SPRZEDAWCY DOPALACZY ZATRZYMANI

i

Autor: Cezary Pecold Człowiek po takich środkach jest nieobliczalny i groźny dla siebie i dla otoczenia

Pracował dla króla dopalaczy i ujawnił kulisy handlu. "Sklep zarabiał 50 tys. zł dziennie"

2021-03-28 8:00

20-letni Michał S. miał - według prokuratury – pracować dla Jana S. znanego jako "Król dopalaczy". Mężczyzna złożył przed sądem zeznania, które pokrywały się ze stawianą przez oskarżyciela tezą. Według niego sklep Jana S. zarabiał dziennie 50 tysięcy złotych na sprzedaży niebezpiecznych używek.

Przesłuchanie Michała S. trwało pięć godzin i będzie kontynuowane na kolejnej rozprawie przez Sądem Okręgowym Warszawa-Praga. Mężczyzna z niespotykaną precyzją opisywał sposób, w jaki wszedł we współpracę z "Królem dopalaczy", jak funkcjonował nielegalny biznes, pamiętał także szczegółowo daty i kwoty, którymi operowała grupa Jana S. Z zeznań 20-latka wynika jednak, że nigdy nie spotkał osobiście swojego "szefa" - rozmawiał z nim telefonicznie i za pomocą komunikatorów.

"Miałem okazję być świadkiem tej działalności od końca 2016 do maja 2018 r. Z Janem S. i innymi osobami kontaktowałem się na komunikatorach internetowych. Znalazłem się tam, bo zaproponowano mi stworzenie witryny internetowej, po znajomości. Miałem 16 lat. Żeby sprawdzić moje kwalifikacje, dostałem zadanie wyłączenia strony internetowej szkoły w Mielcu. Udało mi się" – relacjonował Michał S. przed sądem.

20-latek twierdzi, że miał stworzyć nową witrynę istniejącego już sklepu o nazwie "predator-rc.nl". Stronę internetową stworzyła ostatecznie firma z Bydgoszczy, ale Michał S. miał zostać wytypowany przez Jana S. jako osoba, która usprawni jej działanie, bo "Janek nie był zadowolony". Wziął za to 3 tysiące złotych. Twierdzi, że nie był świadomy, że w sklepie "predator-rc.nl" sprzedawane są dopalacze. 

Tak mieszka Julia Wieniawa. Ten apartament kosztował ją miliony [ZDJĘCIA]

Bełżyce pod Lublinem: europoseł rozbił swe luksusowe BMW. Spieszył się do rodziców?

Świadek zeznał, że pieniądze od klientów sklepu "predator-rc.nl" wpływały na konta osób, którym za to zapłacono. "Rachunki zmieniały się w zależności od tego jaka kwota widniała na zamówieniu. Kwoty poniżej 500 złotych obsługiwały inne konta niż te powyżej kilku tysięcy złotych. Dziennie sklep potrafił nazbierać zamówień na kwotę średnio 50 tysięcy złotych, co w skali całego roku stanowiło kwotę przewyższającą znacząco 15 mln złotych" – obliczył. "Wypłacaliśmy pieniądze z bankomatów w maskach, żeby nie dało się nas rozpoznać" – dodał.

Z aktu oskarżenia wynika kwota 16,4 mln złotych, jakie miał zarobić na dopalaczach Jan S., ale świadek wyjaśnił, że wynika ona z błędnych obliczeń. Proces przeciwko Janowi S., jego ojcu Jackowi S., partnerce "króla dopalaczy" Paulinie C. i mężczyźnie, który dla głównego oskarżonego miał zakładać konta służące do prania pieniędzy z przestępstw, ruszył na początku marca br. "Król dopalaczy" nie przyznał się do czynów, które miały mu zapewnić przypisywany pseudonim.

Z zakupów u "Króla Dopalaczy" skorzystało – według prokuratury - 16 tysięcy użytkowników. Od marca 2017 roku do maja 2018 roku sklep zarobił co najmniej 16 mln 716 117 tys. zł, a prokuratura szacuje, że w pozostałym okresie funkcjonowania grupy, mógł zarobić kolejne 4 mln zł.

Po zatrzymaniach w 2018 r. "Predator" zawiesił działalność, informując klientów o problemach technicznych i szybkim powrocie na rynek. Jeszcze w kwietniu 2018 roku Jan S. zorganizował przy ul. Puławskiej kolejną "sortownię" dopalaczy, zlikwidowaną półtora miesiąca później. Zatrzymani tam mężczyźni szczegółowo opisali pracę dla "Predatora-rc". Według prokuratury "Król dopalaczy" zastraszał podwładnych i instruował jakie wyjaśnienia powinni złożyć w przypadku zatrzymania przez policję. S. zapewniał im także pełnomocników, którzy – jak ustaliła prokuratura – mieli pilnować, żeby podejrzani nie naprowadzali śledczych na jego osobę.

Z aktu oskarżenia wynika, że "Król dopalaczy" pośrednio przyczynił się do śmierci 16-letniego Filipa z Warszawy, 15-letniego Damiana z Biłgoraju, 23-letniego Artura z Radomia i dwóch młodych Polaków: Mateusza i Krystiana, których ciała 12 lutego 2018 r. ujawniano w miejscowości Rugby w Wielkiej Brytanii. 18-letni Bartek ze Świdnika i Ania ze Strzelec Opolskich zostali odratowani w szpitalu. Wszyscy zatruli się fentanylem zawartym w "BUC-8".

"Król Dopalaczy" był poszukiwany dwoma listami gończymi, w tym Europejskim Nakazem Aresztowania. Ukrywał się głównie w Holandii. Był tam nawet zatrzymywany w maju 2018 r., ale tamtejszy sąd nie zgodził się na jego aresztowanie i wyznaczył kolejny termin posiedzenia. W międzyczasie "Król" zniknął. Został zatrzymany 3 stycznia 2020 r. w Milanówku, w okolicach domu swoich rodziców.

Jan S. został w tym roku oskarżony także przez Dolnośląski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu. Przedstawiono mu zarzut podżegania do zabójstwa Ministra Sprawiedliwości – Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro, a także podżegania do zabójstwa prokuratora i policjantów, którzy rozpracowywali kierowaną przez niego grupę. Ziobro miał zginąć za prace nad przepisami zaostrzającymi kary za produkcję i handel dopalaczami. Proces ten rozpoczął się w grudniu 2020 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie, ale ze względu na zmianę sędziego będzie musiał ruszyć ponownie.

Śledztwo, które zrujnowało imperium "Króla Dopalaczy", zaczęło się od śmierci mieszkańca warszawskiego Targówka we wrześniu 2017 r. Rodzina znalazła zwłoki 16-letniego Filipa przy biurku, wyglądał jakby zasnął przed komputerem z głową opartą o blat. Chwilę wcześniej dzielił się ze znajomymi przez komunikator wrażeniami po zażyciu dopalaczy. Przy chłopcu znaleziono środki opisane m.in. jako "BUC". Historia transakcji z konta zmarłego chłopca wskazuje, że dopalacze ze strony "Predator-rc" zakupił sześć razy. "BUC" zawierał fentanyl z grupy opioidów, który substancją silnie uzależniającą i wyjątkowo niebezpieczną.

Po śmierci chłopca w sortowni firmy wysyłkowej ujawniono kilka nieodebranych paczek, wysyłanych przez nadawcę o fikcyjnych danych. W opakowaniach znaleziono m.in. BUC-3 i BUC-8. Pieniądze od klientów trafiały na rachunek obywatela Ukrainy, a następnie były wypłacane na stacji paliw w okolicach Brwinowa lub w centrum Warszawy, przy ul. Dobrej. Tak udało się namierzyć "centrum dystrybucji dopalaczy", mieszczące się w luksusowym apartamentowcu w pobliżu Centrum Nauki Kopernik.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze