Podczas sejmowej dyskusji o stanie polskiej służby zdrowia i proteście lekarzy-rezydentów, którzy domagają się wyższej płacy niż 2 tys. złotych brutto, jedna z posłanek PiS, Józefina Hrynkiewicz, krzyknęła z sejmowej ławy: „Niech jadą!". Była to odpowiedź na słowa posłanki Platformy Obywatelskiej, która mówiła z trybuny, że jeżeli młodzi lekarze nie będą lepiej zarabiać, to wyjadą za granicę.
Jak wynika z oświadczenia majątkowego posłanki, w 2016 roku zarobiła 280 tys. złotych! Na sumę składało się wynagrodzenie z Uniwersytetu Warszawskiego: ponad 88 tys. złotych, ponad 70 tysięcy złotych emerytury, prawie 30 tys. złotych diety poselskiej, ponad 89 tys. złotych uposażenia poselskiego oraz niecałe 2 tys. złotych za recenzję pracy doktorskiej na KUL.
Posłanka Hrynkiewicz nie musi wyjeżdżać... pic.twitter.com/voBUK0BSlc
— P@weł (@winatuska1) 12 października 2017
Dla porównania, jeden z lekarzy rezydentów, przesłał nam swój pasek wynagrodzeń za wrzesień 2017 roku. Jego pensja wyniosła 3 458 zł brutto, czyli 2475,36 zł "na rękę". Portalowi Super Biznes powiedział także: „Nie mamy ubezpieczeń, obiadów, drugich śniadań, trzynastek ani premii na koniec roku. Nie mamy paczek na święta ani multisportów. Nie mamy nic poza około 14zł/h."
Jak łatwo obliczyć, roczna pensja lekarza rezydenta wynosi ok. 41 496 złotych. To stanowi ponad 6 razy mniej niż dochody posłanki, która potrafi krzyczeć, aby młodzi lekarze, których w służbie zdrowia nadal jest za mało, wyjeżdżali za granicę.
Sprawdź również: Protest lekarzy: Rezydenci pokazują, ile naprawdę zarabiają [PASKI Z WYPŁATAMI]
To wszystko nie przeszkadza jednak posłance Hrynkiewicz narzekać na polską służbę zdrowia. W styczniu 2016 roku opowiedziała SE: „Pilnie szukałam pomocy z powodu ataku alergii oraz powikłań wywołanych silnymi uczuleniami na warunki w sali plenarnej Sejmu. Objawy alergii postępowały szybko (opuchnięcia, wysypka, krwawe wylewy). Około godz. 21.30 poczułam trudności w oddychaniu".
Opisywała wtedy, że najpierw pojechała do jednej ze stołecznych przychodni, gdzie dostała skierowanie do Kliniki Dermatologii przy ul. Koszykowej. Jednak kiedy dotarła tam już po północy, klinika była zamknięta. Zatem pojechała w inne miejsce: na oddział ratunkowy w szpitalu przy Lindleya i z powrotem do Kliniki Dermatologii. "Kolejne pół godziny czekałam na lekarza. Około godz. 2 w nocy dostałam receptę i skierowanie do specjalisty" – mówiła Super Expressowi.
Na służbę zdrowia żaliła się także przy okazji jednej z sejmowych komisji: wtedy opisywała swoją „traumę" z pobytu w medycznej placówce Uniwersytetu Medycznego w Warszawie. „Nie daj Boże, nikomu więcej trafić tam, gdzie ja trafiłam, i być potraktowanym tak, jak ja byłam" – opisywała.
Polecamy: Protest trwa. Rząd stawia ultimatum, lekarze rezydenci wznawiają głodówkę
Warto przeczytać: Zastępca Ziobry zarabia 25 tys. zł! Więcej niż jego szef, premier Szydło i prezydent Duda
Źródło: /se.pl /okopress.pl /Twitter