QUIZ PRL. Koniec wakacji w PRL-u. Tylko dla bywalców glinianek, stawów i basenów PRL
Rozgrzaną słońcem beztroskę pełni lata psuła tylko natrętna myśl o powrocie do szkoły. Dlatego trzeba było ostatnie dni wolności wykorzystać do cna, tfu, do dna. Aczkolwiek jeśli kiedyś kąpaliście się w gliniankach, czyli wyrobiskach po wydobyciu gliny na cegły i kafle, to wiecie, że podczas pływania w nich nie należy sięgać mulistego i zdradliwego dna. Chyba, że chcecie spotkać się utopcem lub topielcem licznie zaludniającym każdą kałużę zaadaptowaną na kąpielisko.
W PRL-u na przełomie sierpnia i września społeczeństwo dostawało bzika na punkcie zbiornika wodnego, najlepiej z wodą po pachy, taką żeby się nie utopić, ale i popływać. Basenów, wiadomo, było jak na lekarstwo. Nieprzeparta chęć potaplania się w wodzie wynikała z doświadczenia, że w naszym klimacie można się kąpać dopiero pod koniec lata, gdy woda w otwartych zbiornikach jest wreszcie nagrzana słońcem.
Kąpano się zatem w gliniankach, stawach, także w stawach rybnych (przezywanych kąpielnymi), jeziorach, kąpieliskach, miejskich basenach oraz w każdej kałuży. Skoki do wody "na bombę" zawsze należały do atrakcji letnich kąpieli. Duży rozprysk, wielka frajda. Na główkę skakało się z drewnianego mnicha do stawu lub z trampoliny do basenu. Ci co skakali do rzeki, dużo ryzykowali, bo nurty jest nieprzewidywalny. Można było skoczyć i nie wypłynąć...
Nurt w rzekach bywał zimny, a Bałtyk jeszcze zimniejszy. Kąpiele w naszym morzu bywały ekstremalne, choć pod koniec sierpnia zazwyczaj woda była cieplejsza niż zwykle. Na strzeżonych plażach i kąpieliskach czuwał ratownik, wyposażony w gwizdek, koło ratunkowe i dwie flagi. Biała flaga zawiadamiała, że kąpać się wolno. Czarna przestrzegała przed zanurzeniem się w odmęty. Wywieszano ją wtedy, gdy fale były zbyt wysokie lub temperatura wody spadła poniżej 15 st. Dzisiaj jej rolę przejęła czerwona bandera.