12 września 1683 r. pod Wiedniem doszło do konfrontacji między wojskami polsko-cesarskimi pod dowództwem króla Jana III Sobieskiego, a oblegającą Wiedeń armią Imperium Osmańskiego pod wodzą wezyra Kara Mustafy.
Na Marsowym Polu
Atmosfera w szeregach polskiego wojska była podniosła, a postoje przedłużały się ponad miarę. W każdej miejscowości, do której docierał król Sobieski z orszakiem i wojskiem, odbywała się uroczysta msza na intencję rozgromienia niewiernych Turków pod Wiedniem. Dopóki było to możliwe, królowi towarzyszyła żona Marysieńka. Po uroczystym pożegnaniu królowej i odprawionej z tej okazji uroczystej mszy, król Jan ruszył na wojnę, obiecując, że codziennie będzie jej zdawał sprawę z sytuacji.
Potężnie prezentował się w kolorowym żupanie i gronostajach, to jest ulubionym stroju, który na zbroję zamienił w ostatniej chwili.
Po udanej odsieczy wiedeńskiej król polski stał się postacią legendarną niczym Zawisza Czarny. Uznanemu za najlepszego wodza Europy, wokół którego działy się różne cuda, w tym dwa maryjne, przyszło się pławić w zachwycie dworów.
Nasłać Turków na Polskę
Droga do sojuszu z cesarstwem, bez którego Sobieski nie ruszyłby pod Wiedeń, była kręta. Święte Cesarstwo Rzymskie pod wodzą Habsburgów, jak i Rzeczpospolita, były poważnie zaniepokojone sytuacją. Groźba zalania Europy przez Osmanów była realna. Wielki Wezyr, pełniący rolę najważniejszego z ministrów sułtana, prowadził agresywną politykę. Zbliżenie stanowisk Rzeczypospolitej i cesarstwa było jej bezpośrednim skutkiem.
Ocieplenie stosunków miało symboliczne przejawy, jak np. trzymanie do chrztu Aleksandra, drugiego syna pary królewskiej w 1678 r. przez przedstawicieli cesarza i papieża.
W 1681 na Europę padł strach. Państwo Tureckie po zakończeniu wojny z Moskwą stało się niebezpieczne. Na dworach zadawano sobie pytanie, czy Porta (państwo tureckie) ruszy na Kraków, czy na Wiedeń.
Tymczasem dwór wiedeński odrzucał możliwość przymierza militarnego z królem Sobieskim. Zwłaszcza, że po nieudanej misji polskiego posła w Stambule wydawało się, że Wezyr ruszy na Kraków.
Cesarz Leopold I Habsburg bardzo na to liczył, stąd starania rezydenta cesarskiego w Stambule Alberta Caprary, aby skierować tureckie uderzenie na Polskę.
Jednak w czerwcu 1682 r. ze Stambułu dotarły wieści szpiegów, że to Wiedeń zostanie zaatakowany. Leopold I zmuszony więc był wysłać posłów do Warszawy by zasugerowali Sobieskiemu przymierze.
Polecany artykuł:
62 kg w złocie, to się nazywa łapówka!
Król polski, od pewnego czasu nie biorący udziału w wielkiej polityce, liczył na sojusz z cesarstwem dlatego, że wojna z Turcją byłaby okazją do odzyskania zagarniętych przez nią szlacheckich majątków na Podolu.
Jednak Ludwik XIV, król Francji, który toczył spór z Habsburgami postanowił nie dopuścić do polskiej interwencji. Przez swojego posła markiza Franciszka Vitry de l'Hospital zaproponował Sobieskiemu 100 tys. liwrów w zamian za zerwanie traktatu zawartego z Leopoldem I. Sobieski miał jednak własny plan. No i należał do jednej z najbogatszych familii, więc ta góra złota nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. Bez wahania odrzucił ofertę 62 kg czystego złota!
Na sejmie wiosennym w 1682 r. poseł cesarski prowadził decydujące rozmowy o sojuszu. Okoniem stanęli magnaci, którzy hojnie opłacani przez króla Francji, stali się bardziej przychylni dopiero po ujawnieniu skandalicznych konszachtów niektórych wielmożów. Nową linię polityki król przypieczętował rozdając odpowiednim liderom nadania i urzędy. Przy okazji król rozprawił się z dawnym przyjacielem, a od pewnego czasu wrogiem – wybitnym poetą baroku Janem Andrzejem Morsztynem. Za wykonywanie na sejmie poleceń Paryża skazał sprzedawczyka za zdradę stanu.
Traktat "primaaprilisowy"
Traktat wojenny podpisano 1 kwietnia 1683 r., potem z obawy o śmieszność antydatowano go na 31 marca.
Zgodnie z zapisami traktatu cesarz wystawiał 60-tys. armię, Sobieski miał dodać jeszcze 40 tys. żołnierzy. Cesarstwo liczyło na ciężką polską kawalerię – husarię. Jazdę, której samo nie miało, w dodatku już doświadczoną w walce z wojskami Wezyra. Wkrótce Jan III Sobieski otrzymał od prezesa Nadwornej Rady Wojennej, Hermana von Baden, buławę marszałkowską. Został wodzem sił sprzymierzonych idących pod Wiedeń, mimo, że o to samo zabiegał Karol Lotaryński.
Sobieski wydawał się być fascynującym strategiem, mającym doświadczenie w krwawych walkach. Rozprawiał przy każdej okazji, że rozgromić wroga, zniszczyć jego działa i wytrącić broń z ręki, to za mało. Wojna miała być, mówiąc wprost, wyżynaniem wszystkiego co się rusza. Pole pełne posiekanych ciał – to dla Sobieskiego było prawdziwym zwycięstwem. Ciągle przekonywał, że po zwycięskiej walce trzeba zniszczyć siłę żywą. Popis miał dać pod Wiedniem.
Ile kosztował werbunek husarii?
Rzeczpospolita z profrancuskiej zmieniła politykę na prohabsburską. Cesarstwo kusiło darowaniem jej niespłaconych długów zaciągniętych w czasie Potopu. Poza tym zobowiązano się przekazać Rzeczpospolitej 350 tys. florenów na zwiększenie etatów w husarii koronnej oraz 150 tys. florenów na liczący 3 tys. żołnierzy cesarski korpus posiłkowy pod komendą Hieronima Lubomirskiego. W sumie budżet Leopolda I na werbunek wyniósł 1,2 mln ówczesnych złotych polskich. Sam Sobieski z własnej kasy wyasygnował 500 tys. zł.
Pieniądze cesarza Leopolda I dotarły do polskiego skarbca, czego dowodzą kwity i dokumentacja skarbowa do dzisiaj przechowywana w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie. Warto zwrócić uwagę, że w pokwitowaniach na wszystkie jednostki stosowano tę samą formułę: „Zeznawam niżej podpisany, i żem odebrał z skarbu Rzptej koronnego przychodzącego in subsidium Rzptej ratione coniunctionis armorum przeciwko nieprzyjacielowi Krzyża Św. ofiarowanych na...” Na podstawie tych rachunków historycy ustalili, że jeden etat husarski kosztował 102 zł. Dla porównania męskie buty z cholewami kosztowały wówczas 123 grosze, 1 funt mięsa wołowego (ok. 400 g) - 3 gr, kopa jaj (60 sztuk) - 23 gr, a dniówka niewykwalifikowanego robotnika około 14 gr.
Pieniądze Leopolda I sfinansowały zwiększenie zaciągu w chorągwiach husarskich średnio o 30 proc. Jednak do 16 lipca zebrano zaledwie 27-tysięczną armię. Nie można było jednak zwlekać, Wiedeń był już zagrożony.
W drodze do Wiednia
Sobieski wieku 54 lat był doświadczonym dowódcą. Miał za sobą walki z Kozakami, Tatarami, Siedmiogrodzianami, Moskwą, Szwecją i Turcją. Przed 10 laty rozbił armię Hussejna Paszy pod Chocimem. Był sławny jako mistrz kawalerii. Tymczasem zaciągi się przeciągały i Sobieski nie dotrzymał terminu (29 lipca), co biorąc pod uwagę tragiczną sytuację Wiednia, było irytujące.
Uspokajał fakt, że był już w tym czasie w drodze pod Wiedeń. 18 lipca wyruszył z orszakiem i Marysieńką z Wilanowa, 24 odbył się szereg uroczystych nabożeństw na Jasnej Górze. Kolejnego dnia Paulini przekazali mu szablę hetmana Stanisława Żółkiewskiego i zaproponowali szereg innych uroczystości. Król jednak zmuszony był uroczyście wyruszyć do Krakowa, gdzie zabawili z żoną, dziećmi, dworem i wojskiem 3 tygodnie, czekając na spóźniających się hetmanów z ich oddziałami.
Sporo czasu spędził Sobieski na Śląsku, witany tam frenetycznie, co peszyło cesarskich dostojników. W Piekarach Śląskich wysłuchano mszy, po czym kronikarz wyprawy Franciszek Dalérac napisał: „Nigdy żaden monarcha nie spotkał się z tak dobitnymi wyrazami hołdu ze strony ludności obcego państwa, jak król polski ze strony poddanych cesarza”.
Z prawego brzegu Dunaju
20 sierpnia parę królewską poniesiono na rękach w Tarnowskich Górach, gdzie została następnie oficjalnie powitana przez cesarskiego namiestnika. Potem jeszcze tylko przegląd wojsk, (uroczysty) pożegnanie królowej i król Jan III z wojskami ruszył w stronę Gliwic.
W Brnie polski monarcha dostał ponaglający list od komendanta Wiednia Ernesta Rüdigera von Starhemberga. Ruszył z kopyta, ale dopiero 3 września w obozie pod Oberhollabrunn doczekał się sił hetmana Jabłonowskiego.
Następnie Sobieski, biorąc ze sobą ledwie dwie chorągwie pancerne, w Wachendorfie modlił się podczas specjalnej mszy, a w Stettelsdorfie naradzał się na zamku hrabiego Hardegga z siłami sprzymierzonymi z udziałem księcia Karola Lotaryńskiego i dowódców kontyngentów sił Rzeszy. Strategię ustalono wdając się w spory, ale i ogłaszając wreszcie rozpoczęcie kampanii wiedeńskiej.
Siły polskie i cesarskie przeprawiały się pod Tulln, saskie pod Krems, aby połączyć się na prawym brzegu Dunaju. Stąd miał ruszyć marsz na Wiedeń.
Sobieski miał zamiar odciąć Turkom odwrót i zmusić ich do walnej bitwy. Tylko tak miałby okazję zniszczenia ich siły żywej, do czego się palił.
Przemawiając do przeprawionych
9 września siły sprzymierzonych ruszyły ku podnóżom Lasu Wiedeńskiego. Sobieski pilnował jednostek cesarskich, w obawie, że ruszą do bitwy za wcześnie.
11 września, po wysłuchaniu mszy świętej, Sobieski i książę Karol ruszyli dalej w kierunku Leopoldsberg, a potem na Kahlenberg. Tu król Polski czekał na artylerię i piechotę.
Był wykończony. Nie spodziewał się, że Las Wiedeński okaże się tak trudny do sforsowania. Liczył na kilka dni spokoju. Miał jeszcze zamiar, jak pisał do Marysieńki, „odmienić cały szyk i manierę wojny”.
Wojska cesarskie zaatakowały już jednak Nussberg, saskie ruszyły na Heiligenstadt…
Sobieski nie mógł już pozwolić sobie na wolne. Znalazł czas jedynie na uroczystą mszę świętą, zanim ruszył w kierunku Schafbergu, by czekać na polską jazdę, nadal przeprowadzającą konie przez leśne doły i wykroty.
Przemawiając do szczęśliwie przeprawionych żołnierzy, powiedział: „Ten sam nieprzyjaciel, któregośmy pobili pod Chocimiem, stoi naprzeciw nas. Jesteśmy wprawdzie w obcym kraju, ale przecież walczymy nie za obcą sprawę. Walczymy za naszą ojczyznę i za chrześcijaństwo, walczymy nie za cesarza, lecz za Boga”.
Na godzinę przed zmierzchem
Nasza Armia wkrótce zajęła pozycje. Centrum dowodził osobiście Sobieski, z własną husarią. Siły sprzymierzone umożliwiły utworzenie przez Polaków szerokiego frontu i dalej spychały Turków pod mury Wiednia. Nagle zaatakowała ich rota husarska w towarzystwie husarskich i pancernych chorągwi. Już to spowodowało popłoch, chociaż był to zaledwie atak próbny, za pomocą którego Sobieski „sprawdzał teren pod konie”.
Dopiero na godzinę przed zmierzchem rozkazał generalne natarcie wszystkich swoich sił. Zaatakowano Turków w ostatniej chwili. Bitwa rozpoczęła się o 18:00. Dwanaście godzin później Sobieski wkroczył na opuszczone w popłochu pole namiotowe wezyra. Jego wiedeńska szarża jeźdźców trwała mniej niż pół godziny: chwała jest wieczna.