Przejęcie przez Skarb Państwa połowy wszystkich środków zgromadzonych w OFE (w formie obligacji skarbowych) pozwoliło mu na jednorazowe zredukowanie długów (przynajmniej na papierze, bo w rzeczywistości nie znikły – zamieniły się jedynie w przyszłe zobowiązania ZUS wobec emerytów, które jednak nie są wykazywane w oficjalnych statystykach).
Niestety, ten manewr przyniósł tylko jednorazową poprawę sytuacji budżetu. Najnowsze dane pokazują, że obecnie osiągnęło ono rekordowy poziom – ponad 890 mld zł. Zdaniem ekspertów musimy zacząć przyzwyczajać się do kolejnych rekordów.
Co ważne, rośnie nie tylko zadłużenie Skarbu Państwa. Ten trend dotyczy zadłużenia całego sektora finansów publicznych (to pojęcie szersze niż dług Skarbu Państwa, wlicza się do niego również m.in. zadłużenie jednostek samorządu terytorialnego – gmin, powiatów itd.).
Czytaj również: Upadają, bo za dużo pożyczają
Z najnowszych, kwartalnych danych Eurostatu na temat zadłużenia do PKB wynika, że dług publiczny, który na skutek przejęcia połowy oszczędności emerytalnych w 2014 r. spadł do 48,8 proc. PKB, na koniec I kw. br. urósł z powrotem do 52 proc. PKB. Pocieszające jest tylko to, że w tym akurat przypadku do rekordów oraz unijnego progu 60 proc. jeszcze na szczęście daleka droga. W 2013 r. zadłużenie stanowiło blisko 57 proc. PKB. Polska wygląda też relatywnie korzystnie w porównaniu z większością krajów Europy Zachodniej.
Zdaniem ekspertów wpływ na to, w jakim tempie zadłużenie w relacji do PKB będzie rosło w ostatecznym rozrachunku zdecydują dwa czynniki: tempo wzrostu gospodarczego (im szybciej, tym lepiej, choć wysoki wzrost gospodarczy nie jest gwarantem spadku zadłużenia) oraz decyzje polityczne dotyczące wielkości wydatków budżetowych, szczególnie tych mających charakter sztywny, niezależny od tempa wzrostu gospodarczego (w przypadku takich wydatków spadek tempa wzrostu PKB wcale nie zmniejsza tych wydatków).
Źródło: qnews.pl, oprac. MK