Spis treści
- I kamienie mówić zaczną
- Opętany ideą wolności
- Garść mała ludzi
- Nie tylko kształt armii
- Ojciec niepodległości
- Wartość nad wartościami
Joanna Olczak-Ronikier, autorka scenariusza serialu Andrzej Wajdy „Z biegiem lat, z biegiem dni” ukazała go, jako oddanego do cna ojczyźnie. Na argument bohaterki filmu, że ta się po prostu boi (robić cokolwiek dla sprawy) i że chciałaby normalnie żyć, zresztą jak przytłaczająca większość Polaków pod zaborami, Piłsudski odpowiada, przywołując przykład rozstrzelanego przyjaciela: „Proszę pani, on też się bał, ale zginął, krzycząc: niech żyje Polska niepodległa!”. Tak, Piłsudski, wtedy pseudonim Mieczysław, należał do tych opętanych miłością do Polski i polskości. Tych, którzy zwiedzając Kaplicę Zygmuntowską, gdzie „wszystko jest Polską”, ocierali łzy i zaciskali zęby.
I kamienie mówić zaczną
Początek XX w. przywitał w warszawskiej cytadeli, osadzony za redagowanie „Robotnika” – podziemnego organu PPS. Choroba psychiczna, którą tam symulował, a dzięki czemu udało mu się uciec z więzienia, miała, biorąc pod uwagę tamte realia, dość komiczne objawy. Więzień, zgodnie z kartą leczenia psychiatrycznego, odczuwał niepohamowany wstręt i mdłości na widok... osób w rosyjskich mundurach. Pomysł, choć ryzykowny, o dziwo okazał się trafiony i spiskowca oddano na leczenie. Uciekł ze szpitala psychiatrycznego i używając nazwiska Józef Ginet, ukrywał się w Krakowie. Żołnierski duch, którego dotąd nie miał okazji wykorzystać, podpowiadał mu, że wybuch wojny rosyjsko-japońskiej spowoduje, że PPS będzie mogła wreszcie powołać strukturę o charakterze wojskowym. Bo Piłsudskiemu śniło się wojsko polskie. Takie, które będzie mogło zmierzyć się z wrogami w otwartej walce, do końca zduszając w narodzie ducha tragicznego powstania styczniowego, powszechnie zwanego wtedy „narodowym nieszczęściem”. „Nadchodzi czas, gdy i kamienie mówić zaczną” – takie słowa znalazły się w redagowanym przez Piłsudskiego konspiracyjnej gazecie „Walka”.
Opętany ideą wolności
W latach 1904-07 stale podróżował, szukając zewnętrznego sojusznika dla sprawy polskiej. Krótko mówiąc, ta sprawa, to była po prostu niepodległość kraju, który im dłużej w niewoli, tym mniej go było. Po to Piłsudski stał się uczestnikiem rosyjskiej rewolucji 1905 r., usiłując skierować ją, przy pomocy Organizacji Bojowej PPS, na tory czwartego powstania narodowego. Nawet w Japonii usiłował zjednać przychylność dla sprawy. Nic z tego nie wyszło, ale nadchodziła przecież wojna prawdziwie światowa, a zatem kolejna nadzieja dla Polski. Nie chcąc odpuścić, niemal opętany ideą wolności dla ojczyzny dogorywającej pod trzema jarzmami, rzucił się w wir organizacyjny. W Galicji, tam, gdzie, jak już miał się okazję przekonać, jarzmo było najznośniejsze, formował militarne kadry na wypadek powszechnego konfliktu zbrojnego.
Polecany artykuł:
Garść mała ludzi
Polskich Strzelców Piłsudskiego, dla których, często ledwie nastoletnich chłopców, był „Dziadkiem”, w Krakowie wielbiono, dopóki nie wybuchła wojna. Młode kobiety zbierały datki „na polskie wojsko”, dla niepoznaki do puszek z czerwonym krzyżem. Prowadził swoich strzelców, ubranych w polskie mundury, o jakich marzyli młodzi żołnierze służący przymusowo w wojsku austriackim, na Rynek lub Planty. Dostawali tam kwiaty i całusy, czuli, że tworzą wielką historię. Do Polskich Drużyn Strzeleckich chciał dołączyć każdy młody chłopak z Krakowa i okolic. Uciekały do niej z kamienic i suteren wyrostki o rozpalonych głowach. Gdy rankiem 6 sierpnia 1914 r. z Krakowa do Kongresówki maszerowała Pierwsza Kompania Kadrowa – zalążek odrodzonego wojska polskiego, witały ją puste ulice. Historycy ocenili ją potem jako „garść małą ludzi, źle uzbrojonych i źle wyposażonych”. Do tego, o amatorskim wyszkoleniu. Mimo to, dzięki ich walce powstał polsko-austriacki Naczelny Komitet Narodowy oraz Legiony Polskie, walczące u boku armii monarchii austriackiej, zwanej czarno-żółtą. Na froncie Piłsudski stał się podziwianym dowódcą. To wtedy zbierał cenne frontowe doświadczenia. Siły, którymi dowodził, uczestniczyły w ofensywie na Warszawę.
Nie tylko kształt armii
Po jej fiasku, gdy Austriacy zaczęli uciekać w panice, podjął skrajnie ryzykowną próbę przedarcia się do Krakowa korytarzem między rosyjskimi armiami, którego, jak się okazało, w ogóle nie było. Podkomendni wierzyli w niego wręcz irracjonalnie. Dziadek miał mieć moc wyciągnięcia ich z każdych tarapatów. I tak się stało, chociaż, jak według Kazimierza Świtalskiego wspominał Piłsudski: „w czasie tej drogi wszystkie pchły umierały na nim ze strachu”. I Brygada miała własną tradycję militarną, wywiedzioną z czasów sprzed Powstania Styczniowego. Piłsudski przeniósł ją potem do wojska niepodległej Rzeczpospolitej. Na razie prowadził tzw. polonizację Legionów, czyli pozbywał się z nich oficerów austriackich. Wobec oporów zaborcy latem 1916 roku podał się do dymisji. Gdy cesarze austriacki i niemiecki powołali na ziemiach odbitych Rosji Królestwo Polskie, Piłsudski trafił wkrótce do Tymczasowej Rady Stanu jako referent Komisji Wojskowej. Nie byłby jednak sobą, gdyby zajął się wyłącznie kształtem narodowej armii.
Ojciec niepodległości
Był stałym inspiratorem i animatorem obozu narodowego. To dzięki niemu w Legionach – przymusowo przekazanych pod komendę niemiecką – wybuchł kryzys przysięgowy. Legioniści masowo odmawiali przysięgi na braterstwo broni z armiami państw centralnych. Piłsudski został za to aresztowany 22 lipca 1917 r. i poprzez więzienia w Gdańsku, Szpandawie i Wesel, trafił do twierdzy magdeburskiej, której wrota wyważyła niemiecka rewolucja. Wieczorem 9 listopada pociąg z Piłsudskim ruszył w stronę Warszawy. Była to droga od konspiratora i żołnierza do męża stanu. Pełen zasług, otoczony nimbem wielkiego patrioty, bohatera zarówno w walce konspiracyjnej, jak i tej z bronią w ręku na froncie wojennym. Dla przeciętnego Polaka był po prostu Polską. Miał prawo decydować, bo któż by bardziej niż on miał rację. Ojców niepodległości było wielu, ale on opromieniony legendą, był fenomenem czasów, postacią absolutnie kultową. Jedynym człowiekiem zdolnym do przejęcia realnej władzy z rąk pozbawionej autorytetu Rady Regencyjnej. Piłsudski również uwierzył, że jest mężem opatrznościowym. I to go zmieniło. Szybko zdziwaczał, nabrał stałych przyzwyczajeń, ufał tylko swoim, często patrzył spode łba. I prawdziwie się wściekał, gdy coś było nie po jego myśli. Siekł słowem niczym mieczem, klął jak szewc. „Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy” – powie później rozgoryczony. Funkcjonował jako Naczelnik Państwa i jednocześnie Naczelny Wódz. Wreszcie mógł budować prawdziwą armię. I walczyć o granice. To on w latach 1919–21 odpowiadał za politykę zagraniczną Polski i decydował o poczynaniach militarnych. I triumfował. Wyprawa kijowska w 1920 r. wprawdzie ściągnęła na kraj śmiertelne niebezpieczeństwo, ale zostało ono przezwyciężone w bitwach warszawskiej i niemeńskiej. Jako głowa państwa mieszkał z rodziną na parterze prawego skrzydła Belwederu, potem w Pałacu Saskim, a wreszcie w willi Milusin w Sulejówku. Zawsze jednak skromnie, jak rewolucjonista, któremu niewiele trzeba.
Wartość nad wartościami
Zdecydował się nie kandydować na urząd prezydenta państwa, którego uprawnienia zostały ograniczone przez konstytucję marcową. Kule zamachowca Eligiusza Niewiadomskiego, pierwotnie przeznaczone właśnie dla niego, zabiły wybranego w grudniu 1922 r. Gabriela Narutowicza. Zdeklarowany nacjonalista, zastrzelił polskiego prezydenta. Piłsudskiemu nie mieściło się to w głowie. Jego bliscy mówili, że przestał wtedy wierzyć w odrodzenie polskiej duszy. Zaczął huczeć z wściekłością o politycznej demoralizacji, której trzeba silnego autorytetu. A jak to się nie sprawdzi, to wręcz brutalności! Tak wkroczył na ścieżkę wiodącą do zamachu majowego i dyktatury, będącej przeciwieństwem wolności i demokracji. Na trzy lata wcześniej, w maju 1923 roku, zrezygnował z ostatnich publicznych funkcji: szefa Sztabu Generalnego i przewodniczącego Ścisłej Rady Wojennej. W Sali Malinowej hotelu Bristol 3 lipca 1923 r. przemawiał do zgromadzonych piłsudczyków, wyżalając się i pomstując. Mówił o potwornym karle, opluwającym dokonania jego samego i jego bliskich. O moralnym błocie, pozostałym po latach niewoli. Na koniec zapewnił, że poszuka środków zaradczych, by chronić wartość dla niego najwyższą – niepodległe państwo. Powrócił do politycznej gry, używając przemocy. Do końca życia niepodzielnie rządził polskim państwem, jako dyktator. Zmarł 12 maja 1935 r. na raka wątroby. Gdy pociąg pokryty kirem wiózł z Warszawy na Wawel trumnę z Piłsudskim, tłumy zbierały się wzdłuż torów. Ludzie klękali, mężczyźni zdejmowali czapki. Roniąc łzę, młody żołnierz powiedział: „Boże, przecież to jakby umarła nam Polska”.