Polska zwleka z wprowadzeniem unijnego podatku od wielkich korporacji
Globalny CIT to podatek narzucony przez Unię Europejską, który ma na celu uchronić dochody budżetowe z opodatkowania dużych korporacji. Zgodnie z założeniem podatku, firmy osiągające powyżej 750 mln euro rocznego jeśli ich opodatkowanie w danym kraju będzie niższe niż 15 proc., będą musiały dopłacić, tak aby do budżetu państwu wpłynęło 15 proc. podatku. Jest to więc podatek wyrównawczy. Tym samym ucieczka do raju podatkowego na nic się nie zda, bo wielkie firmy i tak będą musiały płacić podatek wyznaczonej wysokości.
Polska zgodnie z unijnymi wytycznymi miała wprowadzić podatek na początku 2024 roku, tak się jednak nie stało. W związku z tym Unia Europejska skierowała sprawę Polski do TSUE. Jak jednak zapowiada Ministerstwo Rozwoju i Technologii, podatek globalny wejdzie w życie już na początku 2025 roku. Pojawia się jednak problem, bo choć zgodnie z unijnymi wymogami, firmy będą musiały go zapłacić, to jego koszty poniesie podatnik!
Wielkie korporacje dostaną "granty podatkowe" z budżetu. A zapłacą podatnicy
Resort technologii miał obawiać się, że wprowadzenie podatku odstraszy zagranicznych inwestorów z polskiego rynku. Dlatego też prace się opóźniały, treść projektu mieliśmy poznać w połowie 2024 roku, a ostatecznie przeciągnęło się to do ostatniego kwartału roku. Ministerstwo wprowadzając podatek chciało zostawić furtkę, dzięki której inwestorzy nie będą uciekać z Polski.
Jak powiedział w rozmowie z TVN24 dyrektor departamentu rozwoju inwestycji w MRiT, Maciej Żukowski firmy dotknięte globalnym CIT-em w Polsce mają otrzymać "granty podatkowe", czyli ekwiwalent dotychczasowych ulg podatkowych. Ma to pozwolić utrzymanie ulg inwestycyjnych mimo wprowadzenia podatku. Granty będą dotyczyć również firm, które globalnym CIT-em nie są objęte.
Co to oznacza w praktyce? Rząd sam pozbawia się dochodów budżetowych. Do tego granty będą wypłacane z budżetu, więc finalnie zapłacą za nie obywatele.
Polecany artykuł: