Nie tylko podwyższenie kwot mandatów ma realnie zdyscyplinować kierowców z ciężką nogą. Przede wszystkim firmy ubezpieczeniowe dostaną poprzez bazę CEPiK dostęp do historii wykroczeń i punktów karnych kierowcy i to właśnie od niej będzie zależało ile zapłacimy za polisę OC.
Punkty karne zostaną wyzerowane po dwóch latach, a nie po roku. Nowe przepisy wprowadzają też zasadę, zgodnie z którą usunięcie punktów karnych będzie uzależnione od zapłacenia mandatu. Drogówka otrzyma również uprawnienia przyznania jednorazowo 15 punktów, a nie jak do tej pory 10.
Ustawa wprowadza pojęcie recydywy. Oznacza to, że ten który po raz kolejny popełnia wykroczenie na drodze zapłaci podwójną stawkę. Czyli zamiast przykładowo 1500 zł, dostanie 3 tys. zł mandatu.
Sam taryfikator również robi wrażenie. Przykładowo za spowodowanie kolizji zapłacimy 1500 zł., tyle samo za niezatrzymanie się do kontroli, za niewskazanie kierującego pojazdem 8 tys. zł, a za jazdę bez uprawnień 1000 zł. Recydywiści zapłacą nie mniej niż 3000 zł.
Zobacz: Mandaty w górę. Piraci drogowi na muszce rządu
Jeśli nie zapłacimy mandatu, włączy się skarbówka, która będzie mogła zaliczyć zwrot podatku na poczet nieopłaconego mandatu karnego. Takie rozwiązanie ma na celu zwiększenie nieuchronności kary i egzekucji grzywien nakładanych za popełnione wykroczenia drogowe.
Nowe przepisy mają nie tylko wymóc bezpieczeństwo na drogach, ale i spowodować obniżenie strat jakie niosą za sobą wypadki i zdarzenia drogowe. Jak czytamy w uzasadnieniu do projektu ustawy w 2018 r. wartość strat związanych ze zdarzeniami drogowymi wyniosła 2,7 proc. PKB, szacuje się je na na poziomie 56,6 mld zł. Dla porównania trzy lata wcześniej, w 2015 r. było to 0,5 proc. PKB, a wartość strat materialna wyniosła wtedy 8,9 mld zł. Zgodnie z założeniem nowe przepisy mają obowiązywać od 1 grudnia tego roku.