Przez dwa lata Inspekcja Handlowa sprawdzała produkty włókiennicze w Polsce. Efekt? Ponad 30 proc. zbadanych ubrań dla niemowląt, małych dzieci i dorosłych, strojów kąpielowych, ręczników, pościeli bądź obrusów było złej jakości lub niewłaściwie oznakowanych. Jak informuje UOKiK, kontrole przeprowadzano głównie w sklepach, ale także u producentów i importerów oraz w hurtowniach. Najgorzej wypadły produkty zbadane w laboratorium. Przykłady?
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Drożyzna w sklepach! Absurdalne ceny warzyw i owoców
Sweter damski miał być w 100 proc. zrobiony z lnu, a okazało się, że jest w nim 78,7 proc. akrylu i 31,3 proc. poliestru. Koszulka męska miała być w 100 proc. uszyta z bawełny, a było w niej 61,4 proc. poliestru i tylko 38,6 proc. bawełny. Ręczniki miały inne wymiary niż deklarowane, a np. z „plamoodpornych” obrusów nie można było wyczyścić oleju rzepakowego.
- W ubraniach, które nie trafiły do laboratorium, zastrzeżenia wzbudziły m.in. wystające nitki czy krzywe szwy. Kontrolerzy stwierdzili też niewłaściwe oznakowanie w ok. 28 proc. sprawdzonych pod tym względem partii. Najczęściej przyczyną były nieprawidłowe nazwy włókien na etykietach albo brak informacji o składzie surowcowym – informuje UOKiK i przypomina, żeby towar przed zakupem dokładnie sprawdzić. Nie ma jednego sposobu określania rozmiarów, więc „M” nie zawsze będzie „M”. Dodatkowo wypada dokładnie obejrzeć produkt, czy nie ma dziur lub gdzieś nie puściły szwy. O ile kupując przez internet zawsze mamy prawo zwrotu, o tyle w sklepach stacjonarnych zależy to tylko od dobrej woli właściciela.