Wigilia w Polsce Ludowej pachniała tak samo jak dzisiejsza. Ludzie stawali na głowie, żeby na stole było wszystko, co być powinno: śledzie z beczki od prywaciarza, cytryny, jabłka i pomarańcze, cukierki dla dzieci, kompot, barszczyk, grzybowa i pierogi. Gospodynie domowe, bo w ludowym państwie panował twardy patriarchat, świętowały w wigilię swój sukces zaopatrzeniowy. Lekko odmrożone, ledwo powłóczące nogami, zasuwały na Pasterkę, Nocą zmywały naczynia, na których parę godzin wcześniej leżały dowody ich zapobiegliwości, odporności na zimno, sprawności zucha stacza-pchacza i siły charakteru. Jeśli to wszystko pamiętacie to zdobycie 10/10 w naszym QUIZIE nie powinno stanowić problemu.
QUIZ: Dzieciństwo w PRL-u. Święta Bożego Narodzenia
Za czasów PRL-u ocieplenia klimatu jeszcze się nie odczuwało. Dlatego jesienią lało, a zima była zimą. Wigilia była mroźna, biała i bajkowa. Tyle, że w mroźnym i bajkowym otoczeniu nieszczęśnicy, których dorosłość przypadła na PRL - „ rosnące w siłę z roku na rok” - rokrocznie sterczeli godzinami na mrozie. Po jakiego grzyba? Suszonego, szybko znikającego z warzywniaków. Aby kupić rybę śmierdzącą mułem, czyli żywego karpia, stali i dygotali ponownie. Potem tłoczyli się przed delikatesami - wykwintniejszej wersji sklepów „Społem”. Bo ktoś komuś podobno powiedział, że mają „rzucić” pomarańcze. A kiedy faktycznie „rzucili”, kolejka zamieniała się w tłoczącą się ciżbę ludu, rzucającego się do lady, aby zaliczyć największe wyzwanie Polski Ludowej: zdobycie pomarańczy na święta.