Historia wkroczenia wojsk sowieckich i polskich do lewobrzeżnej Warszawy w styczniu 1945 roku jest nierozerwalnie związana z tragedią Powstania Warszawskiego i późniejszym, metodycznym niszczeniem miasta przez Niemców. Po upadku powstania, na rozkaz Hitlera, okupanci rozpoczęli planową destrukcję polskiej stolicy, wywożąc najpierw wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość – od maszyn fabrycznych po wyposażenie mieszkań, a następnie systematycznie wysadzając kolejne kwartały miasta. Do stycznia 1945 roku Niemcy zdążyli wywieźć około 45 tysięcy wagonów zrabowanego mienia, a miasto zamienili w morze ruin – zniszczeniu uległo 84 procent zabudowy, w tym 90 procent budynków zabytkowych. W tym samym czasie na prawym brzegu Wisły, „wyzwolonym” już we wrześniu 1944 roku, Sowieci tworzyli zręby swojego aparatu terroru, organizując między innymi katownie NKWD w kamienicy przy ulicy Strzeleckiej.
W naszym cyklu Super Historia z Super Expressem przedstawiamy wydarzenia ze stycznia 1945 roku, gdy do zrujnowanej Warszawy wkroczyły oddziały Armii Czerwonej i Wojska Polskiego.
Operacja warszawska
Wkroczenie do ruin Warszawy było częścią wielkiej ofensywy rozpoczętej przez Armię Czerwoną 12 stycznia 1945 roku, nazwanej operacją wiślańsko-odrzańską. W działaniach uczestniczyły 1 Armia Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Stanisława Popławskiego oraz 47. i 61. Armia 1 Frontu Białoruskiego. Sowiecka strategia zakładała oskrzydlenie miasta – 61. Armia nacierała z przyczółka warecko-magnuszewskiego, a 47. Armia od strony Modlina. Obie jednostki kierowały się w stronę Błonia, tworząc tzw. kocioł warszawski, w którym znalazła się niemiecka 9. Armia.
Niemieckie dowództwo, świadome groźby okrążenia, podjęło decyzję o ewakuacji. Gen. Smilo Freiherr von Lüttwitz, wbrew rozkazom przełożonych, wydał polecenie wycofania się z linii Wisły, by zorganizować obronę nad Bzurą, Rawką i Pilicą. Decyzja ta sprawiła, że walki o ruiny miasta trwały zaledwie kilka godzin. 17 stycznia 1945 roku przed żołnierzami 1 Armii WP znajdowały się jedynie niemieckie siły osłonowe.
Rankiem 17 stycznia 1., 3. i 4. Dywizje Piechoty rozpoczęły natarcie od południowego wschodu w kierunku przedmieść Warszawy. 2. Dywizja Piechoty, po przeprawie w okolicach Jabłonny na Kępę Kiełpińską, zaatakowała północne krańce stolicy. Równocześnie 6. Dywizja Piechoty i 1. Warszawska Samodzielna Brygada Kawalerii przekroczyły Wisłę, uderzając na miasto odpowiednio z Pragi, ze wschodu i od południa.
Do poważniejszych starć z nieprzyjacielem dochodziło sporadycznie. Walki toczyły się głównie w rejonie Lasku Bielańskiego, zburzonego Dworca Głównego oraz na skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu. Intensywny, choć krótki bój stoczono o Cytadelę. Około godziny 15 ruiny zostały oczyszczone z wroga. Największym zagrożeniem dla wkraczających żołnierzy okazały się pozostawione przez Niemców miny-pułapki – to właśnie ich wybuchy spowodowały większość z około 110 poległych żołnierzy LWP.
Miasto bez mieszkańców
To, co zobaczyli żołnierze wkraczający do lewobrzeżnej Warszawy, przekraczało wszelkie wyobrażenia o zniszczeniach wojennych. Miasto przedstawiało obraz całkowitej zagłady – morze ruin przysypanych styczniowym śniegiem, wypalone szkielety kamienic, sterty gruzów zalegające na ulicach. „Warszawa przedstawiała makabryczny widok. Wymarłe kompletnie, zburzone miasto, przysypane śniegiem. Gdzieniegdzie jakieś wybuchające pociski, miny, których Niemcy mnóstwo zostawili” – wspominał Michał Barcz, żołnierz I Armii Wojska Polskiego.
Najbardziej przejmujący był brak ludzi. W mieście, które przed wojną tętniło życiem i liczyło ponad milion mieszkańców, pozostało zaledwie kilkanaście tysięcy osób. Byli to ci, którzy nie opuścili Warszawy po upadku powstania, ukrywający się w ruinach. Jednym z nich był wybitny pianista i kompozytor Władysław Szpilman, który przez pół roku samotnie wegetował w gruzach. „Nie wiedziałem, że Warszawa jest wyzwolona. Byłem od pół roku w całkowitej samotności, ukryty w ruinach. Kiedy 20 stycznia usłyszałem jakieś dźwięki na ulicy i zobaczyłem ludzi, rozpłakałem się. Byłem wolny” – wspominał później artysta.
Statystyki zniszczeń były porażające. Straty urbanistyczne sięgały 84 procent zabudowy miasta. Najbardziej ucierpiała infrastruktura przemysłowa, zniszczona w 90 procentach. Zdewastowano 72 procent substancji mieszkalnej. Szczególnie bolesna była utrata zabytków – zniszczeniu uległo 90 procent historycznej zabudowy, w tym bezcenne pałace i kościoły pamiętające czasy świetności Rzeczypospolitej. Ostatnim aktem niemieckiego barbarzyństwa było podpalenie 16 stycznia 1945 roku magazynu Biblioteki Publicznej przy ul. Koszykowej, gdzie spłonęło pół miliona woluminów.
Żołnierze, którzy weszli do miasta, nie kryli wstrząsu. „Ruiny, ruiny, ruiny i gdzieniegdzie na placykach trupy z biało-czerwonymi opaskami, wiedzieliśmy, że to byli żołnierze AK. Nasi chłopcy patrzyli odrętwiali, nie byli w stanie wydobyć słowa, tylko słyszałem pojedyncze 'Boże, Boże...'” – relacjonował jeden z uczestników walk. Znamienne było, że względnie niezniszczona pozostała tylko tzw. dzielnica niemiecka i gmachy gestapo w alei Szucha, gdzie, jak odnotował reporter „Życia Warszawy”, „popłoch zastał gestapowców przy śniadaniu: jeszcze leżą niedogryzione biszkopty, walają się butelki po winie”.
NKWD wkracza do akcji
Równolegle z ceremonialną defiladą, w cieniu ruin rozpoczynała się mroczna operacja sowieckich służb specjalnych. Już 19 stycznia, zaledwie dwa dni po „wyzwoleniu”, gen. Iwan Sierow przesłał do szefa NKWD Ławrientija Berii szczegółowy raport z podjętych działań. Sowiecki aparat represji działał z charakterystyczną dla siebie precyzją i skutecznością, realizując przygotowany wcześniej plan przejęcia kontroli nad miastem.
Plan NKWD obejmował trzy główne kierunki działań. Po pierwsze, utworzono grupy operacyjno-czekistowskie, których zadaniem była „filtracja” mieszkańców próbujących przedostać się na Pragę. Po drugie, specjalne grupy operacyjne, złożone z funkcjonariuszy polskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i sowieckich czekistów, rozpoczęły polowanie na członków kierownictwa Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych i podziemnych partii politycznych. Wreszcie, dla zabezpieczenia tych działań, w Warszawie rozlokowano 2. Pułk Pograniczny NKWD i dwa bataliony 38. Pułku Pogranicznego.
Nie była to pierwsza tego typu operacja NKWD w Warszawie. Już we wrześniu 1944 roku, tuż po zajęciu Pragi, sowiecki aparat terroru rozpoczął tworzenie swojej infrastruktury. W kamienicy przy ulicy Strzeleckiej urządzono więzienie i katownię dla żołnierzy podziemia, z pokojami przesłuchań i kwaterami funkcjonariuszy. NKWD zajęło również część gmachu Gimnazjum im. Władysława IV oraz budynek tzw. rogatki praskiej, tworząc sieć punktów, w których „zaprowadzano porządek”.
Prof. Tomasz Strzembosz, komentując te wydarzenia, zauważył gorzko: „Niemcy odeszli, ale ci, którzy przyszli tworzyli sytuację niemal analogiczną. Zapełniły się więzienia, tym razem NKWD, choćby na Zamku Lubelskim czy na warszawskiej Pradze. Tak jak za okupacji niemieckiej ludzie znikali i znajdowali się w więzieniach”. Ta ponura rzeczywistość stała w jaskrawym kontraście z oficjalną propagandą głoszącą wyzwolenie i braterstwo polsko-sowieckie.
Powrót do ruin
Mimo administracyjnych zakazów władz i skrajnie trudnych warunków życia, pod koniec stycznia 1945 roku warszawiacy zaczęli masowo wracać do swojego miasta. W prawobrzeżnej części Warszawy mieszkało już wtedy około 140 tysięcy osób, a ponad 20 tysięcy przebywało na odległych lewobrzeżnych przedmieściach. Do końca stycznia, pomimo braku mieszkań, żywności, opału, oświetlenia i komunikacji, liczba mieszkańców wzrosła o kolejne 12 tysięcy.
Atmosferę tych dni przejmująco opisała Maria Ginter, żołnierz Armii Krajowej i była więźniarka Pawiaka: „Na wieść, że Warszawa wolna, wysiedleńcy zapragnęli powrotu. Niezrażeni faktem, że miasto nie istnieje, domy spalone i zburzone, spieszą przekonać się o tym na własne oczy. Niekończące się tłumy ściągają wszystkimi drogami. [...] Nikt nie wierzy, że można zrównać z ziemią milionowe miasto. Każdy się łudzi, że zamieszka gdzieś kątem. Że znajdzie chociaż ślady swego dawnego życia. Wielu, stanąwszy przed domem, z którego pozostała tylko kupa gruzów, odchodzi zrezygnowanych„.
Jednak determinacja warszawiaków była silniejsza niż rozpacz nad ruinami. „Z niesamowitą energią i przedsiębiorczością wprowadzają życie, które kipi z dnia na dzień z coraz większą werwą” – pisała Ginter. „Jest to gremialny i spontaniczny ciąg ludzi, którzy ukochali to miasto ponad wszystko, którzy solidarnie stanęli do walki o jego wolność i którzy wskrzeszają je wbrew wszelkiej logice. Niemcy postanowili, że Warszawy nie będzie. Warszawiacy temu zaprzeczyli”.
Jak zauważył historyk dr Andrzej Chmielarz: „W styczniu 1945 roku to było wejście do ruin miasta, a na wyzwolenie to Warszawa czekała w sierpniu i wrześniu 1944 roku. Niestety, wtedy mieszkańcy miasta nie zostali wyzwoleni. Wyzwolono gruzy pół roku później”. Ta gorzka prawda najlepiej oddaje paradoks stycznia 1945 roku – Warszawa została oswobodzona od Niemców, ale nie odzyskała wolności. Bilans strat był porażający: 600-800 tysięcy zabitych mieszkańców, w tym około 350 tysięcy Żydów i 170 tysięcy ofiar Powstania Warszawskiego. Jednak nawet w tych tragicznych okolicznościach miasto zaczynało swoje nowe życie, choć była to egzystencja w cieniu sowieckiej dominacji.
Miasto, które przetrwało
Osiemdziesiąt lat po tamtych wydarzeniach data 17 stycznia 1945 roku pozostaje symbolem historycznej ambiwalencji. Z jednej strony był to dzień, w którym skończyła się niemiecka okupacja i systematyczne niszczenie miasta, z drugiej – początek nowego zniewolenia. Jak podkreślił w 2021 roku ówczesny prezes IPN Jarosław Szarek: „Wkraczając do Polski armia sowiecka kończyła straszną, nieludzką okupację niemiecką, ale nie przynosiła wolności. Przynosiła kolejne zniewolenie”.
Narracja o „wyzwoleniu Warszawy” jest do dziś podtrzymywana przez reżim na Kremlu, który odwołuje się do dziedzictwa Związku Sowieckiego. Jednak dla współczesnych historyków sprawa jest jednoznaczna - to było zajęcie wymarłego miasta, kilka godzin wcześniej opuszczonego przez oddziały niemieckie. Jak stwierdził historyk Andrzej Krzysztof Kunert: „W moim odczuciu 17 stycznia 1945 roku nastąpiło nie wyzwolenie miasta, ale wyzwolenie morza ruin, pozbawionego mieszkańców. Nazwałbym to zajęciem wymarłego miejsca [...] W stolicy nie było nikogo, kto by mógł przywitać wkraczające wojsko kwiatami”.
Paradoksalnie, prawdziwe życie zaczęło wracać do Warszawy dopiero wraz z jej mieszkańcami, którzy - wbrew logice, trudnościom i nowej politycznej rzeczywistości – postanowili odbudować swoje miasto. To ich determinacja, a nie data wkroczenia Armii Czerwonej i wojsk Berlinga, stanowi rzeczywisty początek powojennej historii stolicy.