XIV Europejski Kongres Gospodarczy, Paweł Borys

i

Autor: ART SERVICE/SUPER EXPRESS XIV Europejski Kongres Gospodarczy, Paweł Borys

Paweł Borys dla SE: Czy Polsce grozi bankructwo?

2022-04-25 20:30

- Przy ostrej polityce pieniężnej, w perspektywie kilku kwartałów inflacja zacznie wreszcie spadać – powiedział Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju w rozmowie z Hubertem Biskupskim zastępcą redaktora naczelnego „Super Expressu. Borys wyraził też nadzieję, że w maju dojdzie do oprocentowania lokat bankowych do 3-4 proc.

 Hubert Biskupski:  Zacznijmy od pomocy dla kredytobiorców przedstawionej przez premiera Mateusza Morawieckiego. Jednym z jej elementów jest likwidacja WIBOR (Warsaw Interbank Offer Rate). Jak to wpłynie na system bankowy?

Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju: Warto odczarować WIBOR. Nasze kredyty hipoteczne są tak oprocentowane, że bank nalicza marżę kredytową (ok. 2 proc.) i dodaje ją do tzw. stawki referencyjnej, którą jest ten WIBOR trzy- lub sześciomiesięczny, uzależniony od stóp procentowych ustalanych przez RPP. Dziś WIBOR trzymiesięczny jest na poziomie 5,7 proc. czyli do tego dodawana jest marża kredytowa (2 proc.), a więc nasz kredyt jest oprocentowany na poziomie 7,7 proc. WIBOR to stopa pożyczki między bankami, który określa ile pieniądz kosztuje banki. Ale mało jest transakcji z użyciem WIBOR na 3 lub 6 miesięcy.

Czyli banki sobie nie pożyczają na dłuższy okres?

Tak, w przypadku tego WIBOR rzadko pożyczają, co zauważono podczas kryzysu ponad 10 lat temu i stworzono osobne regulacje, zarówno w UE, Wielkiej Brytanii, jak i USA. I powiedziano bankom, że nie używamy do obliczania oprocentowania stawek trzy i sześciomiesięcznych, tylko bieżące, te, który są przy pożyczkach na jeden dzień. Jest to uczciwa, rynkowa stawka. I taka stawka przy pożyczkach jednodniowych jest niska, wynosi 4,2 i 4.3 proc.

Oprocentowanie banku wynosiłoby wtedy 6,2 proc, a nie 7,7 proc. Zgodnie z tymi regulacjami, premier powiedział: drogie banki, albo wypracujecie do końca roku nową stawkę i wprowadzicie bieżące transakcje po niższym koszcie i zastosujecie je do kredytów hipotecznych, alb z mocy prawa będziecie stosować stawkę Polonia, obliczaną przez NBP. Ona wynosi ok. 4,2 proc. Dla kredytobiorców oznacza to, że oprocentowanie ich kredytów zmniejszyłoby się.

Z jakim kosztem dla sektora bankowego wiąże się ta zmiana?

To ok. miliard złotych mniejsze zyski. Biorąc pod uwagę, że banki bardzo często korzystają ze wzrostu stóp procentowych, bo mają większe przychody z kredytów, a znacznie wolniej podwyższają oprocentowanie depozytów, bez problemu ten koszt (1 mld zł rocznie) będą mogły ponieść. A dla kredytobiorców jest to uczciwe rozwiązanie.

Kiedy będzie pik inflacyjny?

Liczyliśmy, że w lutym i marcu to się wydarzy i będzie wynosił ok. 8 proc. Niestety, wojna w Ukrainie spowodowała zwyżki cen surowców i paliw. To z kolei spowodowało, że inflacja zamiast utrzymać się na poziomie ok. 8 proc. zaczęła rosnąć i wynosi ponad 11 proc. Wydaje mi się, że jeśli ceny surowców ustabilizują się w najbliższych miesiącach, to około czerwca i lipca zobaczymy szczyt inflacji, który nie będzie wyższy, niż 13 proc. Choć bardzo trudno jest to prognozować, bo ceny surowców ciągle się zmieniają. A to surowce decydują o inflacji, dlatego premier mówi o putinflacji, która wynika ze zwyżek cen gazu na jesieni, a teraz z cen ropy, metali i żywności.

Likwidacja stawki WIBOR i dopłata 22 tys. zł do rat kredytów! Morawiecki ujawnił wielki plan

W Polsce z kolei czynnikiem sprzyjającym inflacji jest bardzo szybki wzrost wynagrodzeń, który firmy przekładają na wzrost cen produktów i usług. Wyższe wynagrodzenia rosną w tempie ok. 12 proc. i rekompensują inflację. Ale z drugiej strony tworzą ryzyko spirali inflacyjnej. Czyli NBP jest zmuszony podnosić stopy procentowe a rząd jest zmuszony zacisnąć pasa i przejrzeć wydatki, aby obniżać deficyt budżetowy i zatrzymać inflację.

Z jednej strony NBP podnosi stopy procentowe, co ma zmniejszyć presję inflacyjną, z drugiej rząd wprowadza instrumenty, które polegają m.in. na redystrybucji środków, czyli na wielkim strumieniu pieniędzy płynących do kieszeni Polaków. Ekonomiści mówią, że to pobudza inflację. Nie jest to rozkrok?

Po pierwsze, trzeba zwrócić uwagę, że deficyt budżetowy w pierwszym roku pandemii wynosił prawie 7 proc. i został zredukowany w 2021 r. do 1,9 proc. To ponad dwa razy niżej niż średnio w UE, gdzie deficyt wynosi ponad 4 proc. Doszło więc w Polsce do dużej redukcji deficytu, a to nie on jest główną przyczyną inflacji. W tym roku wzrost deficytu do 4 proc. wynika z działań antyinflacyjnych. Rząd zdecydował się obniżyć podatek np. za energię i paliwa. A jednocześnie obniżył podatki chroniąc dochody. To może powodować, że będziemy mieli więcej pieniędzy na konsumpcję, na wydatki. Ten elementem może jednak sprawić, że będą rosły ceny. Ale przy ostrej polityce pieniężnej, w perspektywie kilku kwartałów inflacja zacznie wreszcie spadać.

A gdzie jest przestrzeń dla szukania oszczędności?

Przede wszystkim liczymy na Krajowy Program Odbudowy, bo on zapewni Polsce ponad 100 mld zł z UE na inwestycje. Chodzi o to, że musimy trochę schłodzić koniunkturę, wzrost gospodarczy i wysokie płace. Bo to grozi inflacją. Ale z drugiej strony należy tempo wzrostu utrzymać na pewnym poziomie, ale do tego należy ograniczyć konsumpcję i pobudzić inwestycje.

Premier mówi, że lokaty bankowe są zbyt nisko oprocentowane, że na rynku jest zbyt dużo pieniędzy. W jaki sposób można nakłonić banki, by podniosły oprocentowanie lokat i zachęciły Polaków do oszczędzania a nie tylko wydawania?

Niedawno na kongresie bankowym zaapelowałem do banków, aby podwyższyły oprocentowanie depozytów. Ale ministerstwo finansów ma inne instrumenty, aby banki do tego zmusić. Może podnieść oprocentowanie obligacji skarbowych, detalicznych. Banki obawiając się odpływu depozytów, będą zmuszone podnieść oprocentowanie lokat. Mam nadzieję, że w maju dojdzie do oprocentowania lokat do 3-4 proc.

Co wojna na Ukrainie oznacza dla polskiej gospodarki?

Przede wszystkim liczymy na to, że Ukraińcy zwyciężą i uratują swoją wolność i niezawisłość. A na wojnę musimy patrzeć przez pryzmat ryzyk i możliwości. W pierwszym okresie trwania wojny, w którym Rosjanie dokonują olbrzymich zbrodni a przez Polskę przelewa się kilkumilionowa fala uchodźców, mieliśmy do czynienia z ryzykami. Po pierwsze, nastąpił odpływ kapitału, bo uznano nas za kraj frontowy, kraj podwyższonego ryzyka. Do tego nastąpił skok inflacji, bo niektóre surowce jak stal zdrożały dwukrotnie.

Ale są też i możliwości. Właśnie zostało podpisane porozumienie dotyczące wykorzystania polskiej infrastruktury transportowej i logistycznej na potrzeby Ukrainy. Polska jest dla Ukrainy dużym oknem na świat.

Widać, że wiele firm z Rosji i Białorusi przenosi do Polski swoją działalność. Firmy - niemieckie i szwajcarskie – które były tam obecne, wybierają teraz Polskę. Nasz kraj może też zaangażować się w plan odbudowy Ukrainy.

Powinniśmy brać udział w nowym planie Marshalla?

Powinniśmy. Majątek zarekwirowany oligarchom może posłużyć do sfinansowania odbudowy Ukrainy. Polskie firmy mogłyby w tej odbudowy uczestniczyć.

Polską granicę przekroczyło 2,5 mln uchodźców. Jaki wpływ na rozwój gospodarczy mogą mieć uchodźcy, którzy zechcą u nas pracować i zostać na dłużej?

Po pierwsze, uchodźcy z Ukrainy nie są zagrożeniem dla naszych miejsc pracy. W Polsce brakuje pracowników, jest 300 tys. wakatów. 95 proc. z tych 1,6 mln uchodźców przebywających w Polsce to kobiety z dziećmi. Zostało wydanych już ponad milion PESEL-i. I jest pewien problem dopasowania ich kompetencji. Wielu Ukraińców wróciło bronić swój kraj. Brakuje rąk do pracy w sektorze budowlanym, logistycznym i transportowym. To nie znaczy, że w zawodach, które wykonują kobiety, nie brakuje rąk do pracy. Potrzeba pracowników w służbie zdrowia i w bankowości, w której ponad 70 proc. pracowników stanowią kobiety. A więc w wielu usługach osoby te mogą znaleźć zatrudnienie. To w sytuacji rozpędzonej gospodarki pozwala stabilniej się rozwijać.

Są osoby, na szczęście to margines, które mówią, że Polski nie stać na opłacanie uchodźców, że to nie nasza wojna, że grozi nam bankructwo, więc czemu mamy płacić za 500 plus i darmowe przejazdy tramwajem. Co by pan powiedział takim osobom?

Nie grozi nam żadne bankructwo. Powinniśmy być solidarni. Uchodźcy chcą pracować, nie chcą być na garnuszku państwa. Pamiętajmy, że uchodźcy tutaj płacą podatki i składki, więc w pewnym sensie tworzą przychody do budżetu i wzmacniają nasz wzrost gospodarczy. W tej sytuacji napływ uchodźców jest bardziej szansą, niż zagrożeniem.

Rozmawiał Hubert Biskupski

EKG 2022. Polska 2050 Paweł Borys, Czy Polska zbankrutuje przez wojnę?
Sonda
Jak oceniasz Mateusza Morawieckiego jako premiera?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze