QUIZ PRL: Pamiętasz te wyprawy w PRL-u?
Polska Rzeczpospolita Ludowa– kraj wszelakich absurdów – dostarczała licznych niczym nie uzasadnionych atrakcji. Nie tylko w Polsce, ale w całej Europie kwitło zjawisko auto-stop. Aby dać się podrzucić – „Panie kochany, jedzie pan w stronę Końskich? Pani wsiada”- trzeba było machać na samochody, stojąc przy szosie. To się zasadniczo nazywało „okazja”. Podróżowanie „okazją” nawet po drogach znanych tylko dzikom, raczej nie było niebezpieczne. Milicja Obywatelska dbała o to, żeby bandyci i zboczeńcy trafiali do aresztu. Poza tym tacy nie mieli samochodów.
Podróże do kurortów nadmorskich, jak Jastrzębia Góra, Kołobrzeg czy inne coś tam, i górskich, jak Zakopane czy Rabka czy Krynica Górska obywatele PRL odbywali pociągami dalekobieżnymi, jedząc jajka na twardo, w sezonie pomidora solonego nad podłogą oraz pijąc herbatę „Madras” z chińskiego termosu.
Polecany artykuł:
Za granicę, czyli głównie do bratnich krajów demokracji ludowej na Węgry, do Jugosławii i Bułgarii wybierano się zwykle własnymi samochodami. Latem – „Dokąd to obywatelu” – obywateli ciągnęły tam na handel lub żeby popływać w ciepłym morzu rodziny w obładowanych maluchach. Ponieważ fiaty 126P nie miały bagażnika, cały bagaż umieszczano na dachu, za pomocą gumy z zaczepami.
W drodze do któregoś z demoludów jadący w mijających się maluchach tradycyjnie do siebie machali, ciesząc się, że to wprawdzie żadna prawdziwa zagranica, ale przynajmniej „Nie-Polska”. W tej Nie-Polsce, nie wiedzieć czemu, było tak jakby weselej.