Powiedzieć można o niej: „sprzedawca marzeń", bo to ona odpowiada za to, żeby zgłaszająca się do niej zakochana po uszy dziewczyna wychodząc za swojego wybranka wyglądała wyjątkowo. Aby wszystko się udało, suknia jest jednym z najważniejszych i pierwszych punktów na długiej liście prac do wykonania na ten niezwykły dzień.
Merida, bo tak ją nazywają w branży ślubnej, pracą stylistki ślubnej zajmuje się od kilkudziesięciu lat. Codziennie układa, wiesza, przebiera, poprawia setki sukienek, dobierając idealne dla kolejnej i kolejnej kandydatki na żonę. Nie ma to być jednak sprzedaż masowa – jak mówi, z klientką musi nawiązać więź, a między nimi musi być „chemia", bowiem kreację dobiera na podstawie nie tylko figury i urody, ale też charakteru, temperamentu, a co najważniejsze... przyszłego męża.
„Zdarzyło mi się w ciemno dobrać suknię, nie wiedząc, za kogo wyjdzie panna młoda. Kiedyś naprawdę z najciemniejszych czeluści magazynu wygrzebałam >>hiszpankę<<, bo stwierdziłam, że będzie pasować do panny młodej. Klientka była w szoku, spytała: Skąd pani wie, że wychodzę za Hiszpana"! Dodaje: „W tej pracy potrzebna jest dusza, intuicja. Staram się przekazać pozytywną energię swoim klientkom. Sama jestem w małżeństwie od prawie 30 lat i bardzo mi służy. Staram się przekazać to szczęście i zarazić nim swoje klientki, choć nie zawsze się to udaje" – opowiada Merida.
Nie zawsze, bo zdarzają się dziewczyny, które są z sukienki niezadowolone. Była przykładowo taka, która mimo złożenia zamówienia i wpłacenia zadatku nie odebrała swojego projektu. Powodem miał być... zamek, którego na zdjęciu nie było widać, a konieczny był w przypadku sukienki – „rybki", której inaczej nie zdołałaby na siebie wciągnąć. Salon chciała natomiast podać do sądu, za „niedotrzymanie warunków umowy" (czyli wszycie zamka tam, gdzie myślała, że go nie będzie), ale sprawa była oczywiście z góry dla klientki przegrana (co najwyżej to salon mógł podać ją do sądu za niewywiązanie się z zapłacenia całej kwoty, mimo że projekt został przygotowany do końca). A projekt był nie byle jaki – suknia z długim trenem na ok. 3 metry, do tego welon na 5-6 metrów, bogate zdobienia, cała z koronki. Ten przypadek trzeba było spisać na straty, a suknia wylądowała w salonie na wieszaku, czekając, aż wpadnie w oko innej pannie młodej.
Są i takie klientki, które wpłacają zadatek, a mimo to dzwonią, że rezygnują z sukni, bo zakochały się w innej. Pieniędzy z powrotem nie otrzymują, bo jest to bezzwrotna wpłata przy podpisywaniu umowy, będąca gwarancją dla salonu, że można rozpocząć pracę nad projektem. A jest nad czym pracować – szycie trwa zazwyczaj ok. 3 miesięcy i obejmuje także poprawki, które są przewidziane w umowie. Do tej pory najbardziej kapryśna poprawiała sukienkę 4 razy i o dziwo – za każdym razem płakała. Na szczęście ze wzruszenia, a na końcu – ze szczęścia.
Zobacz także: Podrożeją mieszkania do wynajęcia? Rząd bierze się za ryczałt 8,5 proc.
Panny młode oglądają suknie z dużym wyprzedzeniem - nawet 2 lata wcześniej, choć z reguły jest to rok. Obecnie dziewczyny umawiają się na czerwiec, lipiec i sierpień 2018 roku.
Bardzo często przychodzą z własnymi projektami: widziały sukienkę na teledysku, na zdjęciu, przynoszą kilka fotografii i tworzą na podstawie tego własny projekt. Niestety są historie, które nie kończą się dobrze – po próbie wyperswadowania pomysłu niektóre obrażają się i wychodzą, bo nie chcą przyjąć do wiadomości, że w danej kreacji nie będą wyglądać dobrze. "Jako konsultantka trzeba mieć wyczucie – krawcowa jest w stanie uszyć wiele rzeczy, ale jeżeli widzimy, że klientka nie będzie wyglądać w sukni dobrze to staramy się zaproponować coś innego" - opowiada.
Ceny za własne projekty z szyciem od podstaw są nieco droższe niż za gotową sukienkę, choć zależy od kreacji i z pewnością od miasta, w którym dokonuje się zakupu. Można powiedzieć, że ceny dopasowane są do rynku lokalnego, wystarczy spojrzeć na Warszawę czy Wrocław – wiadomo, że w stolicy są wyższe. Dotychczas najdroższa sprzedana przez Meridę sukienka kosztowała 5 tys. złotych. Głównie dlatego, że cała była w kryształkach Svarovskiego, a jej wykonanie było bardzo pracochłonne.
Sprawdź również: Ceny rosną jak szalone. Największe podwyżki od 5 lat! Za co płacimy więcej?
Jak mówi, podczas zakupów musi nastąpić „chemia", a podstawą jest weryfikacja oczekiwań. Wtedy wiadomo, co można zaproponować. „Mamy ulubione sukienki z każdej kolekcji, ale nie możemy przecież zaproponować klientce swojej ulubionej, tylko taką, która spełni jej oczekiwania. Dlatego najważniejszy jest wstępny wywiad – panie przychodzą do salonu z wizją siebie i mają swoje wymarzone projekty."
Miranda pytana o gust Polek nie potrafi określić go jednoznacznie. „W tym roku króluje golizna, panie bardzo się odkrywają. Sprzedają się sukienki zarówno szyfonowe, jaki i tzw. princesski czy rybki. Mniej ciężkie, satynowe. Gust jest podzielony – zależny od figury. Szczupłe zazwyczaj chcą rybki, chcą pokazać swoją figurę. Tęższe mają mniejszy wybór" – opisuje.
Okazuje się, że inny gust mają również dziewczyny z większych miast, a inny – z mniejszych. „Tu zdarza się przysłowiowa >>córka sołtysa<< która w myśl zasady: >>zastaw się, a postaw się<< dobiera sobie suknię. Wszystko musi być na bogato, suknia też. Wrocławianki wolą lekkie, zwiewne i wygodne, patrzą coraz częściej na to czy sukienka jest praktyczna – czy da się w niej tańczyć, swobodnie poruszać, to znaczy czy będzie mogła spędzić w niej wygodnie całą noc."
Zdarza się, że do ślubu jednak nie dochodzi. Takich historii jest wiele. Jak rozwiązują ją niedoszłe panny młode? Przenoszą zadatek za pechową sukienkę na poczet następnej...
„Ostatnio wróciła do mnie pani, która znalazła sobie kolejnego kandydata. Opowiadała mi nawet o poprzednim i o obecnym. Jesteśmy trochę jak psycholog, trochę jak doradca, trochę jak stylistka." – wspomina Merida.
Zdarzają się i takie, które wracają po 3 miesiącach, bo udało im się schudnąć. Wtedy klientce obiecuje się, że z chwilą kiedy wejdzie nowa kolekcja będzie miała jako pierwsza prawo wyboru swojego modelu.
Zobacz: Jak działają hakerzy? 5 etapów cybertataku
Kiedy najbardziej opłaca się kupować suknię? Sezon dzieli się na sprzedażowy i przymiarkowy. Sezon sprzedażowy zaczyna się od listopada i trwa do kwietnia. Od kwietnia zaczynają się przymiarki na kolejny rok i poprawki na obecny. Nowa kolekcja pojawia się raz na rok, kiedyś był to styczeń, teraz początek listopada, koniec października.
Rabaty obsługa sklepu ma narzucane odgórnie, w zależności od miesiąca i artykułu – raz jest to welon, raz bolerko. Jak mówi moja rozmówczyni, dla konsultantek bardzo ważne jest, aby mieć możliwość obniżenia ceny. Najbardziej opłaca się kupować suknię na początku sezonu, kiedy wchodzi nowa kolekcja, chyba że poluje się na model z wyprzedaży. Obecnie – pod koniec lipca są największe rabaty – można kupić suknię nawet o połowę taniej.
Kto pomaga w doborze sukni w salonie? Często przychodzą z narzeczonymi. Pomaga doradzić, choć niektórym panom jest wszystko jedno, a niektórzy za bardzo się wtrącają. Są i tacy którzy potrafią przyjść przy ostatniej poprawce i powiedzieć, że jemu się nie podoba – wtedy zaczyna się płacz i zgrzytanie zębami. Kiedy przyszłe panny młode za ładnie wyglądają - też niedobrze. Nie może być zbyt wyzywająco, w myśl zasady: „Jest moja, więc nie może wyglądać za ładnie, żeby podobać się innym".
Miranda przyznaje, że nie lubi, kiedy przychodzą z mężczyznami. „Najgorsze są z kolei stada przyjaciółek, które nigdy nie doradzają pod kątem panny młodej, tylko patrzą jak same by wyglądały w danej sukni. Są i panie, które przychodzą do salonu same i samodzielnie dokonują wyboru, ponieważ chcą zaskoczyć na ślubie wszystkich gości."
Przeczytaj: Mamy już dwa samoloty dla VIP-ów! Drugi Gulfstream G550 wylądował w Bydgoszczy
Miranda, pytana o średnią wieku panien młodych odpowiada, że ostatnio znacząco się podwyższyła. Coraz więcej jest klientek po 25-tce, ale wiek oscyluje bliżej 30-stki, nawet 32 -35 lat. Co da się zauważyć: Polki bardzo odchudzają do ślubu. Nie brakuje pań, które stosują do ślubu drakońskie diety. Niestety później odpuszczają i w małżeństwie przybywa im nadprogramowych kilogramów.
Jak w życiu – w salonie ślubnym zdarzają się zarówno zabawne, jak i smutne historie. „Raz przyszła dziewczyna z matką, która powiedziała jej: >>Sukienka jest ładniejsza od ciebie<<. Dziewczynie zrobiło się przykro i się popłakała. Innym razem przytrafiła się dziewczyna z matką, która zamiast oglądać sukienki, w salonie szukała... Pokemonów. Było to w okresie, kiedy ta gra na telefon była bardzo popularna".
Są i smutne historie – któregoś dnia w salonie pojawił się mężczyzna, który wypożyczył suknię ślubną dla kobiety, z którą był w związku od 18 lat i z którą miał już jedno dziecko. Postanowili się pobrać, ponieważ miała urodzić drugie dziecko, ale ciąża była poważnie zagrożona i ona wiedziała już, że umrze. Wypożyczając suknię, konsultantki nie wiedziały o historii pary - dowiedziały się dopiero później, kiedy mąż w żałobie przyszedł i oznajmił im, że chce dopłacić za suknię i kupić ją na własność. Planował bowiem pochować żonę w wypożyczonej sukni. Obsługa salonu była w szoku i nie wzięła od niego żadnych pieniędzy.
Słodko-gorzkie akcenty zdarzają się codziennie, a praca konsultantki ślubnej jest życiowa jak żadna inna. Są niezbędne, bo pomagają na początku drogi – kiedy państwo młodzi mają stanąć na ślubnym kobiercu i powiedzieć sobie „tak". Wtedy dbają o ich wygląd, który ma być perfekcyjny. Taki, jak ich przyszłe życie. Później okazuje się, że życie nie jest, choć więc niech suknia taka będzie. Wyjątkowa, jak dzień ślubu.