Mieszkanie Plus

i

Autor: Shutterstock

Rynek mieszkań dla studentów. Ceny (nie) na studencką kieszeń

2017-09-23 18:00

Na licznych grupach na Facebooku: „Wynajmę mieszkanie/pokój w Warszawie", „Nieruchomości po znajomości" czy "Tani wynajem"  można znaleźć codziennie kilkadziesiąt ogłoszeń oferujących pokój lub mieszkanie do wynajęcia lub oferty osób, które poszukują współlokatora albo jak niektórzy wolą pisać: "bratniej duszy". A poszukiwania te nie są łatwe, zarówno jeśli chodzi o jedną, jak i drugą stronę. Na rynku mieszkań studenckich odbywają się prawdziwe castingi, a zasada: „kto pierwszy ten lepszy" nie zawsze znajduje zastosowanie w realnym życiu.

Ogłoszeni: "Pokój na Powiślu – 1200 złotych. Przestronny, nieprzechodni pokój (ok. 18 m2, w trzypokojowym mieszkaniu, w kamienicy na parterze do wynajęcia. Marian, tu nie jest jakby luksowo, ale jest klimat" - czytamy na jednym z forum. Cena może i absurdalna, ale pokoje tego typu rozchodzą się jak świeże bułeczki. A im bliżej października – terminu, kiedy do Warszawy, Wrocławia, Krakowa czy innego dużego miasta wracają tzw. słoiki, tym trudniej znaleźć coś taniego, co by nie mówić: o przyzwoitym standardzie.
Pokój w Śródmieściu można znaleźć również za nieco niższą cenę: „za 1040 złotych plus 150 złotych media", bądź można dzielić pokój na drugim końcu miasta – na warszawskich Kabatach za 1200 złotych, ale w nowym bloku i na strzeżonym osiedlu. Dojazdy potrafią jednak wykończyć nawet najwytrwalszych, szczególnie, kiedy po pierwszym semestrze okazuje się, że wskazana w popularnej aplikacji droga zajmuje nie 40 minut, a półtorej godziny. Wtedy nawet najbardziej ambitnym studentom może po prostu... zabraknąć zapału, by dojechać na zajęcia i znajdują lepsze rozrywki gdzieś w połowie drogi.
Oczywiście można trafić i pokój za 800 złotych, ale standard niejednokrotnie woła o pomstę o nieba. Choć remont opłaca się także właścicielom mieszkania, ze względu na wzrost wartości mieszkania i możliwość podniesienia czynszu, niektórzy podczas poszukiwań i wizyt w "wymarzonym" lokum otwarcie przyznają (z dumą!), że remontu nie robili od 13 lat, a „wszystko jest zachowane w takim samym stanie od czasów, kiedy my mieszkaliśmy tu po ślubie". Choć brzmi absurdalnie, podobnie jak castingi na współlokatora, które chcąc nie chcąc same się tworzą, niestety jest chlebem powszechnim studenckiego rynku mieszkań. Niektórzy otwarcie informują, że oceniają każdego kandydata i wybierają tego, który najbardziej przypadł im do gustu. Skoro mają dzielić z nim może nie życie, ale przestrzeń, musi być to osoba jak najbardziej zbliżona do preferencji. To nie casting na męża czy żonę, który można oglądać w telewizji, ale prawdziwe, studenckie historie.

Sprawdź również: Tesco planuje zwolnienia grupowe. Pracę ma stracić nawet 400 osób


„Kiedyś przyszłam do fajnego mieszkania na Bielanach, do dwóch dziewczyn. Obejrzałam pokój, opowiedziałam parę słów o sobie, po czym zauważyłam, że obie coś notują. Otwarcie przyznały, że wystawiają oceny, a po wszystkich wizytach wybiorą kandydata z najwyższymi notowaniami" - przyznała jedna ze znajomych studentek.
Niektórym nie przeszkadza fakt, że zdesperowana osoba, poszukająca „kawałka podłogi", wrzucając zdjęcie z wizerunkiem swojej osoby (celem zwiększenia klikalności ogłoszenia i szans na znalezienie lokum) wcale nie jest zainteresowana ofertami matrymonialnymi. Zwykle nie brakuje jednak komentarzy typu: „Ja dam ci pokój za darmo, nie musisz nic płacić", „U mnie masz pokój za darmo", „Nie szukaj pokoju, już znalazłaś, piękna". Choć część z wpisów pod ogłoszeniem może być odebrana jako komplement, część z oferujących dach nad głową zupełnie poważnie przyznaje, że chętnie „przyjmie" kandydatkę "za darmo".

Warto przeczytać: Bank BGŻ BNP Paribas traci prezesa


Mamy koniec września, a walka spóźnialskich, którzy dopiero co zorientowali się, że jeśli niczego nie znajdą w ciągu kilku dni - będą spać pod mostem - trwa. A sytuacja na polskim rynku wynajmu mieszkań studenkich nie przedstawia się kolorowo.
Analitycy z firmy Metrohouse wyliczyli, ile przeciętnie trzeba zapłacić za wynajem ok. 50 metrowego mieszkania w poszczególnych miastach Polski. Spośrod większych miast, najtaniej jest w Białymstoku: ok. 1000-1300 złotych, najdrożej – zdecydowanie w Warszawie – ceny dochodzą nawet do 3,2 tys. A studenci, którzy wynajmują zazwyczaj pokoje, tzw. stancje lub pokoje w akademiku muszą liczyć się z tym, że przeciętnie 1/3 ich pensji pójdzie właśnie na mieszkanie.
Najważniejszym czynnikiem, jeśli chodzi o ocenę mieszkania niezmiennie jest lokalizacja (w 84 proc. przypadków) oraz cena (w 82 proc.). Dla 41 proc. badanych najważniejszy jest standard mieszkania oraz jego stan techniczny.
Dla spóźnialskich jest jeszcza jedna zła wiadomość: ci, którzy czekali z poszukiwaniem nieruchomości pod wynajem, zapłaciliby nawet o 100 złotych mniej za to samo mieszkanie, gdyby wynajęli je już w sierpniu, a nie we wrześniu.

Polecamy: Bank JP Morgan Chase szuka pracowników w Warszawie

Przeczytaj także: SZOK! Uber traci licencję na przewóz osób w Londynie

 

Źródło: /metrohouse.pl /interia.pl /businessinsider.pl

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze