Chyba każdy z nas słysząc, że dostanie jakieś pieniądze, natychmiast zadaje sobie pytanie: „ale to będzie brutto czy netto”?. Nic dziwnego – system podatkowy w Polsce do najprostszych nie należy. Same składki emerytalne czy chorobowe, jakie co miesiąc pobierane są z naszego wynagrodzenia brutto, zależne są chociażby od zawodu jaki uprawiamy. Inną kwotę skarbówka „weźmie” od górnika, a inną od nauczyciela.
Emeryci też łatwo nie maja – także płacą składki chorobowe i, tak jak wszyscy otrzymujący jakieś pieniądze, podatek dochodowy. Choć powstał obywatelski projekt podatkowego odciążenia emerytów, to – o czym informowaliśmy w „Super Expressie” - rząd nie zamierza się nad nim pochylać.
Jak dużo więc i pracownicy i emeryci co miesiąc oddają skarbówce? Pod lupę wzięliśmy osoby pobierające (wg ZUS) najniższe świadczenia emerytalne, nauczycieli, policjantów, górników oraz kasjerów.
Poza emerytami, fiskus każdej z tych grup zabierał niemal 1/3 wypłaty, którą mieli na swojej umowie. Zarabiający (brutto), według informacji ZZG, 6 tys. złotych górnicy do skarbówki co miesiąc wpłacają z tego niemal 1,8 tys. złotych. Nauczyciele (wg danych ZNP), których średnie wynagrodzenie to nieco ponad 2,4 tys. złotych muszą na składki i podatki przeznaczyć prawie 700 złotych. Statystyczny policjant, wg ostatniego raportu GUS, otrzymuje 4,5 tys. złotych, a skarbówka potrąca z tego 1,3 tys. złotych. Wynagrodzenie kasjerów-sprzedawców, których spotkać możemy w popularnych sieciach marketów, wynosi ok. 3 tys. złotych (średnia pensja w handlu detalicznym wg portalu „wynagrodzenia.pl”), ale z tego muszą „oddać” fiskusowi niemal 900 złotych.
W przypadku osób pobierających świadczenie emerytalne odpada, co logiczne, opłata na składki emerytalne. Mimo wszystko, nawet po przyszłorocznej waloryzacji emerytur, te najniższe wciąż będą głodowe. Wynosić one będą bowiem nieco ponad 1 tys. złotych,a z tego emerytowi skarbówka pobierze jeszcze 155 złotych.