Jak wynika z informacji „Rzeczpospolitej", nadciąga kolejna fala zwolnień, po zeszłorocznej, która objęła nawet 45 tys. miejsc pracy w spółkach ochroniarskich. Wtedy powodem redukcji etatów było ozusowanie umów-zleceń, teraz mają nim być wyższe koszty zatrudnienia. Na zmianach wbrew pozorom najbardziej nie ucierpią firmy, które są największe i obsługują banki czy konwoje z gotówką. Największe straty będą mieć bowiem małe i średnie spółki security. To właśnie im udało się waloryzować tylko ok. 10 proc. kontraktów. Są i tacy, którzy po prostu zamykają interes, nie chcąc bawić się w „optymalizację" wynagrodzeń czy płacenie na lewo.
Zobacz również: Straż miejska zatrudnia. Chce wyższego wykształcenia, a oferuje śmiesznie małe pieniądze
Instytucje, które muszą być chronione nie są bowiem nadal w nawet najmniejszym stopniu gotowe na podwyżki kosztów pracy, a ktoś przecież musi zabezpieczać placówki ZUS-u, urzędy i biura administracji. Według Państwowej Izby Ochroniarskiej, obowiązek wyższych stawek za umowę-zlecenie wprowadzono, ale nikt nie pomyślał, aby zwiększyć budżety instytucji na ochronę. Dodatkowych pieniędzy jak nie było, tak nie ma.
Sytuacja powoli staje się patowa, a jeśli nikt nie wprowadzi odpowiednich regulacji w tym zakresie, najpewniej szybko rozwinie się i tak już rozbudowany rynek usług ochroniarskich „na czarno", składający się z tych, którzy wolą zarobić mniej i bez umowy, niż stracić pracę.
Źródło: rp.pl