QUIZ PRL. Pamiętasz?

QUIZ PRL. Jak długo Polacy pracowali na pralkę czy Fiata 126p?

2023-01-29 10:03

Pralka, meblościanka, telewizor, dywan. A samochód? Wyśniony Fiat126P? Niekoniecznie. Czekać trzeba było za długo, oszczędzać ile się da, ale czasem się po prostu nie dawało. W latach 70. Dążono do tego, żeby mieć to, co ma sąsiad, a najlepiej więcej niż on. Żeby mógł słyszeć przez ściany, przez które słyszało się wszystko, że buczy sokowirówka, wyje elektryczny młynek do kawy, czy szczytuje radziecki odkurzacz.

QUIZ PRL. Jak długo Polacy pracowali na pralkę czy Fiata 126p?

W latach 70., kiedy telewizor i komplet nowych mebli był w każdym mieszkaniu w bloku i w każdym domku jednorodzinnym, oszczędzanie na to, żeby nie wypaść z tego standardu stało się częścią albo wręcz celem życia. To czasy koszmarnych kanciastych żyrandoli, mebli brzydkich i powielanych w identycznych kompletach. Wzornictwo sięgnęło dna, po wyżynach, na jakie wspięło się w latach 60., które były zupełnie inną epoką.

Do sprzętów sytuujących rodzinę w gronie minimalnego socjalistycznego dobrobytu należała również lodówka, np. „Polar”, która co chwilę włączała mrożenie na cały regulator. Smród przypalonych koszul „non iron” był sygnałem, że sąsiad ma także żelazko. W latach 50 często się je pożyczało, zupełnie jak sól. Na początku lat 70. w ramach sąsiedzkich uprzejmości pożyczało się głównie elektryczny młynek do kawy, który nie wiedzieć czemu był bardzo drogi. Za to niezniszczalny. Niekiedy mieliło się w nim na proszek węgiel do czyszczenia zębów: wtedy będący głównym środkiem wybielającym, nie licząc grożących poważnym zatruciem sproszkowanych główek wypalonych zapałek.

Na początku lat 70. średnie wynagrodzenie wynosiło 2358 zł. Oczywiście często zarabiano nawet trzykrotnie więcej. Takie wyższe pensje mieli specjaliści z wyższym wykształceniem, dorabiający do pensji na pół etatu, czyli w praktyce zasuwający od rana do wieczora. Z przeciętnej pensji, po zapłaceniu czynszu, prądu, gazu itd. zostawało niewiele  ale jeśli pracowały dwie osoby, zawsze prawdziwe życie, polegające obowiązkowo na oszczędzaniu na to i owo, toczyło się dzięki drugiej pensji.

Szkoły podstawowe co roku organizowały kilkudniowe wycieczki klasowe ze zwiedzaniem zabytków, miast i np. nieczynnej kopalni węgla czy huty szkła, ze szczególnym uwzględnieniem dmuchania. Ceny wycieczek były wręcz nieprzyzwoite, więc nie wszyscy uczniowie mogli za nie zapłacić. Większość jednak dostawała od rodziców np. 400 czy 500 zł na wycieczkę. Jeśli ktoś zarabiał 2,5 tysiąca, na pewno nie był w stanie zapłacić za klasowe zwiedzanie.

W PRL w latach 70 i 80 spod lady w księgarniach można było kupić świetne książki, albumy o sztuce, a także płyty winylowe. Książki kosztowały od 30 do 50 zł, albumy powyżej 100. Czyli biorąc pod uwagę zarobki, były drogie. Ktoś, kto korzystał z księgarń zamiast bibliotek miał poważne trudności na odcinku oszczędzania na przysłowiowy samolot.

Płyta Ireny Santor kosztowała w 1973 roku 65 zł, ale płyta ABBY dwa lata później już 130. Czyli „dancing queen only seventeen” ceniła się wysoko. Rodziny o niższych zarobkach eliminowała z wyższej grupy oszczędzających na wszystko konieczność kupienia butów, kurtek itp. Jeśli chciało się mieć rzeczy, które przetrwają kilka sezonów, kupowało się ubrania i buty u „prywaciarzy”.

Na początku lat 70 kozaki ze skóry kosztowały aż 1000 zł, a kurtka jeszcze więcej – nawet 1700. Przy przeciętnych zarobkach wynoszących w 1973 roku 2978 zł, na dobre buty oszczędzało się cały rok. Kożuch barani, farbowany, np. na zielono lub granatowo, z Kurowa, kosztował nawet 9 tysięcy. Czyli kilkakrotnie więcej niż pralka Frania, mająca zmyślny wężyk zamykany kulką oraz miażdżącą palce wyżymaczkę, która robiła z ubrań niekształtne placki.

Ponieważ Fiat 126P kosztował w 1977 roku ok. 80 tys. zł, poza talonem trzeba było mieć ogromne wręcz oszczędności. W tym roku zarabiało się w Polsce Gierkowej przeciętnie ok. 5 tys. zł. Odkładając jedną pensję miesięcznie, uzbierałoby się na „Malucha” już po 16 miesiącach! Czyli ponad rok wyrzeczeń i można było wyjechać za miasto, zaparkować nad rzeką i siedzieć w wymarzonym samochodzie przy szeroko otwartych (dwojgu) drzwiach. Osoby, które zarabiały nawet kilkanaście tys. miesięcznie, mogły zaoszczędzić na małego fiata szybciej i bez specjalnych wyrzeczeń.

Kolorowy telewizor produkcji radzieckiej, wielki i brzydki jak kwit na węgiel, w którym ludzkie twarze były żółte, a reszta szaro-czerwona, długo, z braku lepszych od niego, był obiektem pożądania. Ów importowany produkt za ponad 8 tys. złotych działał, dopóki nie wybuchł. Każdy, kto nabywał telewizor „Rubin” wiedział, że w końcu w huku i sadzy dokona samozniszczenia. Oszczędzając miesięcznie 1000 zł, przy zarobkach kilkanaście tysięcy, na telewizor można było uzbierać w 8 miesięcy. Mający przeciętną pensję, czyli w 1979 roku 5327 zł miesięcznie, przy dwóch pensjach mogli sobie pozwolić na odłożenie 400 zł miesięcznie. Dlatego u nich wybuchało znacznie później: na „Rubin” mogli uzbierać w 20 miesięcy, ale najczęściej trwało to 2 lata, podczas gdy w międzyczasie cena tego cudu radzieckiej myśli technicznej z ukrytą bombą znacznie wzrastała: nawet do 10 tys. złotych.

Jednym z najambitniejszych peerelowskich przedsięwzięć oszczędnościowych było zbieranie na komplet mebli pokrytych grubą warstwą szklistego lakieru. Wersji kolorystycznych się nie wybierało, brało się po prostu to, co po staniu w kolejce, trwającym pół doby akurat dostarczył do sklepu „Meble-ble-ble” wyczekiwany transport.

Meble były albo bardzo ciemne, albo rude wpadające w brąz. Duży komplet, którym można było umeblować mieszkanie M-5, składające się z trzech pokoi, zawierał: Regał na książki, regał z barkiem i szufladami, szafę, regał z szafkami, półkotapczan, stół oraz stolik pod telewizor. Ustawiając większość składowych pod jedną ścianą, uzyskiwano tak pożądaną i kompletnie niefunkcjonalną meblościankę, która bez dywanu wyglądała, jak mawiał Kolega Kierownik Jacka Fedorowicza w programie „60 minut na godzinę” – „gupio i niesmacznie”.

Na meble kosztujące około 30 tys. (duży komplet) słabiej zarabiający obywatele oszczędzali nawet 5 lat. Potem kupowali piękny, pełen ornamentów dywan z Kowar, kosztujący 8-10 tys. złotych, za to mogący służyć nawet do połowy XXI wieku. Co ciekawe, w PRL rzadko oszczędzano na czarną godzinę. Może dlatego, że czarna godzina właśnie trwała.

QUIZ PRL. Jak długo Polacy pracowali na pralkę czy Fiata 126p?
Pytanie 1 z 10
W barku będącym częścią kompletu mebli najczęściej trzymano:
Tańczące z promocjami 26.01.2023
Sonda
.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze