QUIZ PRL: Kultowe i niezapomniane marki PRL-u. Pamiętasz je wszystkie?
Artyści nosili rzeczy kupione za granicą, przysłane od zagranicznych przyjaciół lub po prostu podarowane im przez artystów z Zachodu, którzy się u nich zatrzymali. Te rzeczy były nie do dostania ani skołowania w Polsce Ludowej. Dlatego pragnienia młodzieży i reszty, dla których ważne były marki, koncentrowały się na takich, które wprawdzie rzadko, ale jednak rzucano. Tak było z białymi amerykańskimi trampkami „Warrior”, które ceniono może nawet bardziej niż dzisiaj „Conversy”. Idąc nieco w górę, bardzo intensywnie rozważana była kwestia „jeansy a sprawa Polska”. Młodzież mniej więcej w wieku 14 lat zaczynała ciułać kasę na „Wranglery”, „Rifle”, a wlatach 80. Również „Lee, Levisy i wycierające się spodnie „Wildcat”. Te w Peweksie były najtańsze: kosztowały 14 dolarów, a nie jak Wranglery i reszta 22.
Furorę robił długi biały kożuch męski, podbity czarnym futrem. Kultowy, bo nosił taki Marek Hłasko oraz Jantoś Boryna w „Chłopach”. Zamawiało się taki kożuch u górali w okolicy Zakopanego, np. w Zębie, a wtedy specjalnie zostawiano niefarbowany wierzch i kołowano czarne podbicie. Ważny był szpan, ale też dobrze ubrane osoby automatycznie czuły się (i wyglądały) lepiej. Jeśli ktoś zmienił spodnie „Odry” albo „Szariki” – też zresztą pożądane i wystawane w kolejkach, zaczynał wyglądać, ale i poruzać się, jak tzw. „Niepolak”. Nabierał luzu, czuł się lepiej niż dotąd i o dziwo był bardziej uprzejmy dla otoczenia. Ludzie, których traktuje się uprzejmie i z uśmiechem dłużej zawieszają wzrok na przepuszczającym w drzwiach, czy dziękujących za wspólną jazdę windą. A przecież w końcu chodziło o to, żeby zaczepili oko o oryginalne jeansy za 22,10 z torbą w Peweksie. Pewex słynął również z krótkich serii swetrów szetlandzkich, które nosiło się latami, mimo sfilcowania i wielokrotnego naszywania łat na „Przesiane” łokcie. W swetrze z wełny szetlandzkiej wyglądało się na Anglika raczej niż na Polaka. „Niepolak” pachniał dezodorantem „Brutal” i wodą po goleniu „Wars”. Oba zapachy, pomieszane, przypominały nieznośny zapach krypty, kaplicy itp., a każde z tych miejsc, wtedy, ale i teraz ma słodki zapach kadzidła zmieszany z cierpką wonią wiekowego kurzu.
Damskimi dezodorantami, które w latach 80. były absolutnym hitem były dezodoranty Fa: zielony i niebieski. Potem dołączył do nich różowy. Wszystkie pachniały zachwycająco i były bardzo trwałe. Pod żadnym względem niepodobne do dzisiejszych. Za zadbaną, dobrze ubraną dziewczyną, myjącą włosy w trudno dostępnym szamponie „Palmolive” i używającą odżywki „Wella” (z Peweksu) ciągnął się zapach Fa niczym ogon komety.
Dzieci w PRL też miały swoje ulubione marki. Na pierwszym miejscu było oczywiście LEGO oraz firma produkująca „Matchboxy” – po polsku „resoraki”. Od roku 80. Była to Matchbox Toys, a wcześniej Lesney Products. Resoraki też były towarem za dolary. Często miały lakier metalik i otwierany dach albo drzwi.
Marzeniem 20-25 latków był motocykl „Junak”, najcięższy i najlepszy z polskich motocykli. SFM Junak był produkowany przez Szczecińską Fabrykę Motocykli w latach 1956–1965. Ten jedyny motocykl z silnikiem czterosuwowym, dzisiaj wręcz legendarny, przestał być produkowany dlatego, że… nikt go nie chciał kupować. Był pożądany jak żaden, ale kosztował ponad 20 000 zł, czyli przeciętną roczną pensję.
Przeważnie najbardziej pożądane przedmioty cenionych marek były albo trudno dostępne, albo bardzo drogie. Taniej można było kupić np. Wranglery na bazarze. Ale nie miało się pewności, czy w ogóle się wytrą.