Wynika to z rosyjskiego dekretu, który ustala, że właścicielom patentów związanych z tzw. „nieprzyjaznymi państwami”, nie będzie przysługiwało żadne odszkodowanie za naruszenie ich praw na terenie Rosji.
Brak licencji to nie problem
Od momentu rozpoczęcia wojny Rosjanie zaczęli masowo wykupywać lekarstwa w obawie, że ich zabraknie. Mimo ograniczeń w dostawach towarów do Rosji, żadne z zachodnich państw nie nałożyło embarga na eksport lekarstw. Moskwa liczy się jednak z takimi ograniczeniami i już znalazła na to sposób – poprzez produkcję własnych leków. Nie chodzi tu jednak o zamienniki zagranicznych lekarstw, a wytwarzanie leków bez umów licencyjnych z koncernami, które mają na nie patenty.
Minister przemysłu i handlu Denis Manturow podkreślił, że Rosja posiada formuły zagranicznych lekarstw - zapewne przekazane przez producentów w ramach procedur dopuszczenia tych farmaceutyków do sprzedaży w Rosji - i zagroził, że informacje przekazane przez zagraniczne koncerny farmaceutyczne mogą zostać wykorzystane do produkcji ich lekarstw bez licencji czy innej umowy – czytamy na wyborcza.pl.
ZOBACZ: Firmy masowo opuszczają rosyjski rynek. Lista jest długa
Praktyka znana nie od dziś
Piractwo farmaceutyczne zostało zalegalizowane w Rosji już dwa lata temu. Wtedy to uchwalono ustawę, która umożliwia rosyjskiemu rządowi udzielenie zezwolenia na produkcję lekarstwa bez zgody właściciela patentu "w przypadkach skrajnej konieczności, związanej z zabezpieczeniem obronności i bezpieczeństwa państwa, ochrony zdrowia i życia obywateli". Rosyjski minister ujawnił, że Rosja już wykorzystała te przepisy. Przymusowe licencjonowanie zastosowano w przypadku preparatu przeciw wirusowi COVID-19. Mowa o leku Remdesivir amerykańskiej firmy Gilead Sciences, która zaskarżyła decyzję Moskwy, ale skarga ta została oddalona w maju 2021 r. przez Sąd Najwyższy Rosji.