Wielkanoc 2023

QUIZ PRL. Pamiętasz Wielkanoc w PRL-u? Komplet punktów to niezły wyczyn!

Do ostatniej chwili, z niezwykłym oddaniem, obywatele PRL-u angażowali się w przygotowania do obchodów Wielkiej Nocy. Pomimo, że chrześcijaństwo upamiętnia w tym czasie ukrzyżowanie Jezusa z Nazaretu przez Rzymian, które miało miejsce 2000 lat temu w Wielki Piątek, zdobycie kiełbasy od rolnika stanowiło prawdziwe wyzwanie w tamtych czasach. Jakie różnice można zauważyć, gdy zestawimy te święta z obecnymi? "Trudno o pełen sukces w tym porównaniu!"

QUIZ PRL. Pamiętasz w Wielkanoc w PRL-u? O komplet punktów nie będzie łatwo

Walka ta dzieliła się w przedświątecznym PRL na dwa rodzaje: zdobywanie kiełbasy sklepowej i zdobywanie kiełbasy swojskiej, czyli prosto od chłoporobotnika. Na froncie sklepowym o kawałek podwawelskiej na kartki walczyły kobiety, a na wsie (bo to nigdy nie wiadomo co chłopu strzeli do głowy) jeździli raczej mężczyźni. Chyba że akurat pili i powierzenie im pieniędzy na swojską byłoby przedświątecznym szaleństwem.

Do wspomnianego szaleństwa zaliczało się mycie okien, choćby w zawieruchę i ulewę, ponieważ w święta okna musiały być czyste. Amen. Jeśli pani domu była kobietą pracującą i nie mogła poświecić się pieczeniu bab, makowców i mazurków, wysyłała po nie dzieci do cukierni. Z nieodgadnionego do dzisiaj powodu w Polsce zwanej Ludową mazurki, baby i makowce przed świętami przeważnie były, może z wyjątkiem stanu wojennego, no ale wtedy święta były podobno odwołane.

QUIZ PRL. Pamiętasz w Wielkanoc w PRL-u?

Pytanie 1 z 10
W koszyczku świątecznym w PRL królowało:

Zanim uczeń lub uczennica zostali brutalnie oderwani od dmuchania wydmuszek i rycia skalpelem w ufarbowanych jajkach, przed wysłaniem do cukierni byli pouczani, jak najprościej się dało: „Synu, jak będziesz kupował mazurka, nie pomyl go z walcem, bo walec to jest makowiec, a mazurek to ten drugi!” A ojciec dodawał cały uchachany, że babka ma dziurkę, a jak nie ma to właśnie jest mazurek. W rezultacie mazurek był zawsze, chyba że nie zawsze były dzieci, albo były akurat w poprawczaku.

Celebrowanie przedświąt polegało również na praniu firanek. Przez cały rok firanki mogły być żółte od papierosów, ale w Wielkanoc (oraz Wigilię) lśniły bielą. Jak to osiągano bez specjalnych preparatów, do dzisiaj pozostaje tajemnicą państwową, którą w czasach satyrycznych odkrywało przed czytelniczkami pismo „Kobieta i życie”. Najstarsze starowinki prawią coś o soli, occie, sodzie i ultramarynie, ale one twierdzą również, że za komuny było lepiej. A wszystko wskazuje na to, że już wkrótce przyjdzie się z nimi zgodzić.

W czasie przedświąt na osiedlowych balkonach, sznurkach oraz drutach (bo sznurek był wtedy artykułem deficytowym) wisiały wybielone firanki i firaneczki, zasłony i zasłonki, pościel z koronkami lub z kory, poduchy i pierzyny z pierza (nasza narodowa nienawiść do gęsi) oraz kalesony.

Chociaż to właśnie w PRL, konkretnie za Gierka, wymyślono męskie rajstopy z rozporkiem i stopami w tradycyjny obciachowy wzorek, mężczyźni nie chcieli aby schły one publicznie – bo po co, a także bez przesady z tą nowoczesnością w domu i zagrodzie.

Prawdziwym dramatem było nieposiadanie baranka, zajączka i kurczaczków przechodnich – z jednych świąt na drugie. Trzeba było wtedy pędzić na bazarek po cukrowe baranki, czekoladowe zajączki i kurczaczki z waty, tracąc cenny czas na wybielanie firan. Święta spędzano na oglądaniu seriali, które szły w godzinach uroczystych mszy, teleturniejów wspomagających seriale i filmy (o potworach) w odwodzeniu od starej świętej tradycji.     W lany poniedziałek zwykle lało, i to się akurat nie zmieniło.

Mimo to wariaci z kubłami i pompami ukradzionymi strażakom napadali na ludzi i jeszcze byli za to pokazywani w Dzienniku i Polskiej Kronice Filmowej, tradycyjnie z niby to dowcipnym, ale wicie, głupkowatym, komentarzem.

Obywatele PRL dumnie nosili w latach 70. koszyczki z obowiązkową serwetką z koronki, niczym kilka lat później orzełki z koronką. Do kościoła zabierali ze sobą nawet drące się bachory, żeby pokazać, że oto przyuczają następne pokolenie w odpowiednim duchu.

Koszyczek z wykrochmaloną serwetką, pełen burych pisanek farbowanych w farbkach z drogerii sunął do kościoła w pełnej krasie. Ponieważ jednak ojczyzna wymagała poświęceń, postawiony na stole po święceniu był jak sierotka Marysia: z daleka całkiem, całkiem a z bliska jednak nieletnia. Pisanki, prawidłowo zwane kraszankami, miały plamy, zajączek, baranek i kurczaczki były ze sobą nieprzyzwoicie zespolone, a sól i pieprz mokre. I tylko kiełbasa była swojska.  

Tańczące z promocjami 06.04.2023
Sonda
Tęsknisz za życiem w PRL-u?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze