieku emerytalnego z wprowadzeniem minimalnego stażu pracy ubezpieczonego (35/40 lat). Kolejny pomysł, który cieszy się coraz większym uznaniem w rządzie, to jednorazowe przeliczenie emerytury po osiągnięciu uprawnień do świadczenia.
Źródło: pb.pl