Rząd zapowiedział pomoc dla ofiar pożaru w Ząbkach
Po pożarze w Ząbkach w czwartek 3 lipca, Donald Tusk zwołał pilną naradę z udziałem szefa MSWiA Tomasza Siemoniaka, oraz z przedstawicielami służb w sprawie ostatnich pożarów. Jak później przekazał rzecznik rządu Adam Szłapka, "każdy kto został poszkodowany, w tym pożarze, będzie mu udzielona pomoc, nie zostanie zostawiony bez pomocy".
Na razie nie znamy szczegółów pomocy finansowej, ale jak przekazał Szłapka, rząd jest w stałym kontakcie z burmistrz Ząbek Małgorzatą Zyśk i zbiera wnioski o pierwsze doraźne wsparcie dla 8 tys. poszkodowanych.
Oprócz wsparcia, odszkodowania dla poszkodowanych w pożarze w Ząbkach. Co mogą dostać?
Autorką poniższego komentarza jest adw. Karolina Pilawska, z kancelarii Pilawska Zorski Adwokaci www.pzadwokaci.pl.
Pożar, który wybuchł w Ząbkach, to nie tylko dramat setek rodzin – to przede wszystkim sytuacja wymagająca natychmiastowej analizy prawnej pod kątem odpowiedzialności odszkodowawczej. Kluczowe będzie wyjaśnienie jego genezy. Dopiero ustalenie, czy źródłem tragedii były rażące zaniedbania, błędy konstrukcyjne, wadliwa instalacja czy działanie osób trzecich, pozwoli na precyzyjne określenie zakresu odpowiedzialności cywilnej oraz możliwych roszczeń odszkodowawczych i zadośćuczynienia.
Na obecnym etapie sprawy mówimy o trzech potencjalnych scenariuszach: awaria instalacji, przypadkowe zaprószenie ognia lub celowe podpalenie. Każdy z tych scenariuszy niesie ze sobą inne skutki prawne i prowadzi do różnych dróg odpowiedzialności. Jeśli okaże się, że przyczyną pożaru była wada instalacji elektrycznej, a więc element infrastruktury budynku, kluczowe będzie ustalenie, czy doszło do błędu projektowego, wykonawczego, czy może zaniechania obowiązku konserwacji lub przeglądu technicznego. W takiej sytuacji odpowiedzialność może spoczywać zarówno na deweloperze, jak i na zarządcy nieruchomości lub wspólnocie mieszkaniowej. I nie chodzi tu o prostą odpowiedzialność wynikającą z prawa budowlanego, ale także o możliwość przypisania odpowiedzialności cywilnej na gruncie przepisów Kodeksu cywilnego – konkretnie art. 415 (odpowiedzialność deliktowa) lub art. 471 (odpowiedzialność kontraktowa).
Jeśli przyczyną był czyn niedozwolony – na przykład celowe podpalenie – to teoretycznie można kierować roszczenia wobec sprawcy. Tyle że w praktyce nie zawsze jest on znany, a nawet jeśli zostanie ustalony, to często jest osobą niewypłacalną, co czyni dochodzenie realnych roszczeń iluzorycznym.
Z kolei w przypadku przypadkowego zaprószenia ognia przez jednego z mieszkańców, sprawa również wymaga zbadania – czy była to nieumyślność, czy rażące niedbalstwo, a może całkowity przypadek, który nie pozwala przypisać winy żadnej osobie fizycznej.
Należy także pamiętać, że nie każda szkoda rodzi automatycznie obowiązek zapłaty odszkodowania. Musi istnieć związek przyczynowo – skutkowy pomiędzy czyimś działaniem lub zaniechaniem a powstałą szkodą – i to ten związek często będzie osią sporu.
Niezależnie jednak od przyczyny pożaru, już teraz wiadomo, że mieszkańcy mają prawo domagać się rekompensaty za powstałe szkody. I nie chodzi tu wyłącznie o koszty odbudowy czy naprawy lokali. Poszkodowani ponieśli ogromne straty – finansowe, osobiste, emocjonalne – które mogą i powinny być dochodzone przed sądem, od ubezpieczycieli, a także od podmiotów odpowiedzialnych za stan techniczny budynku. W pierwszej kolejności warto sięgnąć po umowy ubezpieczenia. Jeśli dana osoba miała wykupioną indywidualną polisę na mieszkanie – co nie jest obowiązkiem, ale często jest standardem przy kredytach hipotecznych – może zgłosić szkodę bezpośrednio do swojego ubezpieczyciela. Taki ubezpieczyciel powinien – po przeprowadzeniu procedury likwidacyjnej – wypłacić środki w ramach zawartej umowy. Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach: trzeba sprawdzić, czy ubezpieczenie obejmowało pożar, jaki był zakres ochrony, czy nie ma wyłączeń odpowiedzialności, jakie były sumy ubezpieczenia i czy polisa była opłacana na czas.
Jeżeli właściciel nie miał indywidualnego ubezpieczenia, może poszukiwać ochrony w ramach polisy wykupionej przez wspólnotę mieszkaniową. Wspólnoty najczęściej ubezpieczają budynki jako całość – czyli części wspólne – a nie poszczególne mieszkania. To oznacza, że jeśli spłonął dach, klatka schodowa czy elewacja – odszkodowanie może przysługiwać wspólnocie jako podmiotowi prawa, ale niekoniecznie konkretnemu właścicielowi mieszkania. Trzeba więc dokładnie przeanalizować umowę ubezpieczenia budynku zawartą przez wspólnotę: kto jest uprawnionym z umowy, jaki zakres ochrony przewidziano, czy przewidziano regres, jaki jest udział mieszkańców w części wspólnej – bo od tego zależy wysokość potencjalnej wypłaty.
Kolejną – i być może kluczową – instytucją w tym kontekście jest zarządca nieruchomości. To on odpowiada za wykonywanie przeglądów technicznych, kontrolę instalacji, zapewnienie wymaganych środków ochrony przeciwpożarowej i reagowanie na sygnały o nieprawidłowościach. Jeśli zarządca zaniedbał obowiązków i dopuścił do sytuacji, w której instalacja nie była sprawdzana, gaśnice były puste, a wyjścia ewakuacyjne zablokowane – to mieszkańcy mogą kierować roszczenia bezpośrednio wobec niego. W praktyce roszczenia będą skierowane do wspólnoty jako podmiotu zlecającego zarządzanie nieruchomością – a ta z kolei może wystąpić z regresem do zarządcy lub firmy zarządzającej. Ważne będzie tutaj ustalenie, jakie obowiązki wynikały z umowy o zarządzanie i czy były one faktycznie realizowane.
Jeśli dojdzie do sporu sądowego – a z dużym prawdopodobieństwem tak będzie – sądy będą musiały ustalić nie tylko przyczynę pożaru, ale też zakres szkody, jej udokumentowanie, wysokość, istnienie odpowiedzialności po stronie pozwanego i związek przyczynowy. To nie są proste postępowania – wymagają opinii biegłych, dokumentacji technicznej, zapisów z monitoringu, zeznań świadków. Dlatego tak ważne jest, aby osoby poszkodowane już teraz dokumentowały wszystko, co tylko możliwe – zdjęcia spalonego mieszkania, listy utraconych rzeczy, paragony, umowy najmu, korespondencję z zarządcą, deweloperem czy ubezpieczycielem. Często kluczowe może być nawet jedno zdjęcie zrobione telefonem komórkowym w dniu pożaru.
Nie można zapominać również o zadośćuczynieniu za krzywdę. Prawo cywilne przewiduje możliwość dochodzenia nie tylko odszkodowania za rzeczywiste straty, ale także rekompensaty za cierpienie, stres, utratę poczucia bezpieczeństwa, konieczność nagłej ewakuacji, traumy dzieci, lęki nocne czy zaburzenia snu.
W tym miejscu warto też podkreślić rolę pomocy publicznej – gminy, wojewody, rządu. Pomoc doraźna w postaci zakwaterowania, posiłków, wyprawek szkolnych czy bonów socjalnych – to wszystko ma charakter interwencyjny i jest nie do przecenienia, ale nie zwalnia to podmiotów prywatnych z odpowiedzialności cywilnej. Jeśli ktoś poniósł szkodę, ma prawo ją wycenić i żądać odszkodowania. I nie może być tak, że pożar – nawet jeśli był „nieszczęśliwym wypadkiem” – zostawia ludzi samych sobie, z kredytem do spłacenia i pustką po dawnym życiu.
Z perspektywy adwokata apeluję do wszystkich poszkodowanych: nie czekajcie. Nie liczcie tylko na wsparcie publiczne. Zabezpieczcie dowody, ustalcie, czy macie polisę, skonsultujcie się z prawnikiem, złóżcie zawiadomienia do ubezpieczycieli, wystąpcie o dokumentację techniczną budynku.
