QUIZ PRL

QUIZ PRL. Takiego obciachu się nie zapomina! Odgadniesz, co było najgorsze?

Na początku lat 70. zaczęło się powszechne i bardzo częste używanie słowa „obciach”. Nawet dzieci wiedziały, co jest obciachowe, a co nie. Tzw. „białe kozaczki”, których zgodność z nazwą była idealna, pojawiły się w latach 80. W sklepach było ich pełno, więc dziewczyny ubierające się na różowo kupowały je sobie, ponieważ dobrze wyglądały z różem. Pamiętasz to i nie tylko?

QUIZ PRL. To był największych obciach w PRL-u! Pamiętasz?

Ponieważ dzisiaj jest podobnie, tym łatwiej można zrozumieć ogrom wzajemnej pogardy, która królowała w polskim państwie socjalistycznym zwanym bezradnie i smutno siedemnastą republiką ZSRR. Pogarda miała swój język, który doskonale znała część społeczeństwa wyśmiewająca ludzi z powodu miejsca zamieszkania (wiocha), korzystania z określonych ubrań i butów, a nawet skarpetek (Mister Bistor, Czarny Mokasyn i biały skarpet itd.). Na początku lat 70. zaczęło się powszechne i bardzo częste używanie słowa „obciach”. Nawet dzieci wiedziały co jest obciachowe, a co nie.

QUIZ PRL. To był największych obciach w PRL-u! Pamiętasz te czasy?
Pytanie 1 z 10
Z pudli zrobionych na szydełku z białego celofanu, w których trzymano butelki wódki, przed nalewaniem zdejmowano:

Cały PRL był jednym wielkim obciachem?

Dobrze wykształceni ludzie, obeznani w trendach i modach, mający w domu przezroczyste stoliki z plastiku plexi, stojące na białych futrzakach, gardzący meblościankami, a nawet firankami, bardzo często żartowali sobie z osób mieszkających w tym samym domu z betonu, ale nie interesujących się aranżacją wnętrz. One miały meblościanki i tapczanopółki, stylonowe firanki i nylonowe zasłonki, a także miały trendy i temu podobne wymysły w końcowym odcinku kręgosłupa lędźwiowego. Ich zdaniem w ich mieszkaniach było ładnie, i w zachwycie zamawiali u lokalnych artystów obrazy przedstawiające pływające rusałki i na tym samym płótnie latające anioły. Takie malowidła wyglądały kuriozalnie, no i co z tego. Właściciele lubili na nie patrzeć, popijając kaszankę z chrzanem herbatą „Madras” lub „Ulung”. Były okropne, ale to był smak, do którego przyzwyczajano się od dziecka. Miał coś wspólnego ze słomą i suszonymi grzybami (w Peweksie można było kupić herbatę „wędzoną” o smaku makreli).

Ale do rzeczy. Ludzie od stolika, przez który można patrzeć na futrzak, bardzo lubili krytykować tych od meblościanki. Wyszydzali sukienki ze sztucznej grempliny, a gremplina była wtedy topowym materiałem, w sklepach z tkaninami dostępnym w różnych kolorach, w tym w sraczkowatym brązie. Materiał był elastyczny, gruby i do tego wytłaczany w wypukłe wzory. Paskuda, którą z entuzjazmem i poczuciem wyższości nazywano obciachem. Osoba mająca np. spodnie czy żakiet z grempliny od razu była na tej podstawie klasyfikowana jako zdecydowanie nie rokująca bliższej znajomości z państwem socjalistycznym zarozumialstwem.

Obciach był wytykany wszędzie. Tzw. popersi, chodzący w pumpach z jasnoniebieskiego dżinsu, byli chodzącymi obciachami. Nazywano ich menelami, chadzali na obciachowe dyskoteki (np. w remizach), tam brali udział w tradycyjnym obciachowym mordobiciu, kradli samochody i mieli powiązania z mafią. Na koniec parę przykładowych obciachów w PRL. Tzw. „białe kozaczki”, których zgodność z nazwą była idealna, pojawiły się w latach 80. W sklepach było ich pełno, więc dziewczyny ubierające się na różowo kupowały je sobie, ponieważ dobrze wyglądały z różem (nic podobnego). Na ulicach było tyle białych kozaczków, że dzieci grały w nie tak, jak na początku lat 70. grało się w białe kaski motocyklistów, których było zatrzęsienie. Gra polegała na zaklepywaniu wypatrzonych kolejnych kozaczków, a wygrywał gracz mający na koncie więcej białych kozaczków niż pozostali wypatrujący. Ulice w miastach były niekończącym się ciągiem białych kozaczków, które przeważająca część młodzieży uważała za obciach. Zresztą białe kozaczki na ogół spotykały się z pumpami, zmierzając na oślep ku trudnej roli dziewczyny bandyty: obciach nie do opisania. W miastach były zwykle bardzo zaniedbane przystanki, z których odjeżdżały autobusy do niedalekich wsi. Taki mały miejski dworzec zwykle nazywano „chamskim”. Mówiło się np. „spotkamy się przy obuwniczym naprzeciwko chamskiego. I każdy wiedział o co chodzi.

Chamskie były sporymi obciachami i powodem do szyderstw i kpin ze względu na panującą na wsiach modę (wczesne lata 80.) na kurtki wiatrówki z dużym napisem „Parmalat”, np. złotym. Chodzący w nich mężczyźni byli po prostu Parmalatami. Z Parmalatów robiono sobie jaja, np. pytając gdzie kupili tak fajną kurtałkę. Na wsiach posiadanie „Parmalatu” było wręcz konieczne, ponieważ ci, którzy ich nie mieli nadal chodzili w swetrach we wzory typu „Kononowicz” i do tego nosili kolorowe marynarki z bistoru. W ten sposób nawet u siebie we wsi stawali się „Obciachami”, nie wiedzącymi co to kupiony na bazarze ekskluzywny „Parmalat”. W szkołach PRL uczyli się tzw. gitowcy, którzy posługiwali się grypserką i fascynowała ich więzienna hierarchia i takaż wieloletnia kariera. Nosili spodnie „Szwedy” o dziwnym kształcie, mega obcisłe w kroku, bez żenady ujawniające kształt genitaliów. Byli pośród nich trzecio i czwarto-roczni, mieli pod jednym okiem wytatuowane kropki, zwane „cyngwajsami” (chyba z niemieckiego). Wszyscy się ich bali, ale w duchu i szeptem nazywali ich obciachowymi gitolami, którzy noszą w kroku rolki bandaży, co na zewnątrz wygląda „gupio i niesmacznie”, jak mawiał Kolega Kierownik – postać z satyrycznych słuchowisk Jacka Fedorowicza. Wszech obciachu było w PRL tak dużo, że przytłaczał. Ci, których było na to stać wznosili niewielkie wille, zwykle w stylu dworkowym – z kolumnami na ganku i trójkątnym szczytem nad portykiem, po czym nie wiedzieć czemu wyklejali ich fasady potłuczonym szkłem i fajansem. Te domki – koszmarki były obciachem na równi np. z domkami letniskowymi pomalowanymi w kaczory Donaldy.

Obciachem w szkole były „ćwiczki” – wąskie, wsuwane kapcie z gumką. Oraz „juniorki” zalecane przez wszystkich socjalistycznych ortopedów. Jeśli nosiło się do szkoły buty na zmianę w worku – był to obciach. Podobnie jak przyszyta tarcza szkolna, która powinna dyndać na agrafce, co miało symbolizować nonszalancki stosunek do peerelowskiej edukacji – indoktrynacji. Obciach nie ominął nawet przedszkoli. Obciachem było przychodzenie tam w samych rajstopach bez spódnicy albo spodni. Obciachem było też bicie za karę „na gołą dupę”, czemu przyglądała się cała ciżba dzieciaków, szydząc i chichocząc. Tak, taka przemoc z poniżeniem była wtedy w przedszkolach powszechna.

Pieniądze to nie wszystko - Jadwiga Emilewicz
Sonda
Tęsknisz za życiem w PRL-u?
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze