Tomasz Luterek, Reprywatyzacja - źródła problemu

i

Autor: materiały prasowe

[REPRYWATYZACJA] "Być może czekają nas roszczenia lokatorów" [ROZMOWA]

2016-12-05 14:28

Czy mieszkańcy przedwojennych kamienic na Wybrzeżu, czy na Śląsku mają podstawy obawiać się Niemców, skąd pojawiła się w Polsce reprywatyzacja i co należy się lokatorom wyrzucanym z komunalnych mieszkań opowiada dr Tomasz Luterek.

Czy we Wrocławiu albo Szczecinie Niemcy będą odzyskiwać należące do nich przed wojną nieruchomości, porównywalnie do tego, co dzieje się w Warszawie?

Aktualnie Niemcy nie mają zbyt dużych szans na reprywatyzację nieruchomości na Ziemiach Odzyskanych. Ani nie ma przyzwolenia politycznego na realizację takich roszczenia, ani, mam nadzieję, możliwości prawnych. Choć trzeba przyznać, że ta sprawa nie jest traktatowo uregulowana, tak jak np. przebieg granicy na Odrze i Nysie. W moim odczuciu, co nie bez znaczenia, nie ma mowy o moralnym prawie do żądań w związku z okrucieństwem i ogromem krzywd wyrządzonych obywatelom polskim przez Niemcy w czasie II Wojny Światowej.

Oddajemy wszystkim narodowościom, tylko nie Niemcom?

W całej Europie przyjęto takie stanowisko, że Niemcy, jako odpowiedzialni za wybuch wojny, nie mają prawa do roszczeń majątkowych, związanych z II wojna światową. Co więcej majątek państwa niemieckiego jago również osób narodowości niemieckiej został przejęty w ramach odszkodowań i wyrównania krzywd za zbrodnie popełnione przez Niemców. Może zabrzmi to wręcz anegdotycznie niemniej w ten sposób postąpili również Austriacy, którzy uznali się za pierwszą ofiarę ich krajana Hitlera i po wojnie znacjonalizowali bez odszkodowania majątek Niemców...

Czyli mieszkańcy Elbląga i Nysy mogą spać spokojnie?

Spokojny sen to wartość bezcenna w każdych okolicznościach, a już na pewno w tak pięknych okolicznościach przyrody jakich dostarcza miasto Elbląg.
Wydaje się, że zagrożenia związane z niemieckimi roszczeniami reprywatyzacyjnymi do Ziem Odzyskanych na dzień dzisiejszy, w pewnym stopniu zostały ograniczone. Znajduje to swój wyraz w Ekspertyzie w sprawie roszczeń z Niemiec przeciwko Polsce w związku z II Wojną Światową (sporządzonej na zlecenie rządów Republiki Federalnej Niemiec i Rzeczypospolitej Polskiej przez prof. Jana Barcza oraz prof. Jochena A. Froweina 2.11.2004 r.), jak również w związku z wydanymi oświadczeniami obu rządów w kwestiach braku poparcia dla roszczeń niemieckich na Ziemiach Odzyskanych. W tym kontekście mamy również niezwykle doniosłe Orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 7.10.2008 r. odrzucające skargę Powiernictwa Pruskiego. Zdarzają się też pojedyncze przypadki, jak sprawa Agnes Trawny, ale mają one inne źródło, dotyczą byłych polskich obywateli, którzy po 1970 roku postanowili przenieść się do Niemiec Zachodnich. To jest bardzo delikatna kwestia i dotyczy dramatycznych wyborów naszych rodaków z pogranicza kulturowego. Nie należy tego łączyć z nacjonalizacją popoczdamską. Kolejnym dobitnym przykładem braku poparcia władz niemieckich dla jakichkolwiek roszczeń względem polskich nieruchomości była deklaracja kanclerza Gerharda Schroedera sprzed dekady, w którym kategorycznie odciął się od wszystkich tego typu roszczeń.

Władze się zmieniają, nowa siła polityczna może wydać inną deklarację.

Niemcy raczej dotrzymują słów padających z ust kanclerza, choć wolałbym, żeby było to uregulowane traktatowo. Historia ostatniego stulecia i zasięg zmian geopolitycznych wskazują na to, że wszystko jest możliwe, dlatego powinniśmy zrobić to co jest w naszym zasięgu, a więc uchwalić kompleksową ustawę reprywatyzacyjną, która tak określałaby wysokość świadczeń dla byłych właścicieli, że przy niekorzystnym obrocie spraw Polskę stać byłoby na wypłacenie świadczeń z tytułu roszczeń niemieckich. Co ciekawe i o czym się czasami zapomina na polu "reprywatyzacji międzynarodowej" mamy pewne sukcesy.

Generalnie w przypadku Polski sytuacja jest o tyle skomplikowana, że mamy do uregulowania trzy totalnie różne obszary. Pierwszy to Ziemie Odzyskane, drugi to dawne Kresy Wschodnie, trzeci to tzw. Polska centralna, czyli tereny należące do Polski zarówno przed, jak i po wojnie. Co ciekawe, najłatwiej poszło nam z Kresami, czyli tzw. mieniem zabużańskim. Ustawa powstała w efekcie debat i konsultacji, pracowali nad nią eksperci, a dotyczyła przecież terytorium leżącego poza dzisiejszą Polską! Więc jeśli uda nam się uchwalić ustawę dotyczącą obecnego terytorium RP, to będzie to też zaporom przeciwko ewentualnym zabiegom Niemców w przyszłości.

Więc czemu ustawa nie powstała do tej pory?

Dobre pytanie. Od 1990 roku powstało około 20 różnych projektów, jeden był nawet blisko – nie podpisał go Aleksander Kwaśniewski, ówczesny prezydent. Obciążenia związane z brakiem kompleksowej regulacji reprywatyzacyjnej zostały jeszcze zwielokrotnione nowelizacją ustawy o gospodarowaniu nieruchomościami, z 2004 roku, kiedy zmieniono sposób naliczania odszkodowań. Do tej pory, w pewnym uproszczeniu, podstawą była wartość nieruchomości z daty nacjonalizacji, a od tamtego czasu – dzisiejszej. Kwoty odszkodowań wzrosły wielokrotnie i reprywatyzacja stała się niezmiernie intratnym biznesem.

Odszkodowania wypłaca się za konkretne krzywdy.

I od krzywd zaczęła się cała sprawa. Reprywatyzacja na początku miała być jednym z procesów dekomunizacji i stać się jednym z symboli odcięcia się III RP do PRL. I to odcięcie nastąpiło, ale tylko w sensie symbolicznym. W sensie prawnym nadal jest ciągłość, czego symbolem jest np. awantura o esbeckie emerytury, czyli wynagradzanie osób, których życie zawodowe polegało na robieniu wszystkiego, by ta III RP nie powstała, a jeżeli już to w formie przyjaznej dla ludzi związanych z komunistycznym reżimem. Kolejne przykłady absurdów to to, że dekret Bieruta, jak i dekret o reformie rolnej nadal obowiązują. Ten ostatni został nota bene ogłoszony przez PKWN w Lublinie, czyli był całkowicie nielegalny!

I co z tym możemy zrobić dzisiaj?

Odciąć się od całej spuścizny PRL-u jest niezwykle trudno, choćby ze względu na traktaty międzynarodowe. Z drugiej strony musimy zdecydowanie zaznaczyć, że są rzeczy, który możemy dzisiaj tylko potępić, ale też są takie, które należy naprawić. Możemy zrehabilitować pomordowanych i skazanych przez komunistycznych morderców sądowych ale nie możemy przywrócić im życia i zdrowia. Z esbeckimi emeryturami możemy sobie poradzić. Podobnie wygląda sytuacja z kamienicami i sądową rewindykacją mienia zagrabionego przez komunistów. Niewątpliwie była to dla wielu rodzin tragedia i utrata dorobku wielu pokoleń, ale była to jedna z wielu krzywd. Ówczesna władza pod płaszczykiem odbudowy kraju i Warszawy dokonała całkowitej rewolucji społeczno – ekonomicznej.

I tylko w przypadku właścicieli kamienic mamy te zmiany odwracać?

No właśnie! Nie widzę powodu, by klasa spadkobierców miała być uprzywilejowana względem choćby rodzin pomordowanych przez aparat przymusu z czasów PRL. Jak wycenić śmierć człowieka, cierpienie jego rodziny? Jak postawić takie krzywdy przy utracie kamienicy? Czemu tylko synowie i wnuczęta posiadaczy nieruchomości mają coś dostać, a reszta doświadczonych przez komunizm, zamordowanych, okaleczonych, czy zmuszonych do emigracji, o żyjących w strachu przez kilkadziesiąt lat, czy więzionych nie wspominając?

A wszystkim grupom nie możemy jakoś zrekompensować?

Porównajmy dekret Bieruta z reformą rolną. Ten drugi akt był o wiele bardziej bestialski, m.in. dokonywał zaboru mienia bez odszkodowania, zakazywał ziemianom pojawiania się na terenie powiatu, w którym mieli majątek. Czy ktoś słyszał o żądaniu zwrotu ziemi dawnym właścicielom i wyrzucaniu chłopów z pól? Albo zwracania lasów? A czym te przypadki różnią się od warszawskiej kamienicy, która de facto jest niczym innym jak majątkiem rozparcelowanym między "małomieszkaniowych"?

Teraz ci "małomieszkaniowi" mogą podawać miasto albo skarb państwa o horrendalne odszkodowania.

Jeśli krzywdą jest utrata przez dziadka pięciu procent udziałów w kamienicy zadłużonej na hipotece po sam komin i w ramach "naprawy" tej krzywdy oddaje się kamienicę w samym śródmieściu, razem z lokatorami, ale i czystą hipoteką, to wylądowanie na bruku na 10 lat, razem z całą rodziną, której starsi lokatorzy po eksmisji wielokrotnie umierali, jak najbardziej daje podstawy do rekompensaty. Ci ludzie w momencie utraty dachu nad głową mieli ważne umowy z miastem, którego władze ich losem wcale się nie interesowały, albo wręcz przyłączały się do eksmisji po stronie nowych właścicieli. I to daje im podstawy do silnych roszczeń, których wysokość trudno ograniczyć, jeśli postacie pokroju Marzeny K. w dziesiątkach milionów złotych liczą "odszkodowania" za coś, czego nigdy nie miały. Więc czemu, np. za 10 lat, ma się nie rozwiązać worek z roszczeniami lokatorów? I zamienić się w prawniczy biznes, taki jak dzisiaj reprywatyzacja?

Zwłaszcza że adresatem pretensji lokatorów może być już III RP, a nie zakurzony, nieistniejący twór typu PRL. A co z hipotekami, co się stało z wpisywanymi do nich kredytami, za które je pobudowano?

One tam wciąż są i zostały umorzone tylko w stosunku do Skarbu Państwa, a nie prywatnych właścicieli. Więc czemu dawni właściciele odzyskują kamienice i mają czyste hipoteki, a nie obciążone kredytami? Sądy, które tak wykreowały orzecznictwo albo nie rozumiały tego zagadnienia (bardzo prawdopodobne) albo uczestniczyły w konceptualnym przewale reprywatyzacyjnym (nie mniej prawdopodobne). Ludzie, którzy dostali od miasta kamienice w takim stylu, zrobili interes życia.

Dr Tomasz Luterek, politolog, prawnik i rzeczoznawca ds. nieruchomości, autor książki "Reprywatyzacja - źródło problemu".

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze