Spis treści
- Pociąg do pieniędzy
- Bryczką w gęsty las
- Komedia omyłek
- Ta kolejna sobota
- Warszawski akcent w sprawie
- Bilans zysków
Akcja pod Bezdanami była niezwykłym wydarzeniem w historii Polski. Dowódcą grupy bojowców był Józef Piłsudski, który później został premierem rządu RP, pierwszym Marszałkiem Polski i Naczelnym Wodzem Wojska Polskiego. W akcji wzięli również udział Walery Sławek, który został premierem Polski w latach 1926-1929, Aleksander Prystor, który był premierem Polski w latach 1931-1932, oraz Tomasz Arciszewski, który był premierem Polski na emigracji w latach 1944-1947.
Pociąg do pieniędzy
Pieniądze rosyjskie kursowały z Kongresówki (Królestwo Polskie), konkretnie z Warszawy do Sankt Petersburga co sobotę. Pociąg, w dużej mierze pasażerski, tyle że z obstawą i wagonem pancernym, zatrzymywał się kolejno na wszystkich małych stacyjkach, które z reguły otaczały lasy. Ten wokół Bezdan był niczym dżungla: zabagniony i nie przerzedzany od lat. Bezdany liczyły wtedy nie więcej niż 300 mieszkańców. Skład zatrzymywał się tuż przez godziną 23.
Przyszły marszałek miał wreszcie pokazać, że potrafi znaleźć się w gorącym zamachowym tyglu, i nie tylko organizować broń, ale i sprawnie się nią posługiwać. Widział się jako rzucającego bombę w wagon z ochroną. Przyszli współsprawcy zamachu wybili mu to z głowy, mówiąc „pamiętaj Ziuk, że bomby czasem wybuchają”. Bywało przecież, że zapalnik zamachowca zadziałał za wcześnie, likwidując terrorystę, albo nie zadziałał wcale.
Polecany artykuł:
Bryczką w gęsty las
Był plan, alby wszystko odbyło się w ciemnościach, tylko przy świetle ręcznych lamp. Zadaniem grupy Arciszewskiego było zdetonowanie bomby w wagonie eskorty, a wagon pocztowy miała opanować grupa Piłsudskiego. Zadaniem grupy Walerego Sławka było opanowanie stacji, zniszczenie łączności i pacyfikacja pasażerów.
Grupa z bombą i „pocztowa” – od zabrania kasy – miały przyjechać do Bezdan z Wilna, a Sławek miał na tej stacji po prostu wysiąść z pociągu, na który zamierzano napaść. Gdyby jednak okazało się, że eskortujących wagon pocztowy jest zbyt wielu, półtora kilometra przed stacją Sławek miał pociągnąć za hamulec bezpieczeństwa (wtedy nazywany awaryjnym).
Po warszawskim pociągu przybywały do Bezdan dwa kolejne, a gdyby ten z pieniędzmi się opóźnił, Sławek również miał alarmować. Opóźnienie składu dalekobieżnego było jednak w tych czasach nie do pomyślenia. Po wrzuceniu bomby do wagonu pocztowego miano szybko przeładować zdobycz na bryczkę. Łup miał pod eskortą pojechać gdzieś pod Bezdany, gdzie czekać miała Aleksandra Szczerbińska (późniejsza żona Piłsudskiego i matka jego dwóch córek).
Komedia omyłek
Termin akcji wyznaczono na 19 września 1908 roku. Historycy do dzisiaj zastanawiają się, jak to możliwe, że mimo przeplatających się tego dnia pomyłek i pecha, zamachowcom udało się uciec do Wilna, zadekować w konspiracyjnej kwaterze i odrobić lekcję po koncertowo popełnianych wpadkach.
Pierwszy zamach, określany jako „próbny” przyniósł grupie Piłsudskiego szereg wskazówek. Po pierwsze, nie spóźniać się: na miejsce zbiórki nie dotarł jeden z bojowników (tłumaczył się potem, że był śledzony). Po drugie, nie wyróżniać się. Sławek, wzbudził zainteresowanie podróżnych oraz wymowne uśmieszki, kiedy celem wydania broni zamykał się z bojowcami w kolejnych toaletach. Po trzecie: dbać o linię (partyjną i nie tylko). Jeden z uzbrojonych wyskoczył na jakiejś stacyjce po czekoladki i nie zdążył ponownie wskoczyć do składu. Itd.
Grupa dowodzona przez Prystora, mająca dojechać z Wilna, zbyt długo ładowała broń i materiały wybuchowe do wynajętej bryczki, poważnie zresztą zdezelowanej. Po drodze przez zarośnięty, wilgotny las, w kole bryczki pękła piasta, a po naprawie, zabierającej kolejne cenne minuty, pojazd ugrzązł w bagnie. Wyciągnięty siłą kilku chłopa, po chwili zachwiał się pokonując korzeń i runął na bok. Tego już spiskowcy mieli dosyć i postawili na pieszą wycieczkę. Po czym zabłądzili. Nie było już szans na skuteczne przeprowadzenie akcji. Piłsudski więc ją odwołał. Nie wiedzieli o tym członkowie grupy warszawskiej, jadący pociągiem. Gdy pociąg zameldował się w Bezdanach, Sławek dał rozkaz do rozpoczęcia akcji. Jego ludzie wyskoczyli na przeciwną stronę niż peron i zajęli stanowiska, oczekując wybuchu bomby. W wagonie eskorty panowała jednak cisza, bojowcy doszli więc do wniosku, że… pomylili stacje. Wsiedli z powrotem do pociągu. Na kolejnej wyskoczyli, zajmując stanowiska, a ponieważ i tu żadna bomba nie wybuchła, wtedy domyślili się, że akcja została odwołana.
Ta kolejna sobota
Bojownicy Piłsudskiego wprowadzili niezbędne korekty, dokonali w okolicach Bezdan koniecznego rekonesansu, naprawili bryczkę. Ustalili, że podczas akcji będą rozmawiać wyłącznie po rosyjsku, a przeklinać w jidysz, aby zamącić w spodziewanym śledztwie w sprawie zamachu. I 26 września wyruszyli ku stacji.
Pierwsze קורוואַ (ku***) wybrzmiało w lesie gdy bryczka znów się przewróciła i wysypały się z niej spiskowe akcesoria z bronią w szczególności. Rekonesans rekonesansem, ale kolejny raz pobłądzono w leśnych ostępach. Przy stacji zorientowano się, że w kilku lampach karbidowych (coś w rodzaju latarek) mających ułatwić przeprowadzenie napadu nie ma wody. „Jak ja wymacam monetę w egipskich ciemnościach, קורוואַ, קורוואַ, קורוואַ” – rzucił Piłsudski, po czym weszli z Arciszewskim do rowu, napełnili lampy i przeprowadzili zamach w mokrych portkach.
Potem poszło już dobrze prawie wszystko. Zamach się udał, zginął jeden carski stójkowy. W wagonie pocztowym były pieniądze przeznaczone do likwidacji, z menniczy uszkodzeniem. Porzucili więc bezwartościowy łup (pakowany przy wrzaskach kierownika wagonu „Panowie, weźcie co chcecie, ale nie róbcie mi bałaganu!!!”), odnaleźli kasę pancerną, rozbili ja ładunkiem wybuchowym. Niestety, mieli czas tylko na zagrabienie 200 tys. rubli, częściowo w obligacjach. Papiery wartościowe, jako trefne, musieli upłynnić hurtem za ułamek wartości. Mimo wszystko przywłaszczona kwota była ogromna, choć planowano zgarnąć dwa razy więcej złotych monet. Rabowano w stresie i pośpiechu. Zawartość skradzionych kasetek sprawdzili dopiero w lesie. W którym zresztą przy okazji zgubiono Arciszewskiego.
Warszawski akcent w sprawie
Stróż stacyjny w wypowiedzi dla Kuriera Wileńskiego wyznał: „ (…) dwóch rabusiów pochwyciło mnie i przyłożywszy brauning do piersi, poprowadziło do pokoju dyżurnego i tam pod grozą śmierci zmusili wskazać, gdzie mieszczą się telefoniczne i telegraficzne przewodniki, które natychmiast przecięli. Urzędnik pocztowy, który znajdował się w pokoju dyżurnym, zaprotestował i za to został wyrzucony przez okno. Rozbiwszy wszystko w pokoju dyżurnym, rabusie zaprowadzili mnie do sali I-szej klasy, w której już znajdowało się pod strażą dwóch rabusiów: pomocnik zawiadowcy stacji, maszynista, palacz i cała brygada konduktorów pociągowych. Wszyscy oni stali z podniesionymi do góry rękami pod strażą rabusiów uzbrojonych w rewolwery i bomby. Rabusie rozmawiali ze sobą po rosyjsku, ale z wyraźnym warszawskim akcentem…”.
Natomiast w aktach śledztwa odnotowano: „W obrębie stacji znaleziono porzucone rewolwery i materiały wybuchowe oraz części garderoby, natomiast na drodze parasol (przyp. red. zgubił go Prystor)”.
Jeden z uczestników akcji, Kazimierz Młynarski, przyznał się Piłsudskiemu, że miał co prawda rewolwer, ale strażników straszył puszką śledzi w papierze pakowym, która doskonale udawała bombę.
Bilans zysków
Zagrabione 200 tysięcy rubli (około 2,4 miliona euro) pozwoliło nie tylko rozwinąć się organizacji, ale i uzbroić Legiony. Czy w ogóle powstałyby, gdyby nie bezdańska akcja? Piłsudski mógłby przecież pozostać jednym z wielu mało znanych działaczy ruchu socjalistycznego, a potem niepodległościowego. Bez Bezdan jego autorytet prawdopodobnie nie przetrwałby długo, bo we frakcji bojowej PPS-u nie przepadano za „panami”, którzy boją się uczestniczyć w zamachach. A na zamachy był przecież… boom. W 1906 roku dokonano 1245 aktów terrorystycznych na przedstawicieli caratu (średnio trzech dziennie). Rok później statystycznie 2,5 zamachu dziennie to też nie było mało. W 1911 roku doszło do 134 zamachów – średnio dwóch w tygodniu.
Zamach w Bezdanach umożliwił przyszłemu wodzowi zdobycie środków na realizację planów politycznych. Powiedział wspominając te czasy, że walcząc z fizyczną przemocą, którą carat na zdławienie ruchu rewolucyjnego wystawi, trzeba mieć kadry wojskowe. Dzięki sformowanym kadrom, zwolniony z Magdeburga przybył do Warszawy jako dowódca, mąż stanu i patriota.